Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Zauważył, że gadanie kłusownika o rozkazach Tamplesów spotkało się z wielką aprobatą, chociaż to właśnie Tamplesi przeszkodzili im w akcji, zjawiając się w najmniej odpowiednim momencie. "Przeklęci Tamplesi", pomyślał. W tej chwili coś przyszło mu do głowy. Szybko włączył radio. Może tam jeszcze byli, chcąc obserwować polowanie. - Statek Tampliss-ta, tu kapitan Haml Roman z pokładu CSS Driada. Wasza obecność w tej części systemu przeszkadza nam w polowaniu na kłusownika - powiedział bardziej opryskliwie, niż zamierzał. - Czy moglibyście przeprowadzać waszą akcję w innym miejscu? - Słyszę - odezwał się natychmiast skowyt Tamplesa. - Nie przeprowadzamy tu żadnej akcji, Rro-maa. Mamy dla was wiadomość. Roman zmarszczył brwi. Tego się nie spodziewał. - Ach tak! Zbliżcie się na odległość przekaźnika, czekamy! Jedna z kontrolnych lampek na pulpicie zapaliła się na chwilę i zgasła. - Żegnaj! - powiedziałTamples. Monitor wyłączył się. Wiadomość była krótka i zaskakująca. Roman przeczytał ją dwa razy, zanim odwrócił wzrok od ekranu. - Poruczniku, ustalić kurs powrotny na Solomona - rozkazał Nussayerowi. - Wykonać, gdy tylko Mitsuushi będzie gotowa. - Jakieś kłopoty? - zapytał Trent. - Nie wiem - Roman potrząsnął głową. - Dostałem rozkaz powrotu ze względu na zakończenie prac przygotowujących Program Amity. - Co to znaczy? Czego od nas chcą? - Trent zastanowił się chwilę. - Może chodzi o udział w próbnym locie? - Niezupełnie - sprostował kapitan. - Przede wszystkim chodzi o to, żebym... został dowódcą Amity. ROZDZIAŁ 3 Statek liniowy, który wiózł Romana z Solomona do systemu Kialinninni, był już bardzo sfatygowany. Sądząc po wyglądzie i dźwiękach dochodzących chwilami od strony wsporników, musiał być zbudowany mniej więcej w tym samym czasie co zagroda dla kosmicznych koni. Roman milczał, pogrążony w myślach. Niepokoił go fakt, że Program Amity dla wielu ludzi z Senatu i Sił Gwiezdnych okazał się niepopularny, a nawet podejrzany. Zwłaszcza dla tych, którzy kontrolowali finanse. - Mam nadzieję, że Amity jest w lepszym stanie niż ten wahadłowiec - odezwał się w końcu. Pilot roześmiał się. Był to porucznik w średnim wieku, który najprawdopodobniej całe życie spędził na wahadłowcu i nie miał większych ambicji. Wyglądał równie niepozornie jak jego pojazd. Spojrzenie zdradzało jednak coś więcej - jakiś skrywany zapał i optymizm, którego nie były w stanie ugasić niskie dochody i lekceważenie ze strony urzędników. Roman dość często widywał takie twarze fanatycznych zwolenników Tamplesów. Nie potrafił jednak rozstrzygnąć, czy budziły w nim sympatię, czy raczej niechęć. - Proszę się nie martwić - uspokajał go pilot. - Amity to piękny, nowiutki, znakomicie wyposażony frachtowiec, zmodernizowany w środku i na zewnątrz. Będzie pan miał na nim aparaturę lepszą aniżeli na każdym innym obiekcie latającym. W każdym razie lepszą niż wszystko, z czym kiedykolwiek miałem do czynienia. To była dobra wiadomość. - Bardzo się cieszę - Roman spojrzał na monitor kontrolny. - Czy można ją stąd zobaczyć? - Na razie jest prawie niewidoczna - pilot popatrzył przez iluminator. - Widzi pan ten punkt, w którym odbijają się promienie słoneczne? To właśnie jest Amity. Po prawej stronie, na skraju zagrody. - A więc to jest część zagrody? - Roman był trochę zaskoczony. - Myślałem, że zagroda jest tam - wskazał miejsce położone trzydzieści stopni w lewo, gdzie w czerwonawym świetle majaczyły zaokrąglone krawędzie stacji kosmicznej. Obok niej zauważył walcowate cielska trzech koni, z których każdy przywiązany był do niewielkiego statku. Były to z pewnością pojazdy kurierów. Posługiwali się nimi Tamplesi, którzy konsekwentnie odrzucali propozycje wykorzystania oferowanych przez Cordonale nadbiorników tachionowych, stosowanych od dawna w komunikacji międzygwiezdnej. - To jest główna część, nazywana "Ogniskiem" - wyjaśnił porucznik. - Tutaj znajdują się biura administracji, kwatery operatorów na służbie i ośrodek badań naukowo-medycznych. Cała zagroda ma około trzystu kilometrów długości - uśmiechnął się. - Jest dużo miejsca do tresowania koni. Roman z uwagą obserwował wskazany obszar. Po chwili spostrzegł kilka innych koni, które swobodnie poruszały się na otwartym terenie. - Dlaczego nie uciekną? - zapytał. - Czy jest tam jakieś niewidoczne ogrodzenie? - Tak, cały teren otoczony jest cieniutką siecią, której nie mogą przekroczyć. Roman spojrzał z ukosa na zamgloną czerwonawą gwiazdę. - Dlaczego po prostu nie WYSKOCZĄ? Czyżby z powodu niskiego potencjału grawitacyjnego w okolicach gwiazdy? - To jedna z przyczyn. SKOKI mogą odbywać się tylko między powierzchniami ekwipotencjalnymi. W rzeczywistości każda gwiazda, którą mogą stąd zobaczyć, jest znacznie większa i bardziej rozgrzana. Dlatego Tamplesi umieścili zagrodę właśnie w tym systemie. Tutejsze słońce jest zimne i bardzo gęste. Żaden SKOK się nie uda. Jest jeszcze inna przyczyna - dodał, manipulując przy monitorze nawigacyjnym, na którym po chwili ukazał się obraz wycinka sieci. - Te supełki na przecięciach nitek, o tutaj! To końcówki światłowodów, połączone z soczewkami umieszczonymi na największych gwiazdach