Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Joel wype³ni³ pole i podpisa³ siê z dziwnym uczuciem. Wiedzia³, ¿e prawdopodobnie nie pozostanie we flocie d³ugo, ale na jakiœ czas zyska³ dom. Wys³ano go do doków z kiepsko dopasowanym mundurem, workiem marynarskim i nowymi butami, które lata³y mu na stopach. Przydzielono go na ³ódŸ i pierwszy raz móg³ zobaczyæ swój nowy okrêt. Jednostka by³a olbrzymia i wygl¹da³a jak kliper, jeœli dobrze pamiêta³ ich wygl¹d. Ale maszty mia³a nietypowe, z powodu du¿ej platformy na rufie. Na sterburcie pracowa³a grupa marynarzy, ³aduj¹c coœ na pok³ad i nowo przybyli, jeszcze zanim przydzielono im koje, zostali zagonieni do pracy przy wci¹ganiu zarasów. Bv³v wœród nich beczki solonej wo³owiny i wieprzowiny stalowe bary³ki sucharów, mnóstwo worków z soj¹ i niezliczone inne przedmioty. Bloczki lin zawieszono na rejach, a zaopatrzenie wci¹gano w du¿ych sieciach towarowych. Potem nale¿a³o je rêcznie znieœæ pod pok³ad i upchaæ w ³adowniach. Podczas pierwszego zejœcia zaskoczy³o go, ¿e zaopatrzenie stanowi tylko uzupe³nienie tego, co ju¿ znajduje siê na okrêcie, a ³adownie pe³ne s¹ prawie po sufit. Gdy tylko ³odzie zaopatrzeniowe odbi³y od okrêtu, zaczepi³a go kobieta podoficer. - Jestem mat Su Singhisen - przedstawi³a siê. - Jesteœ marynarz Annibale, tak? - Zgadza siê - potwierdzi³ Joel. - Joel Annibale. - Podoficer by³a œredniego wzrostu blondynk¹ z w³osami œci¹gniêtymi w kucyk. - Wygl¹da³eœ, jakbyœ wiedzia³, co robisz - powiedzia³a, gestem ka¿¹c mu iœæ za sob¹. - Pracowa³em ju¿ na statkach - wyjaœni³ Joel. - ¯aden nie by³ tak du¿y, ale to praktycznie to samo. -1 zrobili ciê stewardem? - Singhisen rozeœmia³a siê. - Naprawdê? - zdziwi³ siê Joel. - Nikt mi nie powiedzia³, czym bêdê siê zajmowa³. - Te¿ mi coœ - parsknê³a kobieta. - Flota znajduje w koñcu kogoœ z doœwiadczeniem na statkach i robi z niego oficerskiego stewarda. - Dla mnie wygl¹da to na typow¹ biurokracjê - zachichota³ Joel. - Co robi³eœ przed Upadkiem? - zapyta³a Singhisen, prowadz¹c go pod pok³ad. - G³ównie ¿eglowa³em na wyspach Asur - odpowiedzia³ Joel. - A po Upadku zaj¹³em siê ³owieniem ryb. - Jak siê tu dosta³eœ? - zapyta³a. Otworzy³a drzwi do niesamowicie zat³oczonego pomieszczenia z czterema rzêdami koi w szeœciu szeregach. - Ciasny, ale w³asny. - Wspaniale - ucieszy³ siê Joel, gdy poprowadzi³a go w¹skim przejœciem miêdzy kojami. - Jesteœ tu nowy. - Wskaza³a na górn¹ kojê. - Czyli dostajesz najgorsze miejsce. Joel zauwa¿y³ ju¿, ¿e worki le¿a³y w nogach pos³añ. Wspi¹³ siê na górê i po³o¿y³ swój na miejscu. - Co teraz? - Kambuz, a potem muszê znaleŸæ kogoœ, kto oprowadzi ciê po kajutach oficerskich. PóŸniej do pracy. ROZDZIA£ JEDENASTY Herzer poszed³ za Evanem i Jerrym w g³¹b okrêtu. Uk³ad korytarzy stanowi³ niemo¿liwy do rozgryzienia labirynt, a przynajmniej takie odnosi³ wra¿enie i przez wiêkszoœæ drogi nie mia³ pojêcia, czy