Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

NakBoD ucha ku mnie, odpowiedz na krzyk. Me serce rozbite, zwidBe jak trawa, zapomniaBem je[ mój chleb, od jków ko[ci me przekBuBy skór. Jak ptak w dzikim lesie, jak sowa na pustyni jestem, jak wróbel sam jeden na dachu. Nieprzyjaciele szydz ze mnie, sprzysigli si na mnie. PopióB Bykam zamiast chleba, napitek mieszam z pBaczem. To przez gniew Twój, Panie, bo[ Ty mnie podniósB, a potem cisnB na ziemi. Dni moje mijaj jak cieD, usycham jak ziele, ale Ty trwasz wiecznie, o Panie, ponad wszystkie rody. WstaD, Panie, miej lito[ nade mn, bo czas ju| aby[ mnie przygarnB! ZeBenyna le|aBa bez ruchu. Zaledwie ksidz ruszyB naprzód, zaskrzeczaBa za nim: - Ty widzisz dzieci moje, Ojcze duchowny? Ksidz woBaB mocno: - Nie widz jeszcze, ale da Bóg niedBugo zobacz i przeka|, co trzeba. PosuwaB si naprzód powoli, szum Rzeki zaborczo wypeBniaB le[n drog. 3 Bystrec nale|aB do najmBodszych osiedli halickiego kraju, i kto wie czy w starej Europie znajdzie si gdzie[ taki |ywy egzemplarz nowego osiedla. Mo|na w nim w malutkim wymiarze oglda powstawanie kolonii. Jeszcze do niedawna uwa|ano go za puszcz, nie za wie[. Bo dopiero w dole poni|ej Kra-sneho Auhu zaczynaj si wsie prawdziwe, a macierzysta parafia Bystreca, Krzyworównia, byBa do[ odeD odlegBa. Jako kolonia, odskakujc od wsi, Bystrec odskoczyB w przeszBo[, cofnB si, my[laB i mówiB po dawnemu, utrzymywaB dawne zwyczaje i niejedno czego po wsiach ju| si wstydzono. Gdzie| indziej jak nie tam mo|na byBo jeszcze podpatrze ludzi modlcych si na kolanach do sBoDca, jakby po to aby caBy [wiat staB si ko[cioBem. Lecz w rzuconych w puszcz osiedlach, oswobodzonych od wizów wsi, od ssiedztwa i dróg, od razu rzucaBo si w oczy, |e mieszkaDcy czyni wszystko zapobiegliwie aby nie zdzicze. Chaty buchaBy go[cinno[ci, chci pomocy, pamici, wierno[ci. Tote| przybyli go[cie mimo woli wywracali codzienne |ycie chaty, bo pobyt ich stawaB si [witem, a serdeczno[ rozszerzaBa si nawet na zwierzta, co przybyBy z go[mi