Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
- Przypuśćmy - odparł krótko. - Kiedy człowiek wsiada do pociągu niemal w środku nocy, nie ma sensu wykosztowywać się jeszcze na wagon sypialny. Chociaż takie wielogodzinne siedzenie jest rzeczywiście męczące. - Wcale nie. Co prawda je nie jestem jeszcze taka stara... to znaczy, chciałam powiedzieć... Mężczyzna uśmiechnął się, ale w jego oczach nie było radości. Nawet najmniejszego jej śladu. Rzucił na dziewczynę surowe spojrzenie, jakby był zły na nią, że sprowokowała go do uśmiechu. Następnie poprawił się na siedzeniu. Znowu rozległ się pisk kół. - Co to? Kolejna stacja? - spytała. Simon otworzył zamknięte oczy z wyrazem udręki na twarzy. - Nie. To chyba most. - Jakie to wszystko emocjonujące! To brzmi tak zabawnie, kiedy... Przejeżdżali przez most, jej głos utonął w stukocie pociągu na żelaznych przęsłach, spotęgowanym do ogłuszającego huku. Zachwycona, roześmiała się głośno. Mężczyzna o melancholijnym spojrzeniu porzucił myśl o odpoczynku - jak widać, nie miał na to wielkich szans. - To twoja ostatnia wakacyjna wyprawa tego lata? - spytał ojcowskim tonem. - Nie, skądże! Po kilku latach wracam wreszcie do domu. Dostałam pracę w moim rodzinnym mieście. Tak bardzo się cieszę, że zobaczę je znowu. I wszystkich znajomych... - Naprawdę? - powiedział zdumiony. - Myślałem, że jeszcze chodzisz do szkoły? - Ach, to przez ten mój dziecięcy wygląd! Mam już prawie dwadzieścia jeden lat. Popatrzył na nią zmieszany. - Wobec tego nie powinienem zwracać się per ty... - Wprost przeciwnie! Teraz wszyscy tak mówią. A ty dokąd jedziesz, na wakacje? - Nie, ja też jadę... do domu - wyjaśnił z wymuszonym uśmiechem. Na jego twarzy pojawił się wyraz goryczy; przez chwilę milczał, po czym odezwał się znowu: - Właściwie to powinienem być na kongresie, ale... niespodziewane okoliczności sprawiły, że zamiast na kongres jadę do domu, do mojego starego ojca. - Uważam, że słusznie zrobiłeś. Kongres to nic ciekawego. Ale niewątpliwie może imponować. - W gruncie rzeczy sprowadza się do wygłaszanych w półśnie nudnych referatów i ciągnących się bez końca dyskusji. - I na piciu po nich? - Czasami się pije. - Ale ze mnie idiotka! Może ty jesteś zmęczony i chciałbyś się przespać? - Trochę za późno na to wpadłaś. Nie, dziękuję. Teraz już nie chce mi się spać. Strapiona dziewczyna westchnęła. - Że też ja nigdy nie zastanowię się wcześniej! Kiedy moja mama chce się mną pochwalić, wtedy mówi, że jestem impulsywna, ale kiedy jest na mnie zła, to wówczas jestem nieopanowaną, bezczelną i niewychowaną trzpiotką. - To zbyt mocna określenia - rzekł życzliwym tonem. - Powiedziałbym raczej, że jesteś bezmyślnie bezpośrednia. A jeśli twoja matka nazywa cię niewychowaną, to bije w samą siebie. - Tak, to prawda. Trochę zawstydzona swoją chorobliwą gadatliwością, zamilkła. Zaczęła wsłuchiwać się w stukot kół, wibrujący w jej ciele. W wagonie panowała całkowita cisza, prawdopodobnie wszyscy spali. Oczami wyobraźni widziała, jak wyglądają pasażerowie w innych przedziałach. Ci, którzy siedzą w rogu, odpoczywają spokojnie, ukryci pod swoimi płaszczami; tymczasem pozostali siedzą