Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Szafranowe, czerwone, szare, czarne i znów szafranowe sari. Pięć kobiet w wieku 20-30 lat. Zamoczona w Gangesie bawełna przylega ściśle do ciał. Przezroczysta tkanina opina się na biuście. Scenę taką wyciąłby z filmu każdy cenzor indyjski jako „pornografię". Ale w świętej rzece można nawet rozwinąć i zdjąć sari, aby je wyprać - nikogo to nie zgorszy. Wszystkie kobiety mają złożone dłonie, jak do modlitwy. W Indiach jest to gest powitalny - namaste - a ponadto układa ręce w figurę, która naśladuje różdżkę. Każda z pięciu zażywających świętej kąpieli kobiet ma we włosach przedziałek pomalowany na czerwono, co oznacza stan małżeński. Starych wdów nie widać - widocznie za słabe, aby się przepchać przez tłum pielgrzymów, którzy na razie nie myślą umierać. W wodzie po pas grzesznice medytują powtarzając świętą sylabę hinduizmu om, om, om lub imię Boga - Ram, Ram, Ram. Dopóki następny rząd pielgrzymów nie wepchnie się na ich miejsce, trzeba się cofnąć, bo dalej woda głęboka - topić się nie warto, należy wcześniej zostać spalonym, chyba że się jest niemowlęciem albo trędowatym. Najwyższy stopień tego nadrzecznego bulwaru prowadzi na platformę, na której po południu palone są zwłoki, a na razie grupa młodych zapaśników ćwiczy mięśnie kowalskimi młotami. Kilkukilogramowy młot na metrowym trzonku unoszony jest wymachem oburącz nad głowę, a potem opada, lecz za plecami. Każdy jogin zakreśla młotem dwie tarcze zegarowe - przed sobą i za sobą. Ze świątyń - a Benares ma ich trzy tysiące trzysta - bez przerwy słychać muzykę dzwonków i śpiewy. Świątynie wyznawców hinduizmu są na ogół budowlami bardzo małymi. Człowiek mieści się nie w każdej. Dlatego taka ich mnogość. Konstrukcje wielkości gotyckich katedr są w Indiach nieznane. Łódź płynie ku środkowi koryta. Maleją figurki pielgrzymów, rosną za to - liczebnie - wieże, kopuły, iglice i hełmy świątyń Siwy na zachodnim brzegu rzeki. Sakralna architektura indyjska to piramidalne lub stożkowate zwieńczenia o przekroju paraboli, które ozdobione są dookoła swymi własnymi miniaturami. 105 W każdym sanktuarium tego strasznego boga znajduje się linga, czyli naturalistyczny pomnik jego męskiej siły. Linga jest poza tym na południu Indii ulubionym składnikiem męskiego imienia - na przykład Amritalingam, co oznacza dosłownie słodki... Nie ma w tym niczego osobliwego - wszak kosmologia indyjska tłumaczy, że wszechświat powstał w wyniku orgazmu i gigantycznego wytrysku nasienia. Benares, gdzie grzesznice moczą się w wodzie i gdzie każdego dnia pali się pod wieczór do tysiąca zwłok, nie pozwala myśleć o czymkolwiek spoza katalogu prawd ostatecznych. Arthur Koestler nazwał to miasto świętym piekłem hindusów. Jeśli piekło może być pełne wody. W stronę łodzi coś leniwie płynie. Fioletowo-niebieskie. Siedzi na tym kruk. Dwa duże, lekko wzdęte pęcherze unoszą na wodzie coś, co przypomina znak krzyża. Szeroko rozłożone ręce, głowa twarzą do dna, odsłonięte pośladki i czarny ptak na plecach ubranych jeszcze w trykotową bluzkę, którą nosi się razem z sari. Wdowa czy raczej coś, co było wdową. Płynie w dół Gangesu, do Zatoki Bengalskiej. Wyrwała się, uwolniła na zawsze, weszła w stan doskonałej nirwany. Nie spalili jej - widocznie była trędowata. Albo może ktoś ją zamordował. Ganges przyjmuje wszystko, co może trafić do jego koryta. Popioły i szczątki ludzkie, ofiary powodzi, ścieki z kilkunastu milionowych miast, które leżą nad jego brzegami, i grzechy miliarda Indusów. Woda świętej rzeki ma szczególną moc samooczyszczania się ze wszystkich tych brudów. Tak twierdzą indyjscy biolodzy i chemicy. Jony srebra płyną ze źródła w Gaumu-khu (Krowim Pysku) tak szerokim strumieniem, że oczyszczalnie ścieków nigdzie nie są potrzebne. Nabrałem świętej wody do butelki po whisky. Przewodnik popatrzył ze zrozumieniem i aprobatą, kierując łódź do przystani. Koma Benares ściąga pielgrzymów i wdowy, które chcą tam umrzeć, lecz także Europejczyków, którzy przyjęli hinduizm. Religia ta jest na tyle pojemna, że wchłonie każdego z każdym rodzajem poglądów, choćby był marksistą lub ateistą, i wy- 106 tłumaczy mu, że jego koncepcje są właśnie szczególnym przypadkiem hinduizmu. Orientacja w panteonie, który liczy około trzystu milionów bóstw, nie jest wcale wymagana. Warto jednak mieć guru, czyli przewodnika i mistrza duchowego, i każdy go ma. Nie każdy może być kapłanem, bo nie każdy jest braminem. Ale braminem można zostać w jednym z następnych wcieleń. Potrzebna jest do tego kąpiel w Gangesie, bo święta woda zmywa nie tylko wszystkie grzechy obecnego żywota, lecz także wszystkie grzechy wszystkich poprzednich wcieleń. Mpj guru, choć ściślej byłoby powiedzieć - mój indyjski przyjaciel, lekarz specjalista w zakresie medycyny starowedyj-skiej, skutecznie leczący wszystko z wyjątkiem cukrzycy (dlatego wożony był do Breżniewa i Andropowa, którym wydłużył życie), twierdzi, że inicjacja Europejczyka, jeśli chce on zostać wyznawcą hinduizmu, powinna nastąpić przy użyciu własnej lingi podczas nocy spędzonej z prawdziwą hinduską. Cóż - kiedy Indie są teraz niewyobrażalnie purytańskie. W starożytności tak nie było. To Anglicy usztywnili ten kraj. Spotkałem w Benaresie Francuza, który biada nad tym na sposób religijny