Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

— Nigdy czegoś takiego u brudasów nie widziałem. Więc lepiej obejrzyjmy ją wszyscy. 235 Wsunął w magnetowid kasetę z taśmą nagraną przez operatora AWACS-a po edycji. Dla lepszej identyfikacji echa F-16 i Su-27 oznaczono różnymi kolorami, dodano krótkie opisy poszczególnych sekwencji i podłożono dźwięk zsynchronizowany z akcją. Były to rozmowy radiowe Samira z Joharem przechwycone przez RC-135. — Pomocne jak cholera - warknął Martin, gdy projekcja dobiegła końca. -Psiakrew, nie rozumiem ani słowa po arabsku! Carroll przewinął taśmę i puścił jąjeszcze raz, tłumacząc rozmowy obu pilotów, co rozbudziło nawet Furry'ego. — Puść jąjeszcze raz — poprosił Matt. — Czy mi się zdaje, że jeden do drugiego mówił Joe? Tym razem wszyscy przysłuchiwali się w napięciu, a Furry kreślił coś na kartce. — Jasna cholera! — mruknął po skończeniu walki. — I to działo się w nocy? Kurczę, ta parka jest naprawdę niezła. Tak na marginesie, kto to jest Joe? — Generał brygady Hussan Mana - Carroll wyjął z torby bagdadzką gazetę i jakiś magazyn ilustrowany — według tych artykułów zestrzelił oba F-16. Z taśmy wynika, że faktycznie zrobił to jeden pilot. Myślę, że to on. Streścił oba artykuły, a gdy skończył, Martin siadł na najbliższym krześle i oznajmił poważnie: — Panowie, właśnie mieliście okazję zobaczyć zawodowego myśliwca zabójcę w akcji. Żarty się skończyły, trzeba się zabrać do roboty — i przez następne dwadzieścia minut przedstawiał punkt po punkcie plan ataku. Bazą było tureckie lotnisko Diyarbakir położone o dwieście czterdzieści mil morskich na północny zachód od Kirkuk. Uwzględniając udział tankowców KC-135, AWACS-a i RC-135, plan był spójny i dopięty do najdrobniejszego szczegółu, co niezaprzeczalnie wynikało z praktyki zdobytej w czasie dwudziestu lat służby w taktycznych siłach powietrznych zarówno w kabinie samolotu, jak i w symulatorze. Żaden oficer sztabowy o Bóg wie jakim przygotowaniu teoretycznym nie stworzyłby takiego planu. Do tego potrzebne było doświadczenie wynikające z praktyki, co zresztą całkowicie zgadzało się z zasadami działania Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych. — To tyle na początek - zakończył. - Teraz doszedł problem Joego i jego skrzydłowego. — Dave Harkabi opowiedział nam, jak oni to załatwiają— odezwał się Matt. — To wymaga koordynacji, ale jak się go zaskoczy we trzech... — Dobra - Martin stuknął palcem w fotografię na okładce magazynu. - Ten facet musi powiększyć grono aniołków i zamierzam osobiście do tego doprowadzić. Następna kwestia to trening. Przeprogramujcie symulator na ten nalot, każda załoga ma go zaliczyć minimum cztery razy, aż będą mogli latać na śpiąco. Nie chcę żadnych debiutów i niespodzianek, jasne? — Tego nie da się tak łatwo zrobić — zaprotestował Furry. — Po pierwsze, program nalotu z niskiego pułapu opracowany jest do nalotów jądrowych. Potrzebujemy zgody na zmianę z samej góry. 236 — Priorytety są tworzone przez ludzi, nie przez Boga, to chyba jedna z twoich zasad, nie? — warknął Martin. — Jedna z moich — przyznał Ambler — poza tym przeprogramowanie komputera sterującego symulatorem nie jest taką prostą sprawą. Potrzeba na to trzech--czterech tygodni. Martina poderwało. Przespacerował się ze trzy razy tam i z powrotem i spytał niespodziewanie: — Słyszeliście kiedyś, cwaniaki, o „upiornym dueciku"? — Widząc zaskoczone spojrzenia obecnych, uśmiechnął się złośliwie i wyjaśnił. — To para programistów rządzących symulatorem McDonnella w St. Louis. Mogą go piorunem przeprogramować, na co chcą i kiedy chcą, a dysponują danymi o każdym istnieją-cym systemie przeciwlotniczym na świecie. — Ich symulator to cudo w stosunku do tego, co my tu mamy — zaprotestował Furry. — I co z tego? Chcę, żeby „duecik" przeprogramował nam symulator. Załogi, które wybiorę, najpierw dokopią tym dwóm tępakom w symulacji lotu, a to nie będzie łatwe — obiecał „Goryl". — Obaj będą tu jutro, przyrzekam! Dennis Leander ze złośliwym uśmiechem sterował ręczną kontrolą symulatora lotu McDonnel Aircraft Company, wewnątrz którego pociło się dwóch poruczników Sił Powietrznych, przeżywających właśnie pierwsze w życiu spotkanie z MiG-iem 29. Przez niego zresztą sromotnie je przegrywali, co ani jemu, ani Larry'emu nie sprawiało większej satysfakcji. Wygrali już ze zbyt wieloma pewnymi siebie asami i potrzebowali nowego typu wyzwania, które mogłoby rozbudzić ich zainteresowanie. Stigler przeciągnął się z chrzęstem stawów, ponownie udowadniając, że pseudonim „Bocian" idealnie do niego pasuje. — Daj im szansę — mruknął do Leandera. — Dlaczego? Lepiej, j ak tu im skopię dupę, niż miałby to zrobić j akiś brudas czy żółtek naprawdę — odparł Denny, zabierając się za wsadzenie Archera w dyszę pechowych lotników. Wtedy otworzyły się drzwi prowadzące na korytarz i do pokoju wszedł wiceprezes firmy odpowiedzialny za produkcję F-15