Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Nie wiem tylko, co - zafrasowała się Sally. - Najlepiej zapytaj, co sprawiłoby Tommy'emu największą przyjemność - doradziła matka. - Powiedz zaraz, co chcesz mieć ode mnie na pamiątkę? - zwróciła się Sally do Tomka. - Niestety nie mam tak pięknej fotografii jak ty! Tomek coraz bardziej zakłopotany milczał uparcie. W ogóle nie był pewny, czy wypada prosić o jakąkolwiek pamiątkę. Wprawdzie chciał zaimponować dziewczynce ofiarowując jej fotografię, na której tak wspaniale wyglądał na prawdziwym słoniu, lecz nie przewidział, że taki w rzeczywistości drobiazg sprawi mu tyle kłopotu. Cóż miał teraz odpowiedzieć? Zafrasowany spojrzał prosząco na ojca, lecz ten, rozweselony zmieszaniem zawsze rezolutnego syna, wcale nie miał zamiaru przyjść mu z pomocą. Wszyscy tłumili śmiech patrząc na niego. "A to wpadłem straszliwie - pomyślał Tomek. - Już chyba nikomu nie podaruję w przyszłości swojej fotografii." Stał zaczerwieniony, nic nie mówiąc. Natomiast mała Sally nie czuła onieśmielenia. Zupełnie widocznie, na równi ze starszymi, bawiła się zmieszaniem chłopca, a poza tym naprawdę chciała ofiarować mu jakąś pamiątkę. Przecież to był łowca dzikich zwierząt, który sam zabił tygrysa i kangura! Żadna z jej przyjaciółek nie mogła pochwalić się taką znajomością. Gdyby tylko zechciał pisywać do niej listy... Podniecona nadzieją usiadła na łóżku i odezwała się stanowczo:. - Tommy, musisz natychmiast powiedzieć, co chciałbyś otrzymać ode mnie! Tomek westchnął cichutko. Z niezmiernym żalem pomyślał, dlaczego to w Australii nie ma na przykład trzęsienia ziemi? Gdyby w tej chwili dom zadrżał w posadach, Sally i wszyscy inni na pewno zapomnieliby o upominku. Dom jednak nie miał zamiaru zapadać się w ziemię, natomiast uparta Sally wpatrywała się w niego błyszczącymi z podniecenia oczyma. Naraz coś wilgotnego dotknęło dłoni Tomka. Machnął niecierpliwie ręką, lecz w tej chwili doznał jakby nagłego olśnienia. Spojrzał, by się upewnić. Tak, to Dingo stał przy nim i patrząc na niego machał ogonem. - Sally, czy ty naprawdę chcesz mi dać jakąś pamiątkę? - zapytał Tomek, zapominając o przyjaciołach i państwu Allan. - Oczywiście Tommy! Czekam przecież na twoją odpowiedź, co mam ci ofiarować - potwierdziła Sally. - I... naprawdę nie będziesz później żałowała? - upewnił się jeszcze. Sally roześmiała się donośnie, klaszcząc z uciechy w dłonie. - Och, Tommy, Tommy! Jesteś zupełnie taki sam, jak mój kochany tatuś, który zawsze myśli, że mamusia nie wie, czego on chce. Pan Allan chrząknął zakłopotany słowami córki, a reszta towarzystwa wybuchnęła głośnym śmiechem. Tomek, zbity już zupełnie z tropu, przezornie zaczął wycofywać się ku drzwiom, lecz Sally zawołała: - Tommy! Nie musisz już nic mówić! Naprawdę nie będę nigdy żałowała i... bierz go sobie na pamiątkę ode mnie. ON JEST TWÓJ! - Kto niby jest mój? - wybąkał zaskoczony Tomek. - Dingo! Przecież to o niego właśnie miałeś zamiar mnie prosić - odrzekła Sally tłumiąc śmiech. - To prawda, chciałem, ale skąd ty o tym mogłaś wiedzieć? - zapytał ogromnie uradowany takim obrotem sprawy. - Tylko chłopcy są tak niedomyślni. Każda dziewczynka patrząc na ciebie wiedziałaby od razu, o czym myślisz - triumfowała Sally. - Bardzo ci dziękuję, Sally - powiedział Tomek z poważną miną, ponieważ wcale nie był zachwycony jej opinią o chłopcach. - Dziewczynkom zawsze wydaje się, że wszystko lepiej wiedzą. Irka jest taka sama, jak ty. - Kto to jest ta Irka? - zaraz zagadnęła Sally. - To moja cioteczna siostra w Warszawie - wyjaśnił Tomek. - Chodź tu bliżej do mnie. Musisz opowiedzieć mi o niej wszystko - poprosiła Sally. - Ciekawa jestem również w jaki sposób zabiłeś tego tygrysa. Tomek natychmiast odzyskał humor. Teraz okaże się, kto naprawdę jest ważniejszy. Trzymając Dingo za obrożę, zbliżył się do Sally. Sznurkiem wydobytym z kieszeni przywiązał psa do nogi krzesła, na którym usiadł obok łóżka dziewczynki. - O czym mam najpierw opowiedzieć: O Irce, czy też o tygrysie? - zwrócił się do Sally. Sally naprawdę była roztropną dziewczynką. W oczach Tomka odczytywała z łatwością jego najskrytsze myśli, odpowiedziała więc bez chwili wahania: - Przede wszystkim chciałabym usłyszeć o tygrysie. Tomek chrząknął i zaczął mówić: - W porcie Colombo na Cejlonie załadowaliśmy na statek... - Zostawmy ich teraz samych - zaproponowała pani Allan. - Na pewno nie będą się nudzili. Proszę panów na obiad. Dla Tommy'ego i Sally przyniosę jedzenie tutaj, do pokoju. - Kobiety zawsze wiedzą, co myślą mężczyźni - dodał pan Allan, naśladując głos Sally. - Domyśliły się więc, że jesteśmy głodni. Prosimy panów do stołu. Tomek z najdrobniejszymi szczegółami opowiadał Sally przygodę z tygrysem, później szeroko mówił o Warszawie, o Irce i braciach ciotecznych, a skończył na śmiesznych kawałach, jakie płatał w szkole razem z kolegami. Dziewczynka słuchała z wielkim zaciekawieniem, wypytywała o szczegóły.- W końcu oświadczyła, że zaraz po wakacjach podrzuci chrząszcza nie lubianej i zarozumiałej koleżance. - Wkrótce tatuś odwiezie mnie do Bathurst do prywatnej szkoły pani Wilson - mówiła Sally. - Wyobrażam sobie, jak będą mi zazdrościły koleżanki, gdy pokażę im twoją fotografię na słoniu. Żadna z nich nie widziała jeszcze prawdziwego łowcy dzikich zwierząt - Jeżeli naprawdę lubisz takie fotografie, to poproszę ojca przy okazji o inne zdjęcia ze zwierzętami i przyślę ci je w liście - zaproponował Tomek, któremu pochlebiało uznanie Sally. - Czy możesz mi przyrzec, Tommy, że będziesz pisał do mnie listy? - dopytywała się uradowana propozycją. - Muszę nawet pisywać do ciebie, bo na pewno będziesz ciekawa, co się dzieje z Dingo. - Och tak, tak! Będę bardzo ciekawa! Wiesz, Tommy, naprawdę cieszę się, że podarowałam go tobie. Muszę przyznać się, że to ja namówiłam dzisiaj Dingo, aby poszedł do ciebie do obozu. Obawiałam się, że zapomnisz przyjechać do nas. A chciałam ci podziękować! - Niemożliwe, żeby pies zrozumiał twoje "namawianie". Dziwne to, bo on naprawdę przyszedł do mnie. - Nie mów tak o Dingo - oburzyła się; - On wszystko rozumie, co się do niego mówi. Powiem mu zaraz, że ma być twoim wiernym przyjacielem. Rozpoczęła długą przemowę do psa; Tomek tymczasem rozmyślał o dziwnym zbiegu okoliczności. Wróżbita z Port Saldu powiedział mu przecież, że znajdzie przyjaciela, który nigdy nie przemówi słowa. Czyżby miał na myśli właśnie Dingo? Zaraz też podzielił się swymi przypuszczeniami z Sally. Dziewczynka wysłuchała go uważnie, a gdy skończył, powiedziała: - Pani Wilson często stawia sobie kabałę. Ona mówiła nam, że wróżby niekiedy spełniają się, jeżeli człowiek im trochę pomaga. - Nie rozumiem, jak można pomagać w spełnianiu się wróżb? - powątpiewał Tomek. - Czyni się to w bardzo prosty sposób. Mianowicie należy tak postępować, żeby się spełniły - wyjaśniła Sally