Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

- Przysięgnijmy więc mieszkańcom Ebinissii, będącym teraz wśród duchów, i wszystkim ludziom Midlandów! Niemal wszyscy poszli za jej przykładem i położyli noże na sercu. Jedynie siedmiu nie uczyniło tego, lecz - mamrocząc przekleństwa - ruszyło przyłączyć się do Mosle’a. Siedemdziesięciu sześciu. - Bezlitosna zemsta, a po jej spełnieniu powrót do życia! - ślubowała Kahlan. Zebrani jednogłośnie, spokojnie i zdecydowanie powtórzyli przysięgę: - Bezlitosna zemsta, a po jej spełnieniu powrót do życia! - Gromki chór głosów popłynął z porannym wiatrem. Kahlan widziała, jak William Mosle zerknął na nią przez ramię i dopiero potem ruszył za swoimi w górę przełęczy. Znów spojrzała na zebranych przed nią wojowników. - Teraz wszyscyjesteście związani przysięgą. Tej nocy zaczniemy zabij ać żołnierzy Armii Imperialnej. Nie będzie litości. Nie bierzemy jeńców. - Tym razem nie było okrzyków. Słuchali w zawziętym, ponurym milczeniu. - Nie możemy dłużej przenosić się z miejsca na miejsce tak jak przedtem, przewożąc wozami zaopatrzenie i broń. Weźmiemy ze sobą tylko to, co zdołajmy unieść. Musimy korzystać z wąskich przejść, iść lasami, by wyprowadzić w pole tych, na których polujemy. Zamierzam atakować ich w dowolnym czasie oraz miejscu, ze wszystkich kierunków, jak polujące wilki. I tak jak wilki polujące z planem, będziemy naszą zdobycz kontrolować i pędzić w wybranym przez nas kierunku. Jesteście żołnierzami tej krainy. Znacie otaczające nas lasy i góry. Przemierzaliście je od dzieciństwa. Wykorzystamy waszą wiedzę. Wróg jest na obcym terenie i, ze względu na wozy oraz swoją liczebność, musi się trzymać szerokich przełęczy. My nie będziemy tak skrępowani. Będziemy swobodnie krążyć wokół niego jak wilki. Musicie rozdzielić to, co znajduje się na wozach, i zapakować do plecaków wszystko, co zdołacie unieść. Porzućcie ciężkie pancerze: trudno je dźwigać, no i nie będziemy w nich walczyć. Weźcie tylko lekkie półpancerze, które nie utrudnią warn marszu. Zabierzcie tyle żywności, ile zdołacie. Zostawcie cały zapas wina i piwa. Kiedy pomścicie mieszkańców Ebinissii, będziecie mogli pić, ile zechcecie. Lecz zanim to nastąpi, ani kropelki. Chcę, byście nieustannie byli uważni i czujni. Nie zaznamy odpoczynku, dopóki choć jeden wróg pozostanie przy życiu. Część nie zabranej żywności trzeba złożyć na paru mniejszych wozach, bez broni czy zbroi. Będziemy potrzebować ochotników, którzy oddadzą to wrogom. - Rozległy się pomruki zdziwienia i zakłopotania. - Dalej droga się rozwidla. Kiedy miną to rozwidlenie i pójdą ku Cellionowi, trzeba przeprowadzić wozy z żywnością oraz całym zapasem piwa drugą nitką drogi, a potem węższymi przejściami, tak by ich wyprzedzić. Będziecie czekać z wozami, aż się zbliży straż przednia, i wtedy przetniecie im drogę, aby was ujrzeli. Porzucicie zaprzęgi i uciekniecie, gdy tylko was zobaczą i ruszą w pogoń. Niech zabiorą pożywienie i napitki. Armia Imperialnego Ładu prawie nie ma już piwa, zatem tej nocy będą świętować swój szczęśliwy los. Spodziewam się, że się upiją. Chcę, by byli pijani, kiedy ich zaatakujemy. - Nagrodzili tę wieść okrzykami. - Zapamiętajcie: jesteśmy watahą wilków chcących powalić byka. Nie mamy dość siły, żeby uczynić to za jednym zamachem, musimy więc go najpierw zmęczyć, sprawić, by osłabł, a potem powalić na ziemię i zabić. To nie będzie pojedyncza bitwa, lecz nieustające szarpanie boków, odgryzanie kawałeczków, ranienie, osłabianie i wykrwawianie; aż w końcu zyskamy prze- wagę i zniszczymy bestię. Tej nocy, pod osłoną ciemności, zakradniemy się do ich obozu i zadamy pierwszy cios. To będzie ukierunkowana akcja, a nie mordowanie na oślep. Sporządziliśmy listę celów. Zamierzamy osłabić byka. Już go częściowo oślepiłam, zabijając czarodzieja. Najpierw zajmiemy się wartami i czatownikami. W ich odzienie ubierzemy tylu naszych, ilu zdołamy. Pójdą oni do obozu przeciwnika i zlokalizują nasze cele. Przede wszystkim musimy zmniejszyć ich zdolność do kontrataku. Nie chcę, żeby dopadła nas jazda. Powinniśmy pozbawić ich koni. Szkoda tracić czas na uśmiercanie zwierząt: wystarczy połamać im nogi. Trzeba zniszczyć żywność wroga. My jesteśmy na tyle małym oddziałem, że zdobędziemy pożywienie polując, plądrując lub kupując je na okolicznych farmach i w miasteczkach. Taka liczna armia jednak potrzebuje wiele żywości. Osłabimy ich, niszcząc im zapasy. Musimy zabić im tych, którzy wyrabiają łuki i strzały, kowali oraz wszystkich rzemieślników potrafiących wykonać lub naprawić strzały, łuki czy inny oręż. Na pewno mają worki gęsich skrzydeł na pióra do brzechw. Należy je ukraść albo spalić. Nie zabije nas strzała, której nie zrobią. Trzeba zniszczyć pręty na łuki. Uszkodzić trąbki, jeśli je znajdziecie, i unieszkodliwić trębaczy. To odbierze wrogowi głos i koordynację. Ich lance, piki i argony są ustawione pionowo, grupami. Wystarczy pięć sekund, by sporo z nich uszkodzić celnymi ciosami topora lub miecza. Ciężkie topory czy młoty przynajmniej zegna argony i dzięki temu je wyeliminują. Złamana lanca lub pika nie zabije żadnego z was. Spalimy im namioty, przez co wydamy ich na łup zimna, spalimy wozy, a wraz z nimi najrozmaitsze zapasy. Szczególnie ważni są oficerowie. Dziś wolałabym raczej uśmiercić jednego oficera niż tysiąc żołnierzy. Jeżeli zdołamy pozabijać ich dowódców, to staną się powolni i tępi i łatwiej nam będzie powalić owego byka na ziemię. Jeśli któremuś z was wpadnie do głowy pomysł, jak ich jeszcze bardziej osłabić, to podzielcie się tym ze mną lub z kapitanem Ryanem albo z innym oficerem. Tej nocy nie chodzi o to, żeby przede wszystkim zabijać żołnierzy; jest ich zbyt wielu. Naszym zadaniem jest obezwładnienie ich i osłabienie, odebranie im pewności siebie. Przede wszystkim jednak chcemy wzbudzić w nich strach. Tamci żołnierze nie są do niego przyzwyczajeni. Wystraszeni ludzie popełniają błędy. Te błędy pozwolą nam ich zabijać. Zamierzam ich przerazić. Później powiem warn jak. Macie parę godzin, żeby wszystko przygotować, potem wyruszamy. Wartownicy mają być rozstawieni w podwójnej odległości