Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Zbyt wiele mi odebrano - pomyślał, podczas gdy Kault mruczał coś do siebie w narożniku ich schronienia. Na zewnątrz mocne podmuchy wiatru poruszały trawami sawanny. Światło księżyców muskało długie grzbiety wzgórz przypominające ospałe fale oceanu, zastygłe w samym środku szalejącego sztormu. Czy naprawdę musiała zabrać tak dużo? - zastanowił się, choć nie był właściwie w stanie czuć zbyt wiele ani wzbudzić w sobie zainteresowania. Rzecz jasna, Athaciena niezbyt dobrze wiedziała, co robi tej nocy, gdy poczuwszy taką potrzebę zdecydowała się powołać na ślubowa- 528 nie, które złożyli jej rodzice. S'ustm'thoon nie było czymś, czego można się było nauczyć. Krok tak drastyczny i tak rzadko stosowany nie mógł być odpowiednio opisany przez naukę. Ponadto z samej swej natury sustmthoon było czymś, co można zrobić tylko raz w życiu. Zresztą teraz, gdy to wspominał, Uthacalthing zwrócił uwagę na coś, czego wówczas nie zauważył. Owego wieczoru panowało wielkie napięcie. Już wiele godzin wcześniej wyczuwał niepokojące fale energii, jak gdyby widmowe półgiify o olbrzymiej mocy uderzały, pulsując, o góry. Być może tłumaczyło to, dlaczego zew jego córki miał tak wielką siłę. Czerpała ją z jakiegoś zewnętrznego źródła! Przypomniał też sobie coś jeszcze. Podczas burzy sustmthoon wywołanej przez Athacienę nie wszystko, co z niego wyrwano, powędrowało do niej! Dziwne, że nie pomyślał o tym aż do tej chwili. Teraz jednak Uthacalthingowi wydawało się, że przypomina sobie niejasno, iż część jego esencji przemknęło obok Athacieny i poleciała dalej. Nie potrafił jednak nawet sobie wyobrazić, dokąd mogłyby zmierzać. Być może do źródła tych energii, które wyczuł wcześniej. A może... Był zbyt zmęczony, by tworzyć racjonalne teorie. Kto wie? Może ściągnęli je do siebie Garthianie. Był to kiepski żart, niewart nawet słabego uśmiechu. Mimo to ta ironia podniosła go na duchu. Przekonała go, że nie utracił absolutnie wszystkiego. - Jestem już o tym przekonany, Uthacalthing - głos Kaulta był cichy i brzmiał pewnie. Thennanianin odwrócił się, by spojrzeć na niego. Odłożył instrument, który skonstruował z przypadkowych elementów z rozbitej szalupy. - Przekonany o czym, kolego? - O tym, że podejrzenia żywione niezależnie od siebie przez nas obu skupiają się na prawdopodobnym fakcie! Popatrz. Dane, które mi pokazałeś - twoje prywatne szpule dotyczące owych "Garthian" - pozwoliły mi nastawić mój dekoder tak, że jest dla mnie teraz oczywiste, iż odnalazłem rezonans, którego szukałem. - Naprawdę? - Uthacalthing nie wiedział, co o tym sądzić. Nigdy się nie spodziewał, że Kault rzeczywiście znajdzie potwierdzenie faktu istnienia mitycznych zwierząt. - Wiem, co cię niepokoi, mój przyjacielu - ciągnął Kault, unosząc w górę jedną ze swych masywnych, pokrytych skórzastymi płytami rąk. - Obawiasz się, że moje eksperymenty zwrócą na nas uwagę Gubru. Nie lękaj się. Używam bardzo wąskiego pasma i odbijam moją wiązkę od bliższego księżyca. Jest nadzwyczaj niepraw- 529 dopodobne, by byli w stanie zlokalizować źródło moich słabiutkich impulsów. - Ale... - Uthacalthing potrząsnął głową. - Czego szukasz? Kault sapnął przez szczeliny oddechowe. - Pewnego typu rezonansu mózgowego. To dość specjalistyczna sprawa. Wiąże się to z czymś, co wyczytałem o owych Garthianach na twoich taśmach - ciągnął. - Nieliczne dane, jakie posiadałeś, zdawały się wskazywać, że te przedrozumne istoty mogą mieć mózgi nie różniące się zbytnio od posiadanych przez Ziemian czy Tym-brimczyków. Uthacalhting zdumiewał się tym, że Kault użył jego fałszywych danych z podobną skwapliwością i entuzjazmem. Jego poprzednia osobowość byłaby zachwycona. - I co? - zapytał. - No więc... zobaczymy, czy potrafię to wyjaśnić za pomocą przykładu. Weźmy ludzi... Proszę bardzo - pomyślał Uthacalthing bez większego przejęcia, raczej z przyzwyczajenia. - ...Ziemianie reprezentują jedną z wielu dróg, jakimi można podążać, by wreszcie osiągnąć inteligencję. Ich metoda polegała na użyciu dwóch mózgów, które następnie stały się jednym. Uthacalthing mrugnął. Jego umysł pracował bardzo leniwie. - Czy... czy mówisz o fakcie, ze ich mózgi składają się z dwóch częściowo od siebie niezależnych półkul? - Tak jest. Ponadto, choć te połówki są do siebie podobne i w pewnych sprawach nadmiarowe, w innych dzielą pomiędzy siebie zadania. Ten podział jest jeszcze wyraźniejszy u ich podopiecznych, neo-delfinów. Zanim przybyli tu Gubru, studiowałem dane dotyczące neoszympansów, które pod wieloma względami są podobne do swych opiekunów. Jedną z rzeczy, których ludzie musieli dokonać we wczesnej fazie swego programu Wspomagania, było znalezienie sposobów na połączenie funkcji dwóch połówek mózgów przedro-zumnych szympansów w jedną, sprawnie funkcjonującą świadomość. Dopóki tego nie dokonano, neoszympansy cierpiały z powodu czegoś, co nazywa się "dwukomorowością"... Kault nie przestawał mówić, pozwalając, by jego żargon stawał się stopniowo coraz bardziej specjalistyczny. Wreszcie Uthacalthing całkowicie stracił wątek. Wydawało się, że arkana funkcji mózgowych wypełniły ich schronienie niczym gęsty dym. Tymbrimczyk czuł niemal pokusę, by ukształtować glif dla dania wyrazu swej nudzie, brakowało mu jednak energii, by choćby poruszyć witkami. - ...tak więc ten rezonans zdaje się wskazywać, że w zasięgu mojego instrumentu faktycznie znajdują się dwukomorowe umysły! 530 No tak - pomyślał Uthacalthing. Jeszcze w Port Helenia, w czasie gdy wciąż był sprytnym twórcą skomplikowanych spisków, podejrzewał, że Kault może się wykazać podobną zaradnością. Był to jeden z powodów, dla których wybrał sobie na wspólnika atawistycz-nego szyma. Thennanianin zapewne odbierał impulsy pochodzące od biednego Jo-Jo, którego cofnięty w rozwoju mózg pod wieloma względami przypominał mózgi pozostawionych odłogiem, nie wspomożonych szympansów sprzed stuleci. Niewątpliwie Jo-Jo zachował nieco owej "dwukomorowości", o które) mówił Kault. Wreszcie Thennanianin zakończył. - Jestem więc niemal całkowicie przekonany, na podstawie dowodów zebranych przez ciebie i przeze mnie, że nie możemy już dłużej zwlekać. Musimy w jakiś sposób dostać się do międzygwiezdnego komunikatora i zrobić z niego użytek! - Jak zamierzasz tego dokonać? - zapytał Uthacalthing z umiarkowaną ciekawością. Szczeliny oddechowe Kaulta zatętniły w widocznym, rzadkim u niego podnieceniu. - Być może uda nam się przedostać ukradkiem czy za pomocą blefu bądź też przedrzeć się siłą do Planetarnej Filii Biblioteki, poprosić o azyl, a potem odwołać się do wszystkich priorytetów pod pięćdziesięcioma słońcami Thennanu. Być może znajdzie się inny sposób. Nie dbam o to, choćby nawet trzeba było ukraść gubryjski gwiazdolot