Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
- Nie sądzi pan chyba, że z lekkim sercem opowiadam się za złożeniem okupu. Zdaję sobie sprawę z niebezpieczeństwa, jakie się za tym kryje. Chcę także przypomnieć panom, że to właśnie ja dokładałem wszelkich wysiłków, aby stworzyć wspólny front walki z międzynarodowym terroryzmem. Przeraża mnie myśl o tym, że damy im rzeczywiście górę pieniędzy, ale też nie widzę innego wyjścia. - Wkradło się tu pewne nieporozumienie, panie premierze - usprawiedliwił się kanclerz Austrii. - Byłem jak najdalszy od krytyki, chciałem tylko uprzytomnić sobie i panom konsekwencje takiego rozwiązania sprawy, które, tu zgadzam się z panem, musimy niestety zaakceptować. - Sto milionów funtów - wtrącił premier Szwecji - to niezbyt wysoka cena za życie naszych ludzi. Szwecja wniesie swój wkład. - Francja też spełni swój obowiązek - zadeklarował doradca prezydenta Francji w jego imieniu. Liczni delegaci zaczęli prosić o głos, znów zaczęła się wrzawa. Philpott uniósł rękę, aby przywołać zebranych do porządku. - Widzę, że większość z panów już podjęła decyzję. Myślę, że najrozsądniej będzie, jeśli zapytam, czy któryś z krajów nie wyraża gotowości zapłacenia okupu. Milczenie. - W tej sytuacji przekażę decyzję panów Calvieriemu. Nie muszę dodawać, że jednocześnie czynić będziemy wszystko, co jest w naszej mocy, aby odnaleźć i odzyskać fiolkę przed upływem terminu ultimatum, choć szansę zdobycia jej są rzeczywiście niewielkie. Poszukiwania prowadzić będziemy w absolutnej tajemnicy, aby nie prowokować Calvieriego. Ważne jest jednak, aby nic nie przedostało się do prasy. - To zrozumiałe - powiedział prezydent Szwajcarii, zabierając głos po raz pierwszy - a pieniądze będą przygotowane na godzinę piątą po południu. Philpott z szacunkiem skłonił się w stronę przewodniczącego. - Tymczasem - dodał - będziemy panów stale informować o rozwoju sytuacji, choć, jak powiadam, nie ma zbyt wielkich szans na odnalezienie fiolki. - Wiemy, że pan i pańscy ludzie uczynią wszystko, co trzeba w tej sytuacji zrobić - rzekł premier Wielkiej Brytanii. - I oby się udało - dodał Philpott. * * * Whitlock zjawił się w Centrum, gdy konferencja w dźwiękoszczelnej sali jeszcze trwała. Czekając na Philpotta, przeglądał z Grahamem plany budynku. Pułkownik wrócił, zapalił fajkę i zrelacjonował przebieg narady z szefami rządów. - Przynajmniej zgodzili się na okup - rzekł Kolczynski. - To oczywiście ostateczność - rzekł Philpott. - Tymczasem trzeba dołożyć wszelkich starań, aby przed piątą znaleźć fiolkę. Jeśli bowiem doszłoby do złożenia okupu, to terroryści odnieśliby ogromny sukces także psychologiczny, my zaś, to znaczy UNACO, ponieślibyśmy sromotną klęskę. Nie brak bowiem polityków, którzy chcieliby rozwiązać naszą organizację, a porażka byłaby znakomitym pretekstem. Argumentowano by, że współpracowaliśmy z Calvierim, a nawet pomogliśmy mu przemycić fiolkę na teren Centrum. - Kto mógł przypuszczać, że to właśnie on stoi za tym wszystkim - westchnął Graham. - Tego nikt nie mógł przewidzieć, ale nie ma wątpliwości, że właśnie to stanie się koronnym argumentem naszych przeciwników. Krótko mówiąc, albo znajdziemy fiolkę, albo koniec z nami - Philpott stuknął cybuchem o biurko, jakby chciał podkreślić wagę tego, co powiedział. - Lista przygotowana? - zapytał. Kolczynski podał mu arkusz papieru. - Trzeba będzie więcej ludzi, Malcolm. Istnieje co najmniej pięćdziesiąt różnych punktów i miejsc, które musimy przeszukać. Sami nie damy rady. - Też o tym pomyślałem, gdy zdałem sobie sprawę z ogromu tego budynku. Z drugiej strony nabór nowych ludzi oznacza, że coraz więcej osób będzie wiedziało o fiolce, co oczywiście potęguje niebezpieczeństwo, że sprawa przeniknie do prasy, a tego chciałbym uniknąć. Nie ma jednak innej rady. Musimy mieć co najmniej pięć dodatkowych osób. - Czterech moich ludzi czeka na lotnisku - rzekł Paluzzi. - Sprowadziłem ich rano z Rzymu, spodziewając się, że będą potrzebni. Wszyscy zresztą znają sprawę. Są to ludzie, którzy brali udział w tej operacji od poniedziałku, a więc nie trzeba będzie im niczego wyjaśniać. - Daj im znać, żeby zaraz przyjeżdżali - postanowił Philpott. - Nie ma chwili do stracenia. Paluzzi wyszedł do sekretariatu, aby zatelefonować na lotnisko. - Jest jeszcze jedna sprawa - dodał Kolczynski - którą trzeba zaraz rozwiązać