Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Jest to najmniej higieniczny rodzaj pracy dla artysty, gdyż jest to praca inwencją. W takiej sytuacji wytwarza się oczywiście dość gorszące polowanie na nagrody miejskie i państwowe. Nie trzeba dowodzić, że wszelkie subsydia rządowe, stypendia i nagrody muszą w poważnym stopniu wpływać destrukcyjnie na śmiałość i swobodę sztuki. Stpiczyński obiecuje, że państwo będzie bezinteresownym mecenasem sztuki. To już lepiej. Gdyby tak stało się istotnie, zasłużyłby sobie Stpiczyński na miano Juliusza drugiego85. Oj, przydałby się taki Juliusz drugi, bo bardzo już dosyć mamy Juliusza pierwszego. Chcieli już przyjść z pomocą sztuce bracia Jędrzejewicze, ale swe ambitne zamiary oddali w ręce ludziom najmniej właściwym, i papież Juliusz pierwszy rządził się jak szara gęś na Kapitolu. Spowiednik jego, braciszek Zawistowski, wsadzał sobie do Akademii różnych kleinerów86, a „Pion" 85 Aluzja do Juliusza Kadena-Bandrowskiego będącego m.in. sekretarzem generalnym olskiej Akademii Literatury, współorganizatorem Towarzystwa Krzewienia Kultury Te-tralncj oraz delegatem rządu do spraw teatru. 8r' Juliusz Kleiner, historyk literatury. 58 1936 kosztował prawie tyle co wojna włosko-abisyńska, nie mówiąc już o tym, że w tej wojnie Abisyńczycy byli stroną zwycięską. Poważne mamy obawy, że akcja Stpiczyńskiego również nie znajdzie sobie właściwych ludzi do realizacji, a to jest sprawa najistotniejsza i najpierwsza. Trzeba by zacząć od czystki. Nadarza się świetna okazja, bo Juliusz pierwszy wpadł na koszmarny pomysł wyprawienia sobie jubileuszu. Już się nawet o tym gadało w Akademii. Można by więc z wszystkimi honorami „usunąć" Kadena z Olimpu. Mógłby sobie ten Zeusik wybrać jakąś inną górkę. Jest na przykład teraz kolejka na Kasprowy. Czy taka kolejka nie powinna mieć kierownika literackiego? Mógłby Kaden w ładnym mundurku jeździć tą kolejką i objaśniać pasażerom, jak to dzięki sanacji Tatry z marnych pagórków stały się wielkimi górami. Znaczna byłaby też ulga w narodzie, gdyby tak pewnego dnia śmiało, bez dużych ceregieli, skasować kursy poetyckie przez korespondencję, które z nie byle jakim uporem prowadzi Juliusz pierwszy w „Gazecie Polskiej". Nie jest poetą, więc czemu uczy poezji? Powinien już raczej prowadzić kursy „bieliźniarstwa przez korespondencję" albo, jak to gdzieś na własne oczy czytałem, „trzytygodniowy pełny kurs nauki fryzjerskiej dla zamiejscowych". Czemuż by tego nie miał robić? Przecież nie tylko nie jest poetą, ale i nie jest fryzjerem. Warto by zrobić taką czystkę, a zacząć od TKKT. Nudna ta instytucja sama się w końcu przekonała, że nie ma sensu i że trzeba wrócić do osobnych dyrekcji i teatrów o odrębnych obliczach. Wydawać by się mogło, że taki zwrot powinien spowodować dymisję tych, którzy wbrew nawoływaniom opinii upierali się przy tej koszarowej metodzie. Ale u nas nie wyciąga się konsekwencji z popełnionych błędów. W rezultacie cała zmiana w TKKT spowoduje powstanie paru nowych posad w jakiejś mętnej komisji do uzgadniania repertuaru. Jeśli się zmienia zasadę trzeba i ludzi zmienić, zwłaszcza gdy wiadomo, że ci ludzie gorsi byli od zasady. Powierzanie Teatru Narodowego i Teatru Nowego Solskiemu uważać musimy za próbę osłonięcia się autorytetem zasług i wieku przed wymaganiami żywej twórczości. Zwłaszcza oddanie Solskiemu Teatru Nowego, który miał być czymś w rodzaju sceny awangardowej, uważamy za nonsens. Tak samo wiele zastrzeżeń musi budzić ofiarowanie p. Warneckiemu dyrekcji Teatru Letniego. Czemu nie Jaracz? Czemu Schiller nie dostał swej sceny, a więc artyści, którzy mają własną i zdecydowaną fizjonomię, ale właśnie ten pierwszy uczeń i grzeczny chłopczyk od operetek? Czystkę zacząć należałoby od tego, aby dać pole do pracy artystom, a nie tworzyć nowe etaty dla „urzędników od spraw sztuki", jakich namnożyło się ostatnio do cholery i troszkę. Wyprowadzenie teatru czy nawet radia na czyste wody jest to sprawa stosunkowo nietrudna. Jeśli zaś chodzi o całość życia artystycznego w Polsce, nie da się ono uzdrowić personalnymi zmianami. Tu trzeba już głębszej i szerzej zakreślonej przebudowy. Trzeba stworzyć nowego odbiorcę, to znaczy trzeba ludzi w Polsce podnieść do poziomu ludzkiego bytowania. 1936 59 281 Nr 30,12 lipca Ludziom potrzebny jest jakiś porządek umowny, jakieś ramy, ujmujące zjawiska tego świata. Każdy by wolał, żeby ludzie i ich czyny były czytelne i oparte na konsekwencji. Co bowiem zrobić z pisarzem, który wymyśla na cenzurę i na Żydów, a jednocześnie wychwala cenzurę, szczuje przeciw sztuce i wszystko to zamieszcza w piśmie wydawanym przez jakiegoś Reichmana i do tego wcale nie Floyara87. Wychodzi pisemko „Film", w którym Ada Nowaczyński, nasz polski Daudet, podnieca cenzorów przeciw „symbolicznym Maxom Kronom", to niby znaczy przeciw Żydom, którzy rozsiewają komunizm. Bije Ada na alarm przeciw , jerychońskim trębaczom", przeciw „branży filmowej", woła, że to wszystko Ży-dy. Ostrzega przeciw „branży" i „trębaczom", i popiera „trębacza" Reichmana. Nasze sumienie narodowe zirytowało się na film Droga Młodych. Wydawać by się mogło, że sumienie narodowe poszło do kina i wstrząsnęło się ze zgrozy, widząc, jak ten film deprawuje czyste dusze różnych Doboszyńskich88. Ale nasz polski Daudet nie widział tego filmu, bo filmu cenzura nie puściła. Nasz polski Daudet nie był na żadnym pokazie, po prostu tylko słyszał, że był taki film, że najrozmaitsi ludzie występowali w obronie tego świetnego obrazu, i na ochotnika, na dobrowolca, poleciał na pomoc cenzurze. Poleciał do Maxa Krona Reichmana z artykułem Obowiązek cenzury. I co teraz mają sądzić pełni tężyzny młodzieńcy narodowi, gdy widzą, jak Ada wychwala cenzurę „rządu Berezy" na łamach żydowskiego pisemka filmowego? Nie utrudniajmy życia ludziom. Trudno by u nas wydawać, jak w Anglii, Who is Who, bo nie wiadomo, kto jest kto. Plącze się jeden z drugim, bardzo wielu Polaków żydzieje, a niejeden Żyd nabiera rozmachu i gestów nieboszczyka Szeli. Jeśli irytuje nas Nowaczyński w roli piewcy praworządności i poszanowania dla władz administracyjnych kraju, nie mniej musi nas irytować taki p. Brandstaetter, który pisząc o tragicznych wypadkach w Palestynie89, przybiera postawę watażki, Kmicica, Bohuna i Krzy-wonosa. Pisze więc o Arabach: „...rewolwerowe lufy do ich piersi przyłożyć, bagnetami zaświecić im w oczy, na te Lifty i wsie smrodliwe i sadyby kurne karabiny maszynowe nakierować", a dalej: „..