Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
.. Tu do reszty rozradowany Michał przerwał mówiącej pocałunkiem w rękę. - Ale dość już tego! Jeżeli mi tak ciągle będziesz przeszkadzał, nigdy nie skończę mówić! - zawołała Zenia z pół figlarnym, pół kapryśnym nadąsaniem. - Nie będę już, nie będę, mój aniołku - wymówił Michał wpół uradowany, wpół przestraszony jej lekkim gniewem. - Michasiu! - rzekła Zenia, lekko uderzając nóżką w posadzkę - ileż razy prosiłam cię, aby mię nie nazywał aniołkiem. To parafiaństwo! - Nie będę, już nie będę! mój anioł... ma chere amie - szybko poprawił się małżonek. - Otóż to! Teraz używasz francuskiego wyrazu, chociaż nie mówisz po francusku. I to śmieszność także! I z minką niecierpliwości cofnęła rękę z ramienia męża i odwróciła się od niego z zadąsaną twarzyczką. Michał na dobre już przestraszony i zmartwiony pochwycił rękę jej, zanim jeszcze spoczęła na sukni, i całując ją mówił z prawdziwą skruchą: - Przepraszam cię, mój anioł... ma che... moja droga Zeniu... przepraszam cię... - Tak, to dobrze! prosiłam cię, abyś nie nazywał mię nigdy inaczej jak Zenią i nie dawał mi żadnych innych przezwisk... Teraz przystępuję do rzeczy... i nie przeszkadzajże mi już tylko... I rozpogodzoną znowu twarz zwróciwszy do męża, z wielkim przejęciem się i z cechującą ją żywością i zapałem zaczęła mu opowiadać o tym, co przyrzekła Emilce; że ona odrzuciła jej ofiarę; o nadziejach wydania ją za mąż, gdyby zamieszkała u niej; o tym, że Emilka jest przygotowana na zostanie starą panną i na klejenie przez całe życie pudełek albo oprawianie książek. Michał słuchał ją z wielkim skupieniem ducha, połykał wyrazy i znać było, że zastanawiał się głęboko, bo spuścił głowę, wpatrzył się w posadzkę, a ręce jego przestały szukać w przestworzu punktu oparcia i spokojnie spoczęły na kolanach. - Wzywam cię, kochany Michasiu - kończyła Zenia, której w czasie opowiadania łzy nabiegły do oczu - wzywam cię, abyś był sędzią pomiędzy mną a Emilką. Jesteś mężczyzną, a zatem więcej masz od nas praktycznego doświadczenia; a chociaż gderzę na ciebie czasem, ufam jednak twemu zdrowemu rozsądkowi! Powiedz więc, kto tu ma słuszność: ja czy Emilka? i czy dobrze jest z jej strony, że nie chcąc zamieszkać ze mną wyrzekła się nadziei stosownego wyjścia za mąż, a skazuje się na staropanieństwo i wieczyste klejenie pudełek?... Michał milczał dobre parę minut, parę razy podniósł głowę i spojrzał na Zenię, potem spuścił ją znowu i zsunął brwi, jakby pod wpływem namysłu, potem podniósł na żonę wzrok prawie nieśmiały i zapytał: - Więc chcesz wiedzieć moje zdanie? - A naturalnie! - zawołała Zenia wzruszając ramionami - inaczej nie pytałabym się o nie! Michał milczał jeszcze trochę, znowu parę razy spojrzał na żonę, a potem jeszcze raz spytał: - Więc chcesz, abym ci objawił moje zdanie, moja droga Zeniu? Widocznie odbywała się w nim walka. - Jakiś ty śmieszny! - odpowiedziała młoda kobieta, znowu lekko nadąsana - czyliż obawiasz się powiedzieć, co myślisz? - Nie, nie... - podchwycił Michał - tylko, że widzisz, mój anioł... moja Zeniu, że ja myślę trochę inaczej niż ty... Zenia spojrzała na niego zdziwionymi oczami, ale zarazem dotknęła znowu jego ramienia i łagodnie rzekła: - Więc powiedz nam, jak myślisz. Natenczas Michał pocałował ją znowu w rękę i rzekł: - A więc nie gniewaj się, moja droga Zeniu, że powiem trochę inaczej, niż ty mówiłaś! Mówiąc to, niespokojnym wzrokiem ścigał wyraz twarzy Zeni, niby obawiając się ujrzeć na niej rozgniewanie. Ale Zenia, zamiast gniewać się, z zajęciem i oczekiwaniem patrzyła na niego. Do najwyższego już stopnia ośmielony tym Michał podniósł zupełnie głowę i zaczął mówić: - Otóż ze wszystkiego, com słyszał, uważałem, że panna Emilia życzy sobie prowadzić niezależne życie i mieć jakieś wyłączne zatrudnienie, które by jej było pożytecznym i przyjemnym; a ty, droga Zeniu, pragniesz, aby zamieszkała z nami i prowadziła w taki sposób życie, w jaki my prowadzimy... Zdaje się, że o to idzie... Tu zwrócił się do Emilki i ciągnął dalej: - Otóż spodziewam się, że panna Emilia nie wątpi, że panie obie nie wątpicie, że panie wszystkie trzy nie wątpicie, iż dla mnie pobyt panny Emilii w naszym domu byłby bardzo przyjemnym i że szczerze bym pragnął, aby siostra mojej żony mieszkała z nami. Wszak panie nie wątpicie o tym? nieprawdaż? Bo gdybyście o tym wątpiły, byłoby to mi bardzo, bardzo przykro! Ostatnie wyrazy wymówił z taką niespokojnością w głosie, a oczy jego z tak poczciwym yrazem patrzyