Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Ot stęknęło, łupnęło i wszystko ucichło. Szum starego wodospadu umilkł. Odwieczny łoskot spadającej z wysoka wody zamienił się w nagłą ciszę, a po kilkudziesięciu dniach pojawił się zupełnie gdzie indziej - o wiele głośniejszy. Teraz zrzuca swe wody z Górnego Jeziora znacznie bliżej miejsca, w którym się teraz się znajdujemy, niż kiedyś. Nie mam pojęcia co się wydarzyło, jaka siła zdolna była przenieść cały wodospad z miejsca na miejsce, w tak krótkim czasie. - Spotkała mnie niedawno dziwna przygoda. Trafiłem w miejsce, którym rządzi widmo starca. Nazwał siebie Zendragh. Dziwna była z nim rozmowa. Wiem, że to spotkanie nie było przewidzeniem - było prawdziwe, choć dziś ogarniają mnie wątpliwości. Pamiętam nawet, czym mnie obdarował. O, Ksamor! Gdybym nie był wojownikiem, mój krzyk usłyszałbyś na pewno. Wypalił mi na ręce wizerunek wejścia do Krateru. Wizerunku tego próżno szukałem na swoim przedramieniu następnego dnia. Przyrzekłem mu - choć dziś nie jestem pewien komu - szukać tego miejsca, dokąd go nie znajdę. Powiedz mi, czy istniało kiedyś wejście do Krateru? Czy nie stracę czasu na bezowocnych poszukiwaniach niczego w końcu nie znajdując? - Nie wiem. To co mnie stworzyło, nie uczyniło ze mnie zdobywcy. Mogę się poruszać i to tak szybko, że twoje oko nie spostrzegło by mego ruchu, jednak moja natura każe mi spędzać życie w jednym miejscu. Jak leń nie potrafi przemóc poczucia niemocy, i zniechęcenia na myśl o wysiłku i wziąć się do pracy, tak ja nie umiem bez potrzeby poruszyć się z mego zależałego miejsca. Choć dzięki swej pamięci żyję niemal tak długo, jak istnieje świat, nie znam niczego, co leży poza miejscami, które przemierzyli moi przodkowie, lub które sam poznałem. Droga mego gatunku prowadzi z zachodu. Mogę ci opowiedzieć o wszystkim, co spotkali na swej drodze moi bezpośredni przodkowie, lecz nic poza tym. Dawno, dawno temu, być może twoja przygoda zmusiła by mnie, do poznania następnego fragmentu naszej przepięknej planety, i ujrzałbym wreszcie, co znajduje się poza miejscem, gdzie ziemia i niebo stykają się ze sobą... - zamarzył się. - Pokaż rękę - ponownie po chwili milczenia odezwał się Rockfels. Buran wyciągnął obnażone przedramię i odwrócił się odruchowo z w kierunku głowy twora. Najpierw poczuł ciepło, a po chwili w mrocznym, szarym świetle pojawił się na skórze przedramienia rysunek. Odczuł ulgę, że jego pamięć i zmysły nie zawodzą, a wydarzenia, które pamiętał nie były ani przewidzeniem, ani złym snem. - Starzec mówił, że rysunek na moim przedramieniu pojawi się tysiąc kroków od miejsca, które przedstawia. Widzę go teraz. Czy jestem już blisko? - Nie - jeszcze nie. Mam sposoby, by dostrzec rzeczy nie osiągalne zmysłom innych istot. Jednak to co widzę na twojej ręce, nic mi nie mówi. Chciałbym ci pomóc, jednak nie mam pojęcia jak. Buran wpatrywał się w skałę przed sobą. Była to głowa Rockfelsa; był tego pewien. Wytężał wzrok ze wszystkich sił, jednak nie wypatrzył niczego, co łamałoby przypadkowy nieład w strukturze litej skały. " Gdzie on ma oczy, uszy, nos? Czy w ogóle posiada coś takiego?" - starał się dociec. - Czemu mi się tak przyglądasz, człowieku? - Mam wrażenie jakbym rozmawiał z samym sobą. Twój głos dociera do mnie zewsząd. Wiem już, że podobnie jak widzisz, słyszysz, czujesz i myślisz, ale zza pleców można podsłuchiwać przekupki, zamknąć oczy i słuchać bajek, odburknąć przechodniowi, lecz nawet wówczas oczy każdego człowieka szukają ust - źródła słów i oczu - lustra duszy. Powiedz, w którym kierunku mam mówić, bym nie miał wrażenia, że gadam do siebie? - Istota, która zaplanowała nasz świat, i mnie chciała stworzyć na obraz i podobieństwo pozostałych stworzeń. Przyjrzałeś mi się. Nazwałeś pewne części głową, nogami, korpusem, rękoma. I słusznie. Sposób mojego poruszania się nie odbiega od tego, jak ty się poruszasz, jednak moje zmysły - to ja. Widzę, słyszę, mówię i myślę całym ciałem. Nie umiem w żadnej konkretnej części siebie odnaleźć źródła mojej myśli. Ty wiesz, że u ciebie to głowa, u mnie - ja cały. Jest to jakby logiczne. Po tysiącu lat bezruchu niewiele jest na moim ciele miejsc nie zabrudzonych. Te czyste miejsca to moje okna na świat i wiem, że czas się poruszać, gdy zniknie ostatnie z nich. Myślę, że miejsca, w które patrzysz są dobre, byś mógł skupić na nich uwagę podczas rozmowy ze mną - jeśli tak bardzo tego potrzebujesz. - Nie pomogłeś mi zbytnio. - Przykro mi. - Pomogłeś mi jednak w inny sposób. - O czym mówisz? - Uwierzyłem w to, co zdawało mi się tylko złym snem i czemu nie dowierzałem. Postanowiłem, że udam się w kierunku Arscot, królestwa na północy, z którego pochodzę, dopiero gdy znajdę wejście do Krateru. Zapadła chwila milczenia. Ani Buran, ani Rockfels nie wiedzieli, co powiedzieć. Pierwszy przerwał milczenie Rockfels. - Rozumiem, że ostatecznym celem twojej misji jest zniszczenie horgunowego gniazda?. Buran skinął głową. - Będę śledził każdy twój krok dokąd nie umilknie ostatnie twoje stąpnięcie i nie zleje się z ciszą - kontynuował Rockfels. - Będę wiedział, kiedy potrzebna ci będzie pomoc i możesz na nią liczyć wszędzie tam, dokąd sięga moja moc. Dotąd twoja droga z Krateru nie była łatwa. Słyszałem was od dawna, niemal od początku. Było was dwóch, jednak temu drugiemu coś się przytrafiło