Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

" Chris nauczył mnie czegoś, czego nigdy nie zapomnę. Nauczył mnie, jak głęboka jest nasza żądza poczuda ważności. Aby lepiej pamiętać o tej zasadzie, wykonałem napis: JESTEŚ WAŻNY, który powiesiłem w klasie tak, aby wszyscy mogli go widzieć. Napis ten przypominał mi też, że każdy z uczniów jest tak samo ważny. Taka jest naga prawda: niemal wszyscy ludzie, których spotykasz, czują się od dębie w pewien sposób lepsi, i prosta droga do ich serca prowadzi poprzez delikatne pokazanie im, że dostrzegasz, jak są ważni, i szczerze to uznajesz. Pamiętaj, co powiedział Emerson: „Każdy człowiek, którego spotykam, jest ode mnie w pewien sposób lepszy. Tak widzę ludzi." A najsmutniejsze jest w tym wszystkim to, że często ci, którzy mają najmniej powodów do chwalenia się osiągnięciami podbijają swoje ego wrzawą wokół swojej osoby i pychą, od której naprawdę zbiera się na wymioty. A już Szekspir pisał: „... człowiek, dumny człowiek,/ odziany w kusą i cienką władzę/... pod niebem sztuczki takie wyprawia,/ że aniołowie płaczą." Opowiem teraz, jak ludzie interesu uczęszczający na moje kursy stosowali tę zasadę z pełnym powodzeniem. Weźmy przypadek pewnego prawnika z Connecticut (ze względu na rodzinę nie podam jego nazwiska). Wkrótce po zapisaniu się na kurs pan R. wraz z żoną pojechał samochodem odwiedzić jej rodzinę na Long Island. Zostawiła go rozmawiającego ze swoją starą ciotką, a sama pobiegła zobaczyć się z młodszymi krewnymi. Ponieważ niedługo miał wygłosić podczas zajęć referat o własnych doświadczeniach ze stosowaniem zasady doceniania drugich, postanowił sprawdzić ją w rozmowie z tą starszą damą. Rozejrzał się więc po domu w poszukiwaniu rzeczy, którymi mógłby się szczerze zachwycić. —Ten dom zbudowany był około 1890 roku, czy tak? — zapytał. —Tak — odpowiedziała. — Zbudowano go dokładnie w tym roku. — Przypomina mi ten, w którym się urodziłem. Jest wspaniały. Dobrze zaprojektowany, przestronny. Teraz już nie buduje się takich domów. — To prawda — zgodziła się starsza pani. — Dzisiejsza młodzież nie dba o piękne domy. Mają małe mieszkanka, cóż więc dziwnego, że szwędają się w swoich automobilach. To dom marzeń — w jej głosie zabrzmiała nutka wspomnień. — Zbudowany był z miłości. Razem z mężem marzyliśmuy o nim przez cztery lata, zanim mogliśmy go zbudować. Nie zatrudniliśmy architekta. Wszystko planowaliśmy sami. Oprowadziła pana R. po domu, a on wyrażał podziw dla wspaniałych skarbów, które w nim gromadziła i pieściła przez całe życie: koronkowych szali, starego angielskiego serwisu do herbaty, porcelany z Wedgwood, francuskich łóżek i foteli, włoskiego malarstwa i jedwabnych draperii, które wisiały kiedyś we francuskim pałacu. Pokazawszy mu dom starsza dama zaprowadziła pana R. do garażu. Na drewnianych klocach stał tam wspaniale utrzymany Packard. — Mąż kupił mi ten samochód na krótko, zanim od nas odszedł — powiedziała miękko. — Nie jeździłam nim od czasu jego śmierci. Potrafisz docenić piękne rzeczy, więc pragnę d go podarować. — Ależ, ciociu, ciocia mnie zawstydza. Doceniam szczodrość cioci, ale obawiam się, że nie mogę przyjąć takiego prezentu. Nie jesteśmy przecież nawet blisko spokrewnieni. Mam nowy samochód, a cioda ma bliższych krewnych, którzy zapewne chdeliby mieć tego Packarda. — Krewnych! — wykrzyknęła. — Tak, mam krewnych, którzy tylko czekają na moją śmierć, aby móc zabrać ten samochód. Ale nigdy go nie dostaną. — Jeśli doda nie chce im go dać, można go przedeż z łatwością sprzedać — powiedział. — Sprzedać? — powtórzyła ze zgrozą. — Czy sądzisz, że mogłabym sprzedać ten samochód? Miałabym znieść myśl, że ktoś obcy nim jeździ? Samochodem, który dostałam od mojego męża? Nawet by mi to do głowy nie przyszło! Podaruję ten samochód tobie. Potrafisz docenić piękne rzeczy. Próbował jeszcze się bronić, ale nie mógł odmówić nie raniąc jej uczuć. Ta stara kobieta, samotna w dużym domu pośród swoich szali, francuskich antyków i wspomnień, łaknęła odrobiny uznania. Kiedyś była młoda, piękna i pożądana. Zbudowała pełen miłości dom i po całej Europie zbierała rzeczy, które miały go upiększyć. Teraz odizolowana od świata z powodu wieku pragnęła ludzkiego depła, odrobiny szczerego uznania — i nikt jej tego nie dawał. Kiedy więc je znalazła, jak źródło na pustym, nie mogłaby chyba wyrazić wdzięczności niczym innym jak podarowaniem ukochanego Packarda. Weźmy inny przypadek. Donald M. McMahon, jeden z dyrektorów firmy architektonicznej Lewis and Valentine w Rye w stanie Nowy Jork, opisał następujące wydarzenie: „Wkrótce po pana wykładzie projektowałem krajobraz w majątku pewnego znanego prawnika. Właściciel zjawił się, aby udzielić mi kilku instrukcji: gdzie chciałby posadzić dużo rododendronów, a gdzie azalii. — Panie sędzio — powiedziałem — ma pan wspaniałe psy. Pewnie co roku zdobywa pan wiele nagród w Madison Square Garden. Skutek, jaki wywarło tych kilka słów, był zaskakujący. — Tak — odpowiedział sędzia — moje psy rzeczywiście dają mi dużo radości. Czy chciałby pan zobaczyć całą hodowlę? Niemal godzinę spędziliśmy na oglądaniu jego psiarni i nagród, które zdobyły psy. Pokazał mi nawet ich rodowody i wyjaśnił, jaka krew przyczyniła się do takiej urody i inteligencji zwierząt. Wreszcie zwrócił się do mnie z pytaniem: — Czy ma pan małe dzieci? — Tak, mam syna — odpowiedziałem. — A czy nie chciałby on szczeniaka? — Skakałby z radośd. — Jeśli tak, to dam mu jednego — rzekł sędzia. Zaczął tłumaczyć mi, jak karmić szczeniaka. Po chwili zaś stwierdził: — I tak nie zapamięta pan wszystkiego. Lepiej panu to zapiszę. Wszedł do domu i spisał na maszynie wszystkie rady i zalecenia. Ofiarował szczeniaka wartego kilkaset dolarów oraz ponad godzinę swojego cennego czasu tylko dlatego, że wyraziłem szczery podziw dla jego osiągnięć hodowlanych." George Eastman (firma Kodak) wynalazł przezroczystą kliszę, dzięki której możliwe było powstanie filmu. Zbił dzięki temu milionową fortunę i stał się jednym z najsławniejszych biznesmenów na świecie. Mimo tych sukcesów pragnął, tak jak ja i ty, małych dowodów uznania