Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Przecie¿ ani ty, ani twój kochany tatuœ nie chcecie byæ poœmiewiskiem, prawda? Ju¿ za póŸno, by nie byæ zamê¿n¹, wiêc zostañ pos³uszn¹ ¿on¹ i daj mi synów, a jeszcze bêdziesz ¿yæ jak pani w Londynie... - A ty pozb¹dŸ siê tej bladolicej wdowy. Nie mogê jej znieœæ! Zamknij j¹ gdzieœ; w piwnicy, w klasztorze, ¿ebym jej nigdy wiêcej nie widzia³a! I tych okropnych dzieciaków pozb¹dŸ siê tak¿e. Obiecaj i zrób to zaraz, a wtedy przekonam siê, ile znaczy twoje s³owo. - Te okropne dzieciaki s¹ warte du¿o pieniêdzy. I to moja sprawa, kiedy i gdzie siê ich pozbêdê. - Obiecaj mi to szybko, a bêdê s³odka, mój panie - zaszczebiota³ przymilnie kobiecy glos. - Oto s³owa, które chcia³em od ciebie us³yszeæ. - Jutro? G³os nagle sta³ siê twardy i rozkazuj¹cy. - Zmuszasz mnie?! Powiadam ci, jeœli nie rozumiesz, ¿e to ja podejmujê wszystkie decyzje, spuszczê ci takie baty, ¿e w³asny ojciec ciê nie pozna! - Szczêœliwa para, nieprawda¿? - szepnê³a P³acz¹ca Dama z pewn¹ z³oœliwoœci¹. - Jak siê miewa twój w¹¿? Dotknê³am brzucha, nic mnie nie bola³o. - Znikn¹³ - odpar³am. - Tak myœla³am. A zatem weŸmiesz mnie z sob¹. M¹drze postêpujesz, planuj¹c ucieczkê. Bêdziesz jednak musia³a siê wymkn¹æ chy³kiem. Nie lubi¹ ciê, ale równoczeœnie nie chc¹, by mia³ ciê kto inny. To po³o¿y³oby kres ich roszczeniom maj¹tkowym. Tak... masz do wyboru œmieræ, odosobnienie albo klasztor. Wiem o tym wszystko. Mia³am kiedyœ kuzynkê, któr¹ zmuszono do przywdziania habitu, a klasztor, w jakim j¹ umieszczono, nie by³ lepszy ni¿ wiêzienie. Zgolono jej piêkne w³osy. Nie chcia³abym, by obciêto mi moje. Ale z drugiej strony to wszystko twoja wina: poœlubi³aœ bogacza i prze¿y³aœ go! Jak, u licha, ten okropny stary kupiec zgromadzi³ wiêcej ni¿ szlachcic?! Trudniæ siê handlem... jaki¿ to nikczemny sposób zarabiania pieniêdzy. - Zamiast je grabiæ, niczym d¿entelmen? - No w³aœnie - rzek³a P³acz¹ca Dama. Gdy pierwsze zorze wschodz¹cego s³oñca zaœwieci³y w wysokich oknach mansardy, spe³ni³am ¿yczenie P³acz¹cej Damy i zawin¹wszy ciasno ma³e trzewiczki, wsunê³am je do pod³u¿nego relikwiarza i zawiesi³am na ³añcuszku pod p³aszczem na szyi. Ledwie kogut skoñczy³ poranne pianie, gdy dziewczynki, œcigane przez sw¹ piastunkê, przybieg³y do mnie z p³aczem. - Mamo, mamo, ona zbi³a Alicjê bez ¿adnego powodu! - p³aka³a Cecylia. - A kiedy próbowa³am j¹ powstrzymaæ, uderzy³a mnie szpicrut¹. Powiedzia³a, ¿e nie wiem, gdzie jest moje miejsce! - ³ka³a przera¿ona Sara, poci¹gaj¹c nosem. - Musicie jej s³uchaæ, nic na to nie poradzê. Po prostu schodŸcie jej z drogi, dopóki czegoœ nie wymyœlê - odpar³am. PóŸniej us³ysza³am, jak Sara ¿ali siê Watowi za parawanem w sieni, gdzie obmywa³ twarz starego lorda. - Ta z³oœliwa ma³a kotka jest za m³oda, ¿eby tu rz¹dziæ. Niech j¹ diabli porw¹! - Musisz siê z tym pogodziæ. Ona jest tu pani¹ - odpar³ Wat. - Jednak... - w tym momencie rozleg³ siê jêk starego lorda, gdy Wat uniós³ jego g³owê, by pomóc mu siê napiæ - ...nie jest panem... ani ona ani on. - Dzieci... gdzie s¹ dzieci? - wkroczy³am za parawan. Wat poprawia³ poduszki i ko³dry, by jego panu by³o wygodniej. Wczeœniej wiernie towarzyszy³ sir Hubertowi w ca³ej kampanii i nawet teraz by³ przy nim w walce ze œmierci¹. Od chwili gdy zobaczy³ wprowadzone przeze mnie zmiany, nie okazywa³ mi nieufnoœci, ale wypytywa³ o wszystko szczegó³owo, chc¹c nauczyæ siê tego, co umia³am, a co pomaga³o jego panu. Teraz wymieniliœmy spojrzenia i zrozumieliœmy siê bez s³ów. Oboje byliœmy w trudnym po³o¿eniu i wiedzieliœmy, co nale¿y zrobiæ. Sara wpatrywa³a siê w niego, za³amuj¹c rêce. Zobaczy³am, ¿e jedno z ciêæ szpicrut¹ zostawi³o krwaw¹ prêgê na skórze; zapewne os³ania³a twarz ramionami. Wci¹¿ by³a tak roztrzêsiona, ¿e nie mia³am sumienia okazywaæ jej surowoœci. - Saro, gdzie s¹ dziewczynki? - Tam, w k¹ciku, bawi¹ siê lalkami. - Nie widzê ich. - Och, ³askawa pani, uciek³y! A¿ do po³udnia bez powodzenia szukaliœmy ich na górze i na dole