Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Na piersi połyskiwały dwa łańcuchy, każdy zakończony krzyżem. Większy krzyż na pozłacanym łańcuchu, sięgającym prawie do pasa, otrzymała od ojca. Nad nim wisiał cienki, srebrny łańcuch z małym krzyżykiem, który Orm kazał dać swej macosze z prośbą, by go nie zdejmowała. Dotychczas jeszcze z każdego połogu wstawała równie piękna, tylko coraz cichsza, z coraz cięższą odpowiedzialnością na młodych barkach. Lica jej za każdym razem były nieco szczuplejsze, oczy nieco ciemniejsze i poważniejsze pod szerokim, białym czołem, usta nie takie czerwone i pełne. Ale jeśli tak dalej pójdzie, straci wkrótce cały swój powab. - Nie wydaje ci się, Ulfie, że byłoby lepiej, gdybyś osiadł na własnym dworze? - zaczęła powtórnie. - Dokupiłeś wszak spory szmat ziemi w Skjoldvirkstad. Erlend opowiadał mi, że wnet będziesz tam posiadał pół dworu. A Izak ma tylko to jedno dziecko; Aaza jest ładną i miłą, dzielną kobietą i zdaje się, rada ci bardzo. - Mimo to nie chcę jej mieć za żonę - wyszczerzył brutalnie zęby i roześmiał się. - Poza tym Aaza jest za dobra, aby... - głos jego załamał się. - Nie znałem nigdy innego ojca niż przybranego, Krystyno, i sądzę, że i mnie przeznaczone jest nie mieć innych dzieci oprócz przybranych. - Tedy będę się modliła do Maryi Panny, byś znalazł więcej szczęścia, krewniaku. - Nie jestem też już pierwszej młodości, Krystyno - śmiał się. - Niewiele brakuje, a mógłbym być twoim ojcem. - Musiałbyś grzeszenie wczas zacząć - odparła Krystyna starając się mówić swobodnie i wesoło. - Czy nie kładziesz się jeszcze spać? - spytał po chwili Ulf. - Owszem, zaraz. Ale tyś pewnie zmęczony, Ulfie, powinieneś iść na spoczynek. Ulf życzył cicho dobrej nocy, po czym wyszedł ze świetlicy. Krystyna wzięła świecznik ze stołu i oświetliła dzieci śpiące w zamykanym łożu. Oczy Bjorgulfa, dzięki Bogu, nie były zalepione. Pogoda teraz od dłuższego czasu trzymała się dobra. Gdy jednak dął trochę tylko silniejszy wiatr albo też była szaruga i dzieci musiały przebywać w izbie przy ognisku, zaraz łzawiły mu oczy. Długo stała pochylona spoglądając na tych dwoje. Potem nachyliła się nad kołyską Gautego. Wszyscy jej trzej synowie byli rześcy jak młode ptaki, póki ta okropna zaraza nie nawiedziła zeszłego roku doliny. Szkarlatyna zmiatała dzieci po dworach wkoło fiordu, aż strach było słuchać. Krystynie dane było zachować wszystkie dzieci - wszystkie jej własne. ...Przez pięć dni i nocy siedziała przy łożu w południowej ścianie, gdzie leżały wszystkie, z czerwonymi plamami na ciele i chorymi, nie znoszącymi światła oczami, ich małe ciałka aż gorzały. Siedziała tak z rękami pod kapą i klepała Bjorgulfa w podeszwy, śpiewając i śpiewając, aż głos jej zamienił się w ochrypły szept. Podkujcie, podkujcie już woja rumaka, Najlepsza tu będzie podkowa taka, Żelazna podkowa pod woja rumaka. Podkujcie, podkujcie i jarla rumaka, Najlepsza tu będzie podkowa taka, Srebrna podkowa pod jarla rumaka. Podkujcie, podkujcie też króla rumaka, Najlepsza tu będzie podkowa taka, Złota podkowa pod króla rumaka. Bjórgulf był najlżej chory, ale zachowywał się najniespokojniej. Gdy tylko na chwilę przestawała śpiewać, zaraz odrzucał nakrycie. Gaute miał dopiero dziesięć miesięcy; był taki wynędzniały, że nie spodziewała się zachować go przy życiu. Leżał przy jej piersi, owinięty w płachty i skóry, i nie miał nawet siły ssać. Trzymała go na ręku, a drugą dłonią klepała Bjórgulfa w podeszwy. Od czasu do czasu, gdy zdarzało się, że jednocześnie spali wszyscy trzej, kładła się obok nich na brzegu łoża nie zdejmując szat. Erlend przychodził co chwila do świetlicy i spoglądał bezradnym wzrokiem na synów. Próbował im śpiewać, ale dźwięczny głos ojca nie robił na nich żadnego wrażenia, tylko matka musiała im wciąż nucić, choć wcale nie miała głosu. Dziewki służebne zaglądały do izby prosząc Krystynę, by się szanowała, mężczyźni dowiadywali się o zdrowie dzieci, Orm starał się je rozerwać grając im coś niecoś. Córkę swą, za radą Krystyny, posłał Erlend do doliny Oster, lecz Orm chciał pozostać na Husaby, był już zresztą dorosły. Sira Eiłif siedział przy dzieciach, gdy tylko nie odwiedzał chorych. Ksiądz martwił się i frasował tak serdecznie, że całkiem stracił tuszę, jaką pozyskał na Husaby. Cierpiał bardzo, że tyle pięknych dzieci umiera. Także kilku dorosłych zmarło. Potem pewnego wieczora było dzieciom na tyle lepiej, że Krystyna przyrzekła mężowi tej nocy rozebrać się i spać; Erlend zaofiarował się czuwać wraz z dziewkami i zawołać ją, skoro zajdzie potrzeba. Ale podczas wieczerzy zauważyła, że Orm ma czerwoną, rozpaloną głowę, oczy jego płonęły z gorączki. Powiedział, że to nic, ale nagle zerwał się i wybiegł. Kiedy Erlend i Krystyna poszli za nim, stał na dziedzińcu i wymiotował. Erlend objął chłopca. - Ormie, synu, czyś chory? - Głowa boli mnie strasznie - skarżył się chłopak i ciężko wsparł się na ramieniu ojca. Tedy całą noc czuwali przy Ormie. Przez cały prawie czas leżał i majaczył w gorączce, wołał coś głośno i długimi ramionami bił wkoło siebie, jak gdyby widział jakieś okropne zjawy. Co jednak mówił, tego zrozumieć nie mogli. Rankiem Krystyna załamała się zupełnie. Okazało się, że znowu była przy nadziei, teraz zaś zachorowała ciężko; przez długi czas leżała, jakby pogrążona w śmiertelnym śnie, po czym dostała silnej gorączki