Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Có|, nie pozostaBo mu nic innego, jak czeka. Pomy[laB o tym, jak na ni reagowaB, i wci| nie mógB si temu nadziwi. To byBo naprawd nieprawdopodobne. Nigdy w |yciu nie czuB tak przemo|nego, tak silnego po|dania, które przesBaniaBo mu caBy [wiat. My[laB wtedy tylko o Helen, tylko o tym, by tuli j do siebie, by zBczy si z ni w jedno i nigdy ju| si nie rozBcza. Kiedy my[laB o tym, co wydarzyBo si przed kilkoma minutami, kiedy patrzyB na to chBodnym okiem, dochodziB do wniosku, |e byBa to tylko chwila sBabo[ci, uczucie wywoBane niezwykBymi okoliczno[ciami - ten deszcz, zrujnowana chata, jej pikne blond wBosy. PodejrzewaB, |e Helen potraktuje to w ten sam sposób. ObcowaB ju| z wieloma piknymi kobietami. To on zawsze nadawaB rytm ich zbli|eniom, tym razem jednak straciB panowanie nad sob. I speBniB si w niej, czego nigdy dotd nie robiB. Nie chciaB, by jaka[ kobieta zaszBa przez niego w ci|. Tym razem jednak po prostu caBkowicie si zapomniaB, rzuciB si w otchBaD rozkoszy i nie dbaB o to, co si z nim dzieje. Tak nim zawBadnBa. Kobieta rzadko kiedy zachodzi w ci| po jednym bBdzie m|czyzny. WBa[ciwie speBniBby si w niej po raz drugi, gdyby dach nie zawaliB im si na gBow. 109 Catherine Coulter Dobrze, |e przynajmniej zd|yB j zaspokoi, nim do tego doszBo. UcaBowaB jej skroD. Nagle poczuB, jak si porusza, i odetchnB z ulg. ByBa nieprzytomna tylko przez kilka minut. - Helen - wyszeptaB jej do ucha. - Helen. Z jej gardBa wydobyB si cichy jk. - Helen, otwórz oczy. Helen, wró do mnie. UniosBa powieki. DotknB czubkami palców jej policzka. - Witaj. Nie mówiB nic wicej, czekajc, a| pozbiera my[li. Jej oczy zasnute byBy mgB, jak w chwili, gdy prze|ywaBa orgazm. OdsunB si nieco do tyBu, by lepiej j widzie i by ona mogBa skupi wzrok na jego twarzy. - Co si staBo? Jaki sBaby gBosik, pomy[laB i u[miechnB si do niej. - Wszystko w porzdku. UratowaBa[ nas przed przygnieceniem, ale co[ uderzyBo ci w gBow, tu| za uchem. Powiedz mi, iloma palcami poruszam przed twoj twarz? - Nie wiem, ale z pewno[ci jest ich za du|o. - Zamknij oczy, spróbuj przez chwil o niczym nie my[le. Jestem przy tobie, nic nam ju| nie grozi. Tylko nie zasypiaj, bo znów mo|esz straci [wiadomo[. Powiedz mi, kiedy znów bdziesz mogBa policzy palce. - Nigdy wcze[niej tego nie robiBam. PochyliB si nad ni i ucaBowaB jej blade usta. - Nigdy nie uciekaBa[ przed spadajcym dachem? Czy te|' nigdy nie ratowaBa[ m|czyzny, który straciB dla ciebie gBow? - To te|. Przykro mi, ale w najbli|szym czasie nie bd chyba w stanie wróci do drogi. Spenser, co my teraz zrobimy? 110 Zaloty - Na razie nie bdziemy robi nic