Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Dziękuję za przybycie. - Tak, sir! - zabrzmiało prawie chórem, ale zwrot był już idealnie zgrany. Wymaszerowali zupełnie innym krokiem, niż weszli, i Disra musiał przyznać, że nig- dy nie widział u żadnego tyle energii i chęci działania. W milczeniu odczekali, aż zamkną się drzwi za ostatnim z nich, i dopiero wtedy Thrawn stał się Flimem. - Nieźli oficerowie - przyznał, rozpinając najwyższy guzik munduru. - Trochę zbyt ła- twowierni, ale to nam akurat nie przeszkadza, prawda? - Są więcej niż nieźli - warknął Disra, spoglądając na ukryte drzwi. - Sątakże wysoce niebezpieczni. Tierce? Gdzie pan jest, do cholery? - Tu - Tierce wszedł do pomieszczenia i zamknął za sobą drzwi. - Cały czas tam by- łem. O co chodzi? - O co?! - Disry o mało krew nie zalała. - Nie dość, że trzech na czterech wybranych przez pana kapitanów jest nielojalnych wobec mnie, to jeszcze jeden z nich służył u Thrawna i znał go! Czy pan zwariował?! - Tylko bez wyzwisk! - warknął zimno Tierce, podchodząc do biurka. - Musiałem wziąć na pierwszy ogień kogoś takiego jak Dorja, student pierwszego roku taktyki powie- działby to panu. - Ja nie jestem taktykiem! Przynajmniej nie w tym znaczeniu słowa, jakiego pan uży- wa. Dlatego właśnie pańskie umiejętności są nam niezbędne. Zapomniał pan, majorze? - Proszę się uspokoić - wtrącił się Flim. - Dotyczy to obu, a zwłaszcza pana, Disra. Przecież wiadomo, że prędzej czy później musiałem spotkać kogoś, kto osobiście znał Thrawna. Idealnie wręcz było od tego zacząć, zwłaszcza że miejsce spotkania umożliwiało dyskretną eliminację całej czwórki, gdyby okazało się to niezbędne. Mam rację, majorze? - Całkowitą. A co do tego, że większość nie jest wobec pana lojalna, ekscelencjo: wła- śnie dlatego od nich należało zacząć, żeby sprawdzić, jak na nich podziała urok pana Flima. - A zastanowił się pan, majorze, co może się stać, kiedy wyjdą spod tego uroku? - spy- tał ponuro, ale spokojniej Disra. - Co będzie, jeśli dojdą do wniosku, że nie są do końca prze- konani i zaczną sprawdzać. - Oni zaczną od sprawdzenia - zapewnił go Tierce. - Dlatego chciałem, aby w pierwszej grupie znalazł się Nalgol. Pochodzi ze starej arystokracji na Kuat, więc wiedzia- łem, że jak zwykle będzie nosił swój pierścień z igłą. Flim znieruchomiał i spytał, niezwykle starannie wymawiając: - Swoje co? - Pierścień z igłą. To tradycyjny na planecie Kuat sposób podawania wrogom trucizny - poinformował go rzeczowo Tierce. - Niech się pan odpręży, Flim: Nalgol od dawna nie nosi w nim zatrutej igły. - Miło mi, że pan tak uważa! - warknął Flim, oglądając starannie dłoń, którą podał Nalgolowi. - On nie ściskał pańskiej ręki i... - Powiedziałem, żeby się pan odprężył - powtórzył Tierce stanowczo. - On niczego nie wstrzyknął, tylko coś uskubnął, że tak powiem. - Próbkę skóry - Disra w końcu zrozumiał, o co chodzi. - Z którą bez wątpienia na- tychmiast pospieszył do analizy, a jak tylko dostanie wyniki, porówna je z kodem genetycz- nym Thrawna przechowywanym w jego aktach. - Właśnie - uśmiechnął się z satysfakcją Tierce. - I podzieli się swą wiedzą z pozostałymi. Kiedy zostaną przekonani, nie będzie takiego rozkazu, którego nie wykonają. - A zastanawiałem się, dlaczego tak pan nalegał na zmiany w bazie danych personal- nych zeszłej nocy - przyznał z podziwem Disra. - Jest pan dokładny, majorze. A w tej operacji nie możemy sobie pozwolić na ryzyko błędu. - Zwłaszcza że to my dwaj ponosimy całe ryzyko - dodał Flim, nadal oglądając uważ- nie swoją dłoń. - Pana, majorze, nie było nawet w pokoju. - Uspokójcie się - w głosie Tierce’a pojawił się ślad pogardy. - Mamy przed sobą dłu- gą drogę, więc mam nadzieję, że nie zaczęliście już tracić nerwów. - Proszę się nie bać o nasze nerwy - parsknął Disra. - Tylko o to, żeby pańska strategia okazała się skuteczna. - Okaże się, możecie mi zaufać. Obojętne, gdzie zaczną się starcia, pierwsza duża bi- twa wojny domowej zostanie stoczona w pobliżu Bothawui. Gwarantuje to dokument doty- czący Caamas. Spróbujemy zorganizować szczegóły konfliktu najlepiej, jak potrafimy, a nasza obecność na polu walki spowoduje, że obie strony poniosą maksymalne możliwe stra- ty. Możecie mi wierzyć, że dopilnujemy tego. - Cokolwiek zrobimy, lepiej zróbmy to szybko - ostrzegł Disra. - Pellaeon już prawie wykrył mój związek z Cavrilhu. Jeśli zauważy, że we flocie sektora brakuje czterech niszczy- cieli, zacznie mi się na serio dobierać do skóry. - Nie na wszystko mamy wpływ - przypomniał mu Tierce. - Okręty wysłane do Bothawui znajdą się na wyznaczonych pozycjach dopiero za kilka tygodni. To długofalowa operacja. - I właśnie dlatego powinniśmy chyba zrezygnować z użycia komety - ożywił się Di- sra. - Można wykorzystać coś innego. - Nie można - sprzeciwił się Tierce. - Nic innego nie gwarantuje takiego bezpieczeń- stwa. Musi pan użyć całego swego uroku i innych zalet, by utrzymać admirała na dystans, ekscelencjo