idzie w stronê dziobu czy rufy. W koñcu weszli jednak do wysokiego, szerokiego korytarza, który trudno by³o pomyliæ z czymœ innym. - Têdy chodz¹ smoki? - zapyta³. - Nazywamy to Broadway - potwierdzi³ Evan, kiwaj¹c g³ow¹. - Na koñcu jest dla nich rampa. W³az mocno os³abia strukturê klipra, ale wydaje mi siê, ¿e dostatecznie j¹ wzmocniliœmy. - Jerry, jak¹ masê jest w stanie udŸwign¹æ wywern, nie licz¹c ciê¿aru jeŸdŸca? - zapyta³ Herzer. - Oko³o dwustu kilogramów, w zale¿noœci od masy jeŸdŸca - odpowiedzia³ Jerry. - W takim razie czemu kazano mi lecieæ samemu? - zdziwi³ siê Herzer. - Mog³em lecieæ na przyk³ad z Vickie. Albo z tob¹. - Wziêliœmy zapasowego. - Jerry wzruszy³ ramionami. - Po co je przeci¹¿aæ? - Hmm... - Herzer poszed³ do boksów i sprawdzi³, jak s¹ urz¹dzone. Oczywiœcie, by³a mo¿liwoœæ wprowadzania jedzenia do trwale zamocowanych koryt oraz pojników w ka¿dej z zagród. Wszystkie pomieszczenia wyposa¿ono w zaczepy na ³añcuchy na wypadek, gdyby wywerny wyrwa³y siê spod kontroli, oraz specjalne mechanizmy zamykaj¹ce i pozwalaj¹ce na odci¹gniêcie stworzenia pod tyln¹ œcianê, gdyby zupe³nie przesta³o nad sob¹ panowaæ. - Myœlê, ¿e to zadzia³a - przyzna³ niechêtnie Jerry. - W³aœciwie to lepszy uk³ad ni¿ w naszych weyrach. Chyba spróbujê przenieœæ tam niektóre z tych Domys³ów?. Gdzie znajduje siê punkt przygotowywania mieszanki? - Dalej korytarzem - wyjaœni³ Evan. - Spodoba ci siê. Pokarm sprowadzany jest wind¹ w odmierzonych porcjach, a potem po prostu wlewa siê to do miksera - On te¿ jest zasilany mechanicznie z maszyny parowej. Gdyby robi³a akurat co innego, mo¿na go obs³ugiwaæ za pomoc¹ czteroosobowego kabestanu. - Mam nadziejê, ¿e pamiêtaliœcie o keczupie - odezwa³ siê ¿artobliwym tonem Herzer. Da niego mechaniczne urz¹dzenie wygl¹da³o jak sposób na karmienie wywernów czêœciami cia³a obs³uguj¹cego je personelu, ale jako oficer mia³ nadziejê, ¿e nie bêdzie musia³ siê go nawet dotykaæ. - Mamy dwie tony sproszkowanego ketchupu - zapewni³ gorliwie Evan. - To powinno wystarczyæ na sto dni nawet przy standardowym zu¿yciu kilograma keczupu dziennie na wywerna, co podano nam jako przeciêtn¹ wartoœæ. Jak odnosz¹ siê do ryb? - zapyta³. - Nie mam pojêcia - odpar³ Jerry. - Jesteœmy z kontynentu. Czemu? - Zastanawia³em siê, czy w razie koniecznoœci mo¿na by im dawaæ suszone ryby albo sos rybny zamiast miêsa lub keczupu? - Przekonamy siê - stwierdzi³ ze œmiechem Jerry. - Bez w¹tpienia siê przekonamy. - Evan, wczeœniej spotkaliœmy chiefa Brooksa. - Herzer podrapa³ siê po brodzie. - Kto to? - Brooks jest starszym bosmanem sztabowym, najstarszym stopniem bosmanem na pok³adzie - wyjaœni³ Evan. - Czemu? - Wiesz, gdzie mogê go znaleŸæ? - zapyta³ Herzer. - Wystarczy, ¿e wyjdziesz na pok³ad i zapytasz, ktoœ na pewno wie. - Jerry, mam dziwne wra¿enie, ¿e nied³ugo dostanê rozkaz zaliczenia ekspresowego kursu w lataniu na smokach - powiedzia³ Herzer