Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
- Jak wy musicie nas nienawidzić! - szepnęła Mewa, która po raz pierwszy popatrzyła na ten znany od dzieciństwa obrazek innymi oczami. - Teraz trzeba przede wszystkim myśleć o przyszłości -jak przerwać ten koszmar - odrzekł Wład. - Rozumiem - powiedziała żałośnie Mewa - ale co mogę zrobić, zwłaszcza teraz? Jak do nich pójdę, będzie po mnie. Przecież nie wiemy, jaką decyzję podejmie rada... prócz, oczywiście, wydania na mnie wyroku. - Skąd ta pewność, że rada skaże cię na karę śmierci? Sama mówiłaś, że staruchy wyśmieją Wajszę i wyrzuca ją z rady. - Owszem, wyśmieją i wyrzucą, ale mnie tak czy inaczej skażą, żeby inne czarownice nie zechciały podnosić ręki na starszych. I nie skażą mnie na śmierć, lecz na utratę osobowości. To jeszcze gorsze. Wiesz co, jak one po mnie przyjdą, zabij mnie. Tak, żeby dla nich już nic nie zostało. - Gdy przyjdą - powiedział twardo Wład - zabiję je i będę zabijał nadal, aż wszyscy miłośnicy podobnych procedur nie zostaną zlikwidowani na tej i tamtej Ziemi. - Daj spokój. - Mewa wyglądała na przygnębioną. – Co mógłbyś zrobić? Wymachiwać manipulatorem? Przecież i tak blisko nie podejdą - nawet na odległość strzału. Po prostu zbierze się sześć starszych czarownic i utworzą heksagram w taki sposób, żeby one znalazły się na rogach, a ja w środku. I to już będzie koniec. Nic we mnie nie zostanie - ani wola, ani dusza, ani pamięć. Będę mo- gła tylko oddychać i mrugać oczami. Takie czarownice zwozi się właśnie do tego miasta. Widzisz? Tam, na końcu osiedla stoi duży dom... większy od pozostałych... widzisz? Tam właśnie leżą. Karmi sieje kaszką, a całą resztę załatwia odzienie, które czyści, opiekuje się i leczy odleżyny. - Po co je tam trzymać?! - nie wytrzymał Wład. – Nie lepiej po prostu zabić? - Wykorzystuje sieje do rodzenia dzieci. Urodzi dziewczynkę, leży w połogu, a stare czarownice sprawiają, że staje się znowu ciężarna. Same czarownice rzadko rodzą dzieci. - Przecież mówiłaś, że niektóre mają nawet trzynaścioro? - Owszem, ale takie rodziny to rzadkość. Zazwyczaj czarownice mają po jednej córeczce. A te tutaj są albo w ciąży, albo w połogu. Nie zauważyłeś, ile tu małych dziewczynek? W innych miastach jest znacznie mniej. Mnie też urodziła taka pozbawiona osobowości czarownica i wychowywałam się w przytułku. Domowe dziewczynki nas drażniły i wyśmiewały się, a my nic nie mogłyśmy zrobić. Przecież one mają swoje matki i każda za swoją córeńkę głowę by ci urwała. Ja mieszkałam w przytułku, a Kajna, ona jest starsza ode mnie, ciągle się ze mną drażniła. Pewnie dlatego, że urodziła nas jedna matka, a jesteśmy takie niepodobne. Nawet specjalnie chodziłam popatrzeć na swoją rodzicielkę, żeby zrozumieć, która z nas jest prawdziwą córką, a która wyczarowaną. - No i? - Nie zrozumiałam. Taka czarownica leży bez ruchu, twarz ma opuchniętą, w oczach pustkę, a brzuch wielki jak góra. I cuchnie. Odzienie stara się jak może, a ona i tak cuchnie. Wiesz, jak to okropnie wygląda? Dlatego lepiej, żebyś mnie zabił, niż oddał tym jędzom. - Za co skazano twoją matkę? - zapytał Wład. - Za nic. Przez pomyłkę. - Jak to? - Wład nie mógł uwierzyć, że w świecie czarownic, zdolnych czytać cudze myśli i przenikać spojrzeniem to, co niewiadome, mogą się zdarzać pomyłki sądowe. - Do jednego z domów ktoś wpuścił szkaradę – zaczęła opowiadać Mewa. - To takie paskudztwo, które żyje na jednej z wysp. I ta szkarada, zanim ją zabito, zjadła dwie rodziny. Jasna sprawa, że za coś takiego należy się najwyższa kara. Ale jak się dowiedzieć, kto to zrobił? Tu już nie obejdzie się bez siostry śledczej. To taka niby zwykła czarownica, ale zawsze wszystko wie o swoich sąsiadkach. Przez komin przecież nie zagląda, ale jakbyś zapytał, co sąsiadka gotuje dziś na obiad, odpowie od razu. W tamtej wsi też taka była i wiedźmy do niej poszły. A ta od razu wskazała moją matkę, że tylko ona i nikt inny. Zaczęto sprawdzać - rzeczywiście, odwiedzała tamtą wyspę, miotła pamięta drogę. A moja matka w płacz, że latała, ale na gorące źródła, żeby się wągrów pozbyć, a żadnej szkarady nie przywoziła. Ale kto by jej uwierzył! Skazano ją, przywieziono tutaj, a wtedy ona zażądała od matek eliksiru prawdy. Mewa westchnęła i potarła palcem nos, jakby sprawdzając, czy nie pojawiły się na nim wągry. Wład słuchał tej opowieści niczym strasznej bajki, która w prawdziwym życiu nie może się zdarzyć. Statek wisiał wysoko nad miastem, czekali na wieczór. - Taki eliksir to straszna rzecz - ciągnęła Mewa - i mogą go warzyć jedynie najbardziej surowe staruchy. Eliksir przed niczym cię nie uratuje, więcej nawet, zwykła utrata osobowości przebiega szybko, raz dwa i po wszystkim, a po eliksirze duszę rozrywa na kawałki i czarownica wije się w męczarniach. I nic nie można ukryć, żadnej tajemnicy, żadnego sekretu. Dlatego, jeśli już ktoś zdecyduje się na wypicie eliksiru, to cała rada się zlatuje, żeby posłuchać. Siedzą wokół nieszczęśnicy jak sępy wokół zdychającego zwierzęcia, patrzą i słuchają