sztywno, a głowy opadają im we śnie raz do przodu, raz do tyłu, w rytm pędzącego pociągu. Cofają gwałtownie nogi, gdy prostując je natrafiają na stopy innych pasażerów. Jak dobrze, że nasz przedział jest taki pusty, pomyślała sobie. Na składanym krześle na korytarzu przycupnął jakiś mężczyzna. Przez cały czas niby wyglądał przez okno, ale gdy przyjrzała mu się dokładnie, zauważyła, że obserwował jej odbicie w szybie. Czyżby jakiś wielbiciel? Jeśli tak, to wolała zrezygnować z jego adoracji. Mężczyzna miał jasne włosy - a właściwie to, co pozostało mu po nich; jego skóra o szarobrązowym odcieniu wyglądała tak, jakby nosiła ślady wyblakłej opalenizny, w pociągłej twarzy zaś tkwiły pozbawione wyrazu oczy. Uwagę Mai zwróciły jego duże, owłosione i piegowate dłonie. Był w średnim wieku, nie dającym się dokładnie określić. Dziewczyna nagle drgnęła, wyrwana z zadumy głosem towarzysza podróży. - Jak masz na imię? - Maya. Maya przez Y. A ty? - Simon. - To ładne imię. - Tak uważasz? Mnie nigdy się nie podobało. - Większości ludzi nie podobają się własne imiona. Ja też nie lubiłam swojego, ale zaakceptowałam je wreszcie. Tylko zamiast Maja zaczęłam pisać Maya. Wygląda bardziej artystycznie. - Jesteś artystką? - Ależ skąd! Co prawda uwielbiam rysować, ale pociąga mnie tylko rysunek techniczny. Drobne detale i proste, czyste linie. Moja mama mówi, że to nie jest artyzm, tylko pedanteria. - Raczej nie wyglądasz na pedantkę. Jakie on ma sympatyczne spojrzenie, kiedy zapomina o tej swojej rezerwie, pomyślała dziewczyna. Roześmiała się. - Czyżbym wyglądała na bałaganiarę? - Nie, nie, wprost przeciwnie! Tylko że pedantka nie ubrałaby się w romantyczną ciemną suknię z koronkowym kołnierzykiem i nie zarzuciłaby sobie na ramiona szala w szkocką kratę. Nie nosiłaby też długich, swobodnie rozpuszczonych włosów, spadających burzą dzikich loków na plecy. Masz swój własny, trochę staromodny styl, który można nazwać bardzo kobiecym albo bardzo dziecinnym. Jak kto woli. Zauważyła, że jej towarzysz podróży nieco się odprężył. - Czy jesteś żonaty? Nie pytam z czystej babskiej ciekawości, ale wyglądasz na żonatego... - Nie trafiłaś! - odrzekł, a jego twarz od razu spochmurniała. - Byłem żonaty, i to wcale nie tak dawno temu, ale moje szczęśliwe małżeństwo zniszczyła pewna bezwzględna jędza. W oczach Mai pojawił się wyraz szczerej sympatii. - Serdecznie współczuję. Ale to wyjaśnia, skąd wzięły się wokół twoich ust te drobne linie, które świadczą o zgorzknieniu i dodają ci lat. - Trzeba przyznać, że jesteś prawdziwą artystką w obsypywaniu ludzi pokrzepiającymi komplementami! - Nie zrozumiałeś mnie. Dobrze wiem, jak mogłeś się wtedy czuć. Dla takiej właśnie dziewczyny opuścił nas mój ojciec. Simon skinął głową; odnosiło się wrażenie, iż otwartość i szczerość jego młodej rozmówczyni sprawiły mu nieoczekiwaną przyjemność. - Naprawdę niełatwo odgadnąć, ile masz lat. Właściwie to wcale nie wyglądasz tak staro. Kiedy nie jesteś spięty, przypominasz czarującego fauna. Gdy cię zobaczyłam, pomyślałam sobie od razu, że musisz odznaczać się dużym poczuciem humoru, ale widocznie straciłeś je gdzieś w ponurych rozmyślaniach