Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

- Dlaczego więc ich nie zadasz? Ross uśmiechnął się słabo. Tym razem nie był to udawany uśmiech nieśmiałego, zawstydzonego chłopca. - Mądry facet nie chwali się własną ignorancją. Wytęża oczy i uszy, a jadaczkę trzyma zamkniętą na kłódkę... - I w rezultacie robią go w wała - uzupełnił major. - Nie sądzę, by spodobało ci się towarzystwo tych, którzy płacili Kurtowi. - Wtedy go o to jeszcze nie podejrzewałem. Nie wtedy, gdy zaczynaliśmy ucieczkę. - Tak. A gdy odkryłeś prawdę, podjąłeś kroki zapobiegawcze. Dlaczego? Po raz pierwszy Ross usłyszał ślad emocji w głosie majora. - Ponieważ nie lubię niewolnictwa, które panuje po jego stronie muru. - Wiesz, Murdock, że to uratowało twoją głowę? Ale wykręć jeszcze jeden numer, a nic cię nie uratuje. Na razie jednak nie musimy o tym myśleć. No, zadaj te swoje pytania. - Jak wiele z tego, co powiedział mi Kurt, jest prawdą? - zaczął Ross. - Mam na myśli te gadki o skokach w przeszłość. - Wszystko - odparł major. - Ale dlaczego? Jak? - Widzisz, Murdock, jesteśmy w kropce. Z powodu twojej małej wyprawy musimy powiedzieć ci więcej, niż mówimy komukolwiek przed ostatecznym przygotowaniem. Słuchaj więc uważnie i lepiej natychmiast zapomnij wszystko, co nie dotyczy bezpośrednio zadania, które właśnie wykonujesz. Czerwoni wystrzelili Sputnika, a potem Muttnika. Jak dawno? Dwadzieścia pięć lat temu. My rozwiązaliśmy pewne problemy nieco później. Było kilka spektakularnych katastrof na Księżycu, potem stacja orbitalna, która za nic nie chciała trzymać się na kursie, a potem cisza. Przez ostatnie ćwierćwiecze nie porywaliśmy się na żadne kosmiczne ekspedycje, przynajmniej nie w świetle reflektorów. Zbyt wiele wpadek, zbyt wiele kosztownych niepowodzeń. Aż wreszcie zaczęliśmy podążać tropem czegoś naprawdę wielkiego, znacznie większego niż jakakolwiek planeta, na którą moglibyśmy polecieć. Widzisz, do każdego odkrycia w nauce dochodzi się etapami. Można dokładnie odtworzyć drogę, jaka do niego prowadziła. Ale załóżmy, że nagle stajesz oko w oko z odkryciami, które pojawiają się dosłownie znikąd. Jakie rozwiązanie tego problemu byś zaproponował? Ross spojrzał badawczo na majora. Wprawdzie wciąż nie widział związku między tą gadką a skokami w czasie, ale wyczuł, że Kelgarries oczekuje poważnej odpowiedzi. Czuł też, że to, co teraz powie, zaważy znacznie na ocenie majora. - Albo oznacza to, że poprzednie odkrycia były trzymane w ścisłej tajemnicy - odpowiedział powoli - albo że rezultat finalny nie należy do tego, kto ogłasza się jego autorem. Po raz pierwszy major spojrzał nań z uznaniem. - Załóżmy dalej, że to odkrycie jest niezwykle ważne dla twojego istnienia. Co byś zrobił? - Starałbym się dotrzeć do jego źródła! - No właśnie! W ciągu ostatnich pięciu lat nasi przyjaciele z drugiej strony kurtyny doszli do trzech takich wielkich odkryć. Jedno z nich zdołaliśmy rozgryźć, skopiować, a potem użyć do własnych celów, po kilku twórczych poprawkach. Pozostałe dwa są dla nas technologiami niewiadomego pochodzenia, chociaż powiązanymi z pierwszym z tych odkryć. Teraz właśnie staramy się rozwiązać ten problem, a czas, niestety, nas goni. Z nieznanych nam powodów Czerwoni, mimo iż mają już pewne niezwykle groźne gadżety, nie są jeszcze gotowi, by ich użyć. Czasami te rzeczy funkcjonują poprawnie, a czasami kompletnie zawodzą. Krótko mówiąc, wszystko wskazuje na to, że Czerwoni prowadzą eksperymenty z technologiami, które dla nich też są obce... - Więc skąd je uzyskali? Z innego świata? - wyobraźnia Rossa pracowała pełną parą. - Czyżby udało się zachować w sekrecie wyprawę międzyplanetarną? Czyżby nawiązano kontakt z inną inteligentną rasą? - W pewnym sensie jest to inny świat... ale raczej, jeśli chodzi o czas, nie o przestrzeń. Siedem lat temu dotarł do nas człowiek z Berlina Wschodniego. Był bliski śmierci, ale zanim umarł, zdołał nagrać na taśmę zadziwiające dane, które w pierwszej chwili uznano za brednie w delirium. Ale ponieważ było to już po wystrzeleniu Sputnika, nie ośmieliliśmy się zlekceważyć nawet tak dziwacznych informacji