Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

I bardzo dobrze. Teraz wy wszyscy, którym nie podoba³o siê, ¿e zamieszka³em przy tej ulicy, bêdziecie patrzeæ, jak te podpalane czarnuchy zaje¿d¿aj¹ wielkimi samochodami pod swój koœció³ i szwendaj¹ siê po ca³ej okolicy. Rozeœmia³ siê s³abo i zaraz chwyci³ go kaszel. — Dobrze siê czujesz? — Jasne. To tylko ta przeklêta grypa. Straszna dziwka z tej pielêgniarki. Któregoœ dnia, nic mi nie mówi¹c, wyrzucili st¹d Filomenê i deportowali j¹ czy coœ w tym rodzaju. Annie pozwolili przyjœæ tutaj tylko kilka razy. Znowu mieszka w Brooklynie. Nie mam nikogo, z kim móg³bym porozmawiaæ. Oprócz pierdolonych federalnych. Kiwn¹³em g³ow¹. Departament sprawiedliwoœci, jeœli tylko chce, potrafi byæ bardzo przykry i ma³oduszny, a kiedy jednoczeœnie dobierze siê cz³owiekowi do skóry IRS, jedyne, co mu pozostaje, to wsadziæ g³owê miêdzy nogi i poca³owaæ siê na po¿egnanie we w³asny ty³ek. — W zamian za co pozwoli³eœ na to wszystko? Za wolnoœæ? - zapyta³em. — Zgadza siê. Za wolnoœæ. Jestem wolny. Wszystko darowane. 389 Ale najpierw musia³em wszystkich wydaæ i pozwoli³em federalnym, ¿eby bawili siê ze mn¹ jak kot z mysz¹. Jezu Chryste, ci faceci s¹ gorsi od komuchów -- powiedzia³ i popatrzy³ na mnie. - Ale tak w³aœnie brzmia³a twoja rada, prawda, mecenasie? Sprzedaj siê, Frank. Zacznij nowe ¿ycie. — Tak, tak w³aœnie brzmia³a moja rada - odpar³em. — Wiêc skorzysta³em z niej. — Nie, Frank. Podj¹³eœ samodzieln¹ decyzjê. Wed³ug mnie - doda³em - praktycznym rezultatem tego wszystkiego, a zarazem rzecz¹ najwa¿niejsz¹ jest to, ¿e zaczynasz nowe ¿ycie. Domyœlam siê, ¿e opuœcisz to miejsce pod nowym nazwiskiem. — Tak jakby. W tej chwili objêty jestem federalnym programem ochrony œwiadków. Potem, jeœli bêdê grzeczny, otrzymam now¹ to¿samoœæ. W nowym ¿yciu chcê zostaæ ksiêdzem. - Uœmiechn¹³ siê z wysi³kiem i wyprostowa³ na ³ó¿ku. - Masz, napij siê ze mn¹ troche wina. - Wzi¹³ z nocnego stolika czysty kubek i nala³ mi do pe³na. Upi³em ³yk. To by³o chianti, kwaœne jak ocet; dojrzewa³o chyba we wnêtrzu akumulatora. Jak chory cz³owiek móg³ piæ coœ takiego? — Nie powinienem nikomu mówiæ, dok¹d jadê, ale wracam do W³och - powiedzia³ i poklepa³ le¿¹c¹ na stoliku ksi¹¿kê. - Zabawne, ¿e mówimy o powrocie, tak jakbyœmy stamt¹d przyjechali. Moja rodzina mieszka w Ameryce od trzech pokoleñ. W ci¹gu ostatnich trzydziestu lat odwiedzi³em W³ochy z dziesiêæ razy. Ale wci¹¿ mówimy o powrocie. Czy wy te¿ mówicie, ¿e dok¹dœ wracacie... ale dok¹d? Do Anglii? — Nie, ja nic takiego nie mówiê. Mo¿e tylko w myœlach, czasami, Ale ja jestem tutaj od zawsze. Jestem Amerykaninem. I ty nim jesteœ. W gruncie rzeczy, nie uwierzy³byœ, jaki jesteœ cholernie amerykañski. Rozumiesz? Uœmiechn¹³ siê. - Tak, wiem, wiem. Nie spodoba mi siê chyba ¿ycie we W³oszech, prawda? Ale tam jest bezpieczniej. Lepsze to ni¿ ¿ycie za kratkami! albo œmieræ. Federalni uzgodnili wszystko z w³oskim rz¹dem. Mo¿e któregoœ dnia bêdziesz mnie móg³ odwiedziæ. Nie odpowiedzia³em. Przez chwilê obaj popijaliœmy w milczeniu wino. Po jakimœ czasie Bellarosa odezwa³ siê, ale tak naprawdê nie mówi³ do mnie, lecz do siebie i byæ mo¿e do swoich paesanos, których sprzedawa³ en bloc. 390 - Stary kodeks milczenia jest martwy - powiedzia³. - Nie ma ju¿ wiêcej prawdziwych mê¿czyzn, nie ma bohaterów i facetów, którzy chodz¹ z podniesionymi g³owami. Nie ma ich po ¿adnej stronie barykady. Wszyscy - policjanci i z³odzieje - jesteœmy papierowymi, nale¿¹cymi do klasy œredniej facetami i kiedy nas przycisn¹, idziemy na uk³ady, ¿eby ratowaæ w³asny ty³ek, pieni¹dze i ¿ycie. Gotowi jesteœmy zdradziæ ka¿dego i cieszymy siê, ¿e daj¹ nam szansê, ¿ebyœmy mogli to zrobiæ. Ponownie nic nie odpowiedzia³em. — Siedzia³em kiedyœ w kryminale, mecenasie - powiedzia³. - To nie jest miejsce dla takich ludzi jak my. Ono jest dla nowego typu przestêpców, dla ludzi o ciemniejszym kolorze skóry, dla twardzieli. Moi ludzie nie walcz¹ ju¿ na œmieræ i ¿ycie. Staliœmy siê podobni do was. Zrobiliœmy siê miêkcy. — No có¿, mo¿e bêdziesz móg³ uprawiaæ ziemiê na tej swojej farmie niedaleko Sorrento. Rozeœmia³ siê. — No pewnie. Wieœniak Frank. Wszystko na to wskazuje - powiedzia³ i spojrza³ mi prosto w oczy. - Zapomnij o Sorrento, mecenasie. Capisce? — S³yszê. Dam ci pewn¹ radê, Frank - doda³em ciszej. - Tak¿e federalnym nie ufaj, ¿e zachowaj¹ w tajemnicy twój przysz³y adres. Jeœli wyœl¹ ciê do Sorrento, nie siedŸ tam za d³ugo. Mrugn¹³ do mnie. — Mia³em racjê, ¿e zrobi³em ciê honorowym Napoletano. — Przypuszczam równie¿, ¿e Anna jedzie razem z tob¹, uwa¿aj wiêc na stemple na listach, które bêdzie wysy³a³a do domu. Zw³aszcza do swojej siostry. Zabierasz ze sob¹ Annê, prawda? - zapyta³em. — Tak - odpar³ po krótkim wahaniu. - Jasne. Jest moj¹ ¿on¹. Co ma tutaj robiæ? Zapisaæ siê do college'u i pójœæ do roboty w IBM? — Czy tak samo martwi siê z powodu wyjazdu, jak wtedy, kiedy siê tutaj sprowadzaliœcie? — Musisz o to pytaæ? Na litoœæ bosk¹, ona nigdy nie chcia³a opuszczaæ domu swojej matki. Pomyœl tylko o tych imigrantkach, które przyje¿d¿a³y tutaj z pustymi rêkoma ze s³onecznej Italii i radzi³y sobie jakoœ w nowojorskich czynszówkach. A teraz córki i wnuczki tych kobiet dostaj¹ rozstroju nerwowego, kiedy zepsuje im siê 391 pierdolona maszyna do zmywania naczyñ. Rozumiesz? Ale niewa¿ne, my te¿ nie jesteœmy lepsi. Mam racjê? — Masz - odpowiedzia³em. - Mo¿e bardziej jej siê spodoba we W³oszech ni¿ w Lattingtown. — Nie s¹dzê. Wszystkie zamê¿ne W³oszki s¹ nieszczêœliwe. S¹ szczêœliwymi dziewczynami i wdowami, ale nieszczêœliwymi ¿onami. Mówi³em ci ju¿, nie sposób daæ im szczêœcie, wiêc trzeba je ignorowaæ. S¹ tutaj wci¹¿ moi synowie i Anna wariuje z ich powodu. Mo¿e te¿ bêd¹ chcieli pojechaæ i ¿yæ razem z nami. Kto wie? Mo¿e jeszcze tu kiedyœ wrócê. Mo¿e wejdziesz któregoœ dnia do pizzerii w Brooklynie i zobaczysz mnie za lad¹. Poci¹æ ci pizzê na osiem czy dwanaœcie kawa³ków? - — Dwanaœcie. Jestem g³odny. - Prawdê mówi¹c, nie potrafi³em wyobraziæ sobie siebie w charakterze klienta brooklyñskiej pizzerii, podobnie jak Franka Bellarosy za lad¹. On sam zreszt¹ nie mówi³ tego serio. Popisywa³ siê tylko - mo¿e przede mn¹, a mo¿e przed federalnymi, je¿eli pods³uchiwali