Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
- Skąd młoda dziewczyna ma znać przyczyny, dla jakich pozwany podejmuje takie niewytłumaczalne działania? - Czy to protest? - zapytał sędzia. - To nie ma znaczenia - wtrącił Verily. - Na razie z nią skończyłem. Tym razem pozwolił, by w jego głosie zabrzmiał ślad pogardy. Niech przysięgli zobaczą, że stracił szacunek dla tej dziewczyny. Nie obalił jej zeznań, ale zbudował oparcie dla wątpliwości. Była już trzecia po południu. Rozprawa została przełożona na dzień następny. * * * Tego wieczoru Alvin i Verily zjedli kolację w celi. Dyskutowali o tym, co może się zdarzyć jutro i co powinno się zdarzyć, by zapadł wyrok uniewinniający. - Właściwie nie udowodnili niczego, co miałoby związek z Makepeace'em - stwierdził Verily. - Chcą tylko wykazać, że w ogóle jesteś kłamcą, i mają nadzieję, że rozwieje to wszelkie wątpliwości przysięgłych co do ciebie i pługa. Najgorsze, że na każdym kroku Webster i Laws rozgrywali mnie jak harfę. Wystawili mnie, a ja wygłosiłem opinię, na którą z mojej strony liczyli. I oto mamy podstawę dla zeznań kolejnego nieistotnego dla sprawy, ale kompromitującego cię świadka. - Czyli lepiej od ciebie znają prawne sztuczki w amerykańskich sądach - uznał Alvin. - Ale ty znasz prawo. Wiesz, jak rzeczy do siebie pasują. - Nie rozumiesz, Alvinie? Webstera nie obchodzi, czy zostaniesz skazany, czy nie. Zależy mu tylko na tym, co gazety piszą o procesie. Szargają ci opinię. Nigdy już nie odzyskasz swojej reputacji. - Nie można powiedzieć, że nigdy... - Takie historie nie cichną. Nawet jeśli uda się nam znaleźć człowieka, z którym Amy ma to dziecko... - Ale ja wiem, kto to jest - zapewnił Alvin. - Co?! Skąd możesz... - To Matt Thatcher. Jest o parę lat młodszy ode mnie, ale w Vigor znali go wszyscy chłopcy. Zawsze był łobuzem pierwszej wody, a ostatnio stale się chwalił, że żadna dziewczyna mu się nie oprze. Od czasu do czasu obrywał, kiedy naopowiadał o czyjejś siostrze. Po zeszłorocznej zabawie mówił, jak to wbił swój maszt w pięć dziewcząt, i to w namiocie z dziwolągami, za grubą kobietą. - Ale to było ponad rok temu. - Tacy jak Matt Thatcher nie mają wyobraźni, Verily. Jeśli raz znalazł sobie dobre miejsce, na pewno tam wrócił. Co prawda nie pokazał palcem żadnej dziewczyny, jaką podobno zdobył w zeszłym roku, więc pomyśleliśmy, że znalazł miejsce i tylko chciał, żeby któraś tam z nim poszła. Myślę, że w tym roku mu się w końcu udało. Verily oparł się o ścianę, sącząc z kubka ciepły jabłecznik. - Jedno mnie zastanawia - powiedział. - Webster musiał znaleźć Amy Sump, kiedy był w Vigor Kościele. O wiele wcześniej, niż ja tam dotarłem. I przed tym jarmarkiem. Nie była jeszcze ciężarna. Alvin uśmiechnął się i pokiwał głową. - Mogę sobie wyobrazić, jak mówi rodzicom Amy: "Całe szczęście, że nie nosi jego dziecka. Chociaż wtedy, moim zdaniem, wędrówki Alvina dobiegłyby końca". A ona słyszy, więc zachodzi w ciążę z najbardziej chętnym, ale i najgłupszym chłopakiem w okolicy. - Doskonale naśladujesz jego głos! - roześmiał się Verily. - To nic takiego. Żałuj, że nie słyszałeś Arthura Stuarta, zanim... - Zanim? - Zanim go przemieniłem, żeby Odszukiwacze nie mogli go znaleźć. - Czyli nie podmieniłeś im skarbczyka. Zmieniłeś samego chłopca. - Uczyniłem go trochę mniej Arthurem Stuartem, a trochę bardziej Alvinem. Nie cieszy mnie to. Tęsknię do dni, kiedy potrafił udawać każdego. Nawet drozda. Potrafił śpiewem rozmawiać z drozdem. - Mógłbyś przemienić go z powrotem? Teraz, kiedy ma oficjalny wyrok, nikt mu już nie może zaszkodzić. - Zmienić z powrotem? Nie wiem. Już za pierwszym razem było bardzo trudno. I chyba nie pamiętam, jaki był wtedy. - W skarbczyku jest zapisane, jaki był. - Ale ja nie mam skarbczyka. - Ciekawy problem. Arthurowi chyba nie przeszkadza ta zmiana, prawda? - Arthur to miły chłopak. Ale co nie przeszkadza mu teraz, może przeszkadzać później, kiedy urośnie i zrozumie, co zrobiłem. - Alvin bębnił palcami w pusty talerz. Najwyraźniej wciąż wracał myślami do procesu. - Muszę ci powiedzieć, Verily, że jutro będzie jeszcze gorzej. - W jaki sposób? - Dopiero dziś zrozumiałem: kiedy Amy zeznała, jak to wymykałem się z więzienia i w ogóle. Ale już wiem, co to za plan. Vilate Franker przyszła tu kiedyś, cała obwieszona heksami, a potem zawołała mnie do siebie, blisko, żeby jeden z nich działał też na mnie. To był heks przeocz-mnie, i to mocny. I wtedy wszedł Billy Hunter, jeden z zastępców, zajrzał do celi i nikogo nie zobaczył. Pobiegł po szeryfa, a kiedy wrócili, Vilate już sobie poszła. Ale ja zostałem i tłumaczę, że nigdzie nie wychodziłem. Tylko że Billy Hunter wie, co widział, a raczej czego nie widział. Ściągną go do sądu, i Vilate też. Vilate też... - Czyli mają świadka, który potwierdzi, że istotnie opuszczałeś celę po aresztowaniu. - A Vilate powie cokolwiek. To znana plotkarka. Goody Trader jej nienawidzi, Horacy Guester też. W dodatku uważa się za piękność, chociaż na mnie akurat te heksy nie działają. W każdym razie Arthur Stuart widział, jak... - Byłem tu, kiedy ci o niej opowiadał. I o salamandrze. - To nie jest zwykła salamandra, Verily. To Niszczyciel. Spotykałem go wcześniej. Kiedyś przychodził bardziej bezpośrednio: powietrze migotało i był. Próbował mnie opanować, rządzić mną