Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Nagle Laura usByszaBa w kominie cichy trzask. Mama umilkBa, wstaBa z fotela i schyliBa si, by zajrze do wntrza komina. Potem podniosBa si ostro|nie, podaBa dziecko Mary i, usadziwszy je obie wygodnie na swoim miejscu, wybiegBa z domu. Laura pognaBa za ni. Szczyt komina staB w ogniu. PaliBy si gaBzki, z których tatu[ zrobiB niegdy[ sam jego czubek. OgieD huczaB na wietrze, iskry strzelaBy w kierunku dachu, który w ka|dej chwili mógB si zaj ogniem. Mama chwyciBa za gruby kij i zaczBa z caBej siBy okBada palcy si komin; pBonce patyki padaBy na ziemi tu| obok niej. Laura zupeBnie nie wiedziaBa, co robi. ZBapaBa wic drugi 102 kij, lecz mama kazaBa jej si odsun. PatrzyBa wic w przera|eniu na huczce jzyki ognia. CaBy dom mógB si od nich zaj, a ona staBa bezradnie, z opuszczonymi rkami. PobiegBa wic z powrotem do domu. PBonce patyki i wgle wpadaBy przez komin i toczyBy si po palenisku. Izba byBa peBna dymu. Nagle jeden z wielkich, palcych si patyków wypadB z kominka i potoczyB si po podBodze, zatrzymujc si tu| obok spódniczki Mary. Dziewczynka jednak nie drgnBa nawet, zupeBnie skamieniaBa ze strachu. Laur równie| ogarnBo przera|enie. ChwyciBa jednak za oparcie ci|kiego, bujanego fotela i pocignBa go z caBych siB. Fotel, na którym siedziaBa Mary z dzieckiem, drgnB i przesunB si do tyBu. Wtedy Laura chwyciBa pBonce polano i wrzuciBa je z powrotem do kominka. - Mdra z ciebie dziewczynka, Lauro. PamitaBa[, |e nie wolno zostawi |aru na podBodze - powiedziaBa mama, która wBa[nie weszBa do domu. PodniosBa wiadro z wod i szybkim, lecz spokojnym ruchem zalaBa pBoncy kominek. Zaraz zaczBy si stamtd wydobywa kBby pary. - Nie poparzyBa[ sobie rk? - spytaBa. ObejrzaBa dBonie Laury, lecz nie znalazBa na nich [ladów oparzeD, poniewa| dziewczynka pozbyBa si rozpalonego kawaBka drewna najszybciej, jak mogBa. Cho zbieraBo si jej na pBacz, z caBej siBy powstrzymywaBa Bzy. Jedna jedyna Bezka spBynBa po jej policzku; Laura poczuBa pieczenie w gardle, ale nie wybuchnBa pBaczem. ByBa na to za du|a. PrzytuliBa si mocno do mamy i ukryBa twarz w faBdach jej sukni. DzikowaBa Bogu, |e mamie nic si nie staBo. - Nie pBacz, Lauro - odezwaBa si mama, poklepujc j po gBowie