Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Wszystko to wymagało wielkiej przestrzeni w pamięci. Do Fort Meade wciąż dowożono urządzenia pamięci masowej, które podłączano do komputerów mainframe. W przypadku identyfikacji konkretnej osoby można było przeszukać jej e-maile sprzed miesięcy czy nawet lat. Prawdziwa zabawa w kotka i myszkę. Oczywiście przeciwnicy wiedzieli, że program szuka konkretnych słów i fraz, przywykli więc używać własnego kodu. Kolejna pułapka, bo kody dawały fałszywe poczucie bezpieczeństwa, co mogła łatwo wykorzystać agencja, która miała siedemdziesięcioletnie doświadczenie w odczytywaniu zamiarów wrogów Ameryki. Nie było to jednak łatwe. Zbyt swobodne posługiwanie się informacjami z wywiadu elektronicznego demaskuje go, powodując, że podejrzani zmieniają metody szyfrowania i źródło staje się bezużyteczne. Z drugiej strony, jeśli się tych informacji nie wykorzystuje, to tak jakby ich nie było - niestety, służby wywiadowcze ku temu się raczej skłaniały. Nowo utworzony Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego teoretycznie spełniał rolę centralnej sortowni wszystkich informacji związanych z zagrożeniami, jednak nowa superagencja tak bardzo się rozrosła, że udaremniało to ich wykorzystanie. Informacje były w zasięgu ręki, ale było ich zbyt wiele, by dało się je przetworzyć - a przetwarzających zbyt wielu, by powstało coś naprawdę przydatnego. Ale przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka. Mimo przerostu biurokracji w superagencji poszczególne segmenty światka wywiadowczego porozumiewały się bez przeszkód. Agenci jak zawsze zasmakowali w swej tajemnej wiedzy, niedostępnej dla postronnych... i woleli, by tak już zostało. Kiedy NSA porozumiewała się z CIA, to zwykle po to, by spytać o jej zdanie. Dlaczego? Otóż każda z agencji trzymała się innych reguł. Mówiły innym językiem. A jeśli w ogóle działały - to też inaczej. Przynajmniej myślały podobnie. Na ogół CIA miała lepszych analityków, a NSA lepiej gromadziła informacje. Bywały oczywiście wyjątki. Naprawdę utalentowane jednostki znały się nawzajem i mówiły tym samym językiem. Na przykład taka poranna komunikacja po kablu między agencjami. Starszy analityk z Fort Meade przesłał wiadomość błyskawiczną do swego odpowiednika w Langley. Pewne było, że zwróci to uwagę Campusu. Jeny Rounds wypatrzył ją w porannej poczcie elektronicznej i przedstawił na porannej konferencji. - Facet mówi: "Tym razem ich ugodzimy". Co to może znaczyć? - zastanawiał się Jerry Rounds. Tom Davis został na noc w Nowym Jorku. Przy śniadaniu miał spotkać się z ludźmi od obligacji z Morgan Stanley. Irytujące, kiedy interesy przeszkadzają w interesach. - Tłumaczenie jest dobre? - spytał Gerry Hendley. - Nie było z tym problemu. Przechwycone dane są wyraźne i wolne od szumu. To proste zdanie po arabsku. Żadnych niuansów - oświadczył Rounds. - Pochodzenie i odbiorca? - dociekał Hendley. - Powiedział to facet o imieniu Fa'ad. Nazwiska nie znamy, ale wiemy, kto to taki. Wygląda na to, że jest pośrednikiem odpowiedzialnym za operacje, raczej za planowanie niż za działania w terenie. Przebywa gdzieś w Bahrajnie. Rozmawia przez komórkę tylko wtedy, gdy jest w samochodzie lub w miejscu publicznym. Nikt się nim jeszcze nie zajął. Odbiorca to ktoś nowy... a raczej stary, z nowo sklonowanym telefonem. To stary telefon analogowy, więc nie mogli wygenerować spektrogramu. - Pewnie prowadzą jakąś operację - stwierdził Hendley. - Na to wygląda - zgodził się Rounds. - Nie wiemy, co to za akcja ani gdzie ją prowadzą. - Więc gówno wiemy. - Hendley sięgnął po kubek z kawą i groźnie zmarszczył brwi. - Co mają zamiar z tym zrobić? - Nic pożytecznego, Gerry. Są w pułapce logicznej. Jeśli coś zrobią, na przykład ogłoszą wyższy stopień zagrożenia, tym samym podniosą alarm. Robili to już tyle razy, że przestało to przynosić efekt. Nikt nie weźmie tego na serio, chyba że ujawnią informację i źródło. Lecz jeśli coś ujawnią, to spalą źródło. - A jeśli nie podniosą alarmu, to cokolwiek się potem wydarzy, Kongres dobierze się im do dupy. Parlamentarzyści woleli wyszukiwać problemy niż rozwiązania. Na bezproduktywnym wrzasku można było kręcić niezłe polityczne lody. Tak więc CIA i inne służby nadal będą pracować nad identyfikacją osób z komórkami. Niewdzięczna, powolna praca policyjna, w tempie, którego nie mogli znieść niecierpliwi politycy