Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
c/.upla lêg, zjadaj¹c jaja nic zap³odnionS^które odró¿nia po bledszym ubarwieniu, l^esztê natomiast wachluj¹cymi ruchami p³etw i ca³ego cia³a raz po raz przesuwa tu¿ pod podeszw¹ ukwia³u w miarê jego pe³zania po pod³o¿u. Opieka ta jest tak staranna, ¿e nie pozwala nikomu naruszyæ ikry. Po dziewiêciu dniach wykluwa siê oko³o dwudziestu tysiêcy pó³centy-metrowych rybek. Przychodz¹ na œwiat prawie równoczeœnie, zawsze noc¹, kiedy wiêkszoœæ drapie¿ców œpi. Maleñstwa niezw³ocznie wyp³ywaj¹ ku powierzchni morza. Z tej pierwszej próby wychodz¹ ca³o tylko te. które na swej drodze ku górze nie natrafi³y na c/.u³ki ukwia³u, a tym samym nic zosta³y sparali¿owane przez parzyde³ka czy wch³oniête do jamy gastralnej i strawione w zbiorniku ¿r¹cych kwasów, gdzie smacznie œpi¹ w tym czasie ich rodzice, niby w najosobliwszym ³o¿u, jakie matka natura przygotowa³a swoim stworzeniom. Jak wszystko w przyrodzie plennoœæ amiiprionów dostosowana jest do stopnia prze¿ywalnoœci potomstwa. Po to. byœmy mogli ogl¹daæ doros³¹, wzglêdnie bezpiecznie urz¹dzon¹ w swym ¿ywym domku rybê ukwia³o-w¹, oko³o czterystu tysiêcy sztuk |ej rodzeñstwa musia³o paœæ ofiar¹ drapie¿ników w niemowlêctwie, w dzieciñstwie albo w wieku m³odzieñczym. Jest to odsiew olbrzymi (choæ wcale nic rekordowy w œwiecie ryb), lecz zgo³a nie nadmierny dla przetrwania gatunku zwa¿ywszy, ¿e taka jest liczba zap³odnionych jaj jednej samicy w ci¹gu dwóch lat i ¿e samica ta ¿yje kilkakrotnie d³u¿ej. Wracaj¹c do wyklutego lêgu, los jego jest w dalszym ci¹gu bardzo niepewn\f. Opieka ojca skoñczy³a siê raz na zawsze. Te maleñstwa, które nie pad³y pastw¹ ukwialu-opiekuna, spêdzaj¹ pierwsz¹ noc swego ¿ycia dryfuj¹c po powierzchni wody obok innych organizmów. Zanim wzejdzie s³oñce i na rafach koralowych nastanie pora bezlitosnego po¿erania, instynkt samozachowawczy nakazuje im ukryæ siê w pêkniêciach skalnych tak w¹skich, by drapie¿niki nie wydoby³y ich stamt¹d. Ale przecie¿ nie mo¿na tchórzliwie zaszyæ siê na sta³e w takiej kryjówce. Tak wiêc wynajduj¹c na dzieñ coraz to inny schowek, nocami drobniutkie amfip- nony dryfuj¹ ju¿ pojedynczo, rozrzucone przez fale po morskich bezkresach. Przewa¿aj¹ca ich czêœæ, zepchniêta na g³êbsze wody, ginie z nadejœciem jasnego dnia. Tylko ma³ej garstce uda siê znaleŸæ pierwszego w a ci u opiekuna. Nie jest to bynajmniej taki sam ukwia³, pod jakim wyklu³y siê z ikry. Istniej¹ bardzo ró¿norodne gatunki ukwia³ów kar³owatych. To w³aœnie one s¹ pierwszym domem, swoistym ¿³obkiem amiipnonowej m³odzi, nituj¹cym j¹ od nieuchronnego po¿arcia w morskiej toni. Nie mamy pojêcia, dlaczego w³aœnie taki jamoch³on, wprawdzie znacznie mniejszy od omówionych, lecz mog¹cy pomieœciæ parkê doros³ych amiiprionów, nigdy do tego nie dopuszcza. Gdyby któraœ z tych ryb próbowa³a siê w nim zadomowiæ, zosta³aby napadniêta i srodze poparzona, zanim zaczê³aby siê smarowaæ „maœci¹ ochronn¹". W ogóle ca³a ta symbioza jest nader tajemnicza od strony jej sensu biologicznego dla gospodarza przyjmuj¹cego m³ódŸ „na wychowanie . Trudno przypuœciæ, aby maleñki, zaledwie centymetrowy amliprionck skutecznie broni³ swego patrona przed zakusami nadgry/a.i£)c'ycn S° Pa" pugoryb i innych amatorów ukwia³owego przysmaku. Co najdziwniejsze, kiedy gromadka ma³ych lokatorów po kilku miesi¹cach dorasta, rokuj¹c nadzieje, ¿e niebawem sprosta roli obroñców jamoch³ona ten brutalnie zabiega o to, by jak najprêdzej jej siê pozbyæ. Amfiprionowe dzieci s¹ teraz przy ka¿dej sposobnoœci coraz dotkliwiej smagane czu³kami uzbrojonymi w jadowite parzyde³ka. Rade nie rade opuszczaj¹ wiêc zbuntowanego opiekuna, a ten z kolei, gdy jest ju¿ wolny, przygarnia nowe maleñkie amfipriony i ca³a historia powtaiza siê bardzo wiele razy, bowiem ukwia³y ¿yj¹ ponad sto lat. Przepêdzone amfipriony maj¹ tylko jedn¹ szansê ratunku: zagnieŸdziæ siê wewn¹trz wielkiego ukwia³u takiego, jaki zamieszkuj¹ jego nieznani, teraz gdzieœ bardzo daleko przebywaj¹cy rodzice. M³ode rybki mus/¹ ogromnie siê spieszyæ, gdy¿ w toni wodnej s¹ ca³kowicie bezbionne. W tym krytycznym okresie masowo padaj¹ ³upem najrozmaitszych drapie¿ników. Ocalej¹ te, którym nie tylko uda siê w porê dopaœæ wymarzonego schronienia, lecz tak¿e wyrafinowanym kamufla¿em z³agodziæ i na koniec z³amaæ opór pary obcych amiiprionów zasiedlaj¹cych ukwia³. Ale wiemy ju¿, ¿e doros³e amfipriony, a szczególnie w³adcze samice zazdroœnie strzeg¹ terytorium rozci¹gaj¹cego siê promieniœcie wokó³ ich ukwia³u. Tym bardziej nie znios³yby obecnoœci wspólplernieñca w obrêbie w³asnego mieszkania. M³odzi wêdrowcy musz¹ wiêc je przechytrzyæ. Czyni¹ to bardzo sprytnie: nie przyjmuj¹c jaskrawej „plakatowej" szaty osobników dojrza³ych, udaj¹ dzieci. Nie wiemy zreszt¹, czy takim fortelem budz¹ litoœæ, wykorzystuj¹c oddzia³ywanie odkrytego przez K. Lorenza „schematu dzieciêcoœci" . czy te¿ uchodz¹ w oczach gospodarzy za ryby obcego 25 gatunku, przez co nie wzbudzaj¹ popêdu agresji. Ta druga ewentualnoœæ jest o tyle prawdopodobna, ¿e amfipriony nie wychowuj¹ potomstwa, wiêc m³odych osobników mog¹ nie odró¿niaæ od obcych ryb. Ale i tak 26 sztuka zasiedlenia udaje siê tylko jednemu spoœród wielu tysiêcy.* Parka zasiedzia³ych w ukwiale amfiprionów, nie obdarzona towarzyskim usposobieniem, patrzy kosym okiem na nieznajomych intruzów. Przybysze zabezpieczaj¹ siê przed t¹ niechêci¹ w taki sam sposób, w jaki doros³y samiec ³agodzi z³e humory partnerki: stawaniem na g³owie i pokornym dr¿eniem. Obserwuj¹cy tê scenê wspomniany ju¿ Fricke naliczy³ w ci¹gu kwadransa a¿ piêædziesi¹t jeden takich demonstracji dygotania na ca³ym ciele, które po jakimœ czasie odnios³y zamierzony skutek. Zaadoptowana m³odzie¿ wygrywa podstawowy los: bezpieczny dach nad g³ow¹. ¯ycie tych przygarniêtych dzieci nie jest jednak sielank¹. W charakterze poddanych w cudzym domu nadal musz¹ siê maskowaæ nieraz bardzo d³ugo - kamufla¿em dzieciêcej szaty, która chroni je przed wygnaniem w toñ. Sama obecnoœæ doros³ych gospodarzy hamuje biologiczne procesy wzrostu podopiecznych. Nie znamy jeszcze mechanizmów tego odcl/ia³ywania, które zreszt¹ wystêpuj¹ w rozmaitych grupach zwierzêcych (u pszczó³, tak¿e innych owadów spo³ecznych). Skutki natomiast rzucaj¹ siê w oczy. Zjawisko to bada³ Robert M. Ross na rafach koralowych w wodach okalaj¹cych wyspê Guam (Archipelag Marianów). Œledz¹c okolicznoœci spo³ecznie kontrolowanego wzrostu ryb ukwia³owych - wykry³ nader ciekaw¹ zale¿noœæ: „£¹czna d³ugoœæ wszystkich amfiprionów zamieszkuj¹cych wspólnotê ukwia³ow¹ jest wprost proporcjonalna do rozleg³oœci obszaru pokrywanego przez ukwia³". Oznacza to, ¿e np. w razie œmierci jednego z czworga przysposobionych dzieci, ka¿de z pozosta³ych mo¿e wyd³u¿yæ siê o jedn¹ trzeci¹ d³ugoœci cia³a zmar³ego. I rzeczywiœcie, dzieje siê tak nader szybko. Szczególny przypadek zachodzi natomiast wówczas, gdy ginie jedna ryba spoœród pary gospodarzy