Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
.. Założę się, że ci przypadła do gustu, co, chłopcze? - Spojrzała mu badawczo w oczy i nagle wiedziała już wszystko. Z wrażenia zaniemówiła. W życiu nie widziała we wzroku mężczyzny tyle miłości i oddania, a przecież dopiero poznał tę dziewczynę. Co z tego wyniknie? - Hej, Jeremiaszu, to chyba na poważnie, 82 DOM THURSTONÓW prawda? - przemówiła cieplej i Jeremiasz z wahaniem skinął głową. - Całkiem prawdopodobne, moja droga. Sam nie wiem. Muszę wszystko przemyśleć... Nie mam nawet pojęcia, czy mogłaby być tu ze mną szczęśliwa, przyzwyczaiła się do zupełnie innego życia na Południu. - Też coś! - w głosie Hanny na powrót zabrzmiały szorstkie , nuty. - Powinna skakać z radości, gdybyś ją tu przywiózł. ', • - To ja będę skakał ze szczęścia, jeśli zechce tu przyjechać. , - Uśmiechnął się smutno. - To naprawdę wyjątkowa dziewczy-' na, bystrzejsza niż większość znanych mi mężczyzn i piękniejsza niż jakakolwiek znana mi kobieta. Chyba trudno żądać więcej. - A czy jest dobra? - spytała stara kobieta cicho. Było to tak niespodziewane pytanie, że Jeremiasz poczuł jakieś dziwne ukłucie. Czy jest dobra?... Z całą jasnością zdał sobie nagle sprawę, że nie ma pojęcia o charakterze Kamili. O Jennie wiedział, że była dobrą, milą, ciepłą i uczuciową kobietą. Podobnie Mary Ellen... A Kamila? Była na pewno pogodna, wesoła, zabawna, upajająca, zmysłowa, namiętna, ekscytująca... Ale czy dobra? - Jestem o tym przekonany - odparł nieco z przymusem. Tylko właściwie dlaczego miałoby być inaczej? Poza tym miała dopiero siedemnaście lat i jej charakter nie ukształtował się jeszcze w pełni. Pytanie Hanny ponownie przypomniało mu o innej jeszcze niewiadomej. Ich spojrzenia zetknęły się i Hanna spytała łagodnie: - A co z Mary Ellen, synku? - Nie wiem. Myśl o niej nie dawała mi spokoju w ciągu całej podróży. - Masz już konkretne plany co do tamtej? Bo coś mi się wydaje, że tak. - Naprawdę jeszcze nie wiem. Potrzebuję teraz czasu, żeby spokojnie wszystko przemyśleć i podjąć decyzje. Oznaczało to, że będzie musiał zerwać kontakty z Mary Ellen, i truchlał na samą myśl o czekającej go rozmowie. Tym bardziej że przypomniał sobie na wpół żartobliwe, ale podszyte jakimś proroczym niepokojem słowa Mary Ellen, gdy wyjeżdżał do Atlanty: "Tylko pilnuj się, żebyś nie znalazł tam kobiety swoich marzeń". Przekonywał ją wtedy, i to absolutnie szczerze, że to niemożliwe, a teraz z wyrzutami sumienia przyznawał, że jej słowa się ziściły... Jak do tego mogło dojść? Po tylu latach spokoju stawał oto w obliczu dramatycznej przemiany życiowej, co jeszcze nigdy mu się nie przytrafiło za sprawą kobiety - nawet takiej jak Mary Ellen. Potrafił jej ofiarować ledwie jedną noc na tydzień, teraz zaś bez wahania oddawał cale życie jakiemuś rozbrykanemu dziecku. 83 Jednakże cóż miał począć, skoro czul do niej coś, czego nigdy wcześniej nie doświadczał? Namiętność palącą każdy skrawek duszy, tkliwość i opiekuńczość, o które się nawet nie podejrzewał. Był w stanie przebyć dla niej sto tysięcy mil, przenieść ją przez piaski pustyni, wyrwać sobie serce i złożyć jej w ofierze. Z zamyślenia wyrwał go glos Hanny. - Wyglądasz mi na chorego. - Bo chyba jestem chory - uśmiechnął się niepewnie. - Tylko nie wiem, jak się kurować. - Sposób jest jeden: musisz ją zdobyć. Ale dopiero jak uporządkujesz swoje życie tutaj. Myślami ponownie wrócił do Mary Ellen - była dla niego taka dobra. Jak w ogóle po tylu latach mógł dopuścić do siebie myśl o zadaniu jej bólu? Wiedział jednak, że to nieuniknione, nie miał wyboru. Aby choć na chwilę uciec od uczucia wstydu, wyjrzał przez okno na wzgórza. Było tu tak ślicznie, że z trudem wyobrażał sobie, iż w takim otoczeniu ktokolwiek może czuć się nieszczęśliwy. Tyle że życie rządziło się swoimi prawami. - Widziałaś ostatnio Johna Harte'a? - spytał, Hanna zaś potrząsnęła głową i odrzekła; - Mówią, że nie widuje nikogo. Zamknął się na cztery spusty i przez ponad tydzień nie trzeźwiał, a teraz haruje jak wół z górnikami. Epidemia zabrała mu prawie połowę ludzi. My też straciliśmy dwóch, już po twoim wyjeździe, ale dziękować Bogu na tym się skończyło... - Jeremiasz patrzył w dal niewidzącym wzrokiem. Dlaczego nie było sposobu, by powstrzymać los, by go zmienić, by z nim negocjować? Ileż niesprawiedliwości niosło czasami życie! - Ludzie też gadają - ciągnęła Hanna - że chłop całkiem zwariował. Pracuje dzień i noc, drze gębę na każdego i zalewa się w sztok, jak tylko wychodzi z kopalni. I jakoś nie widać temu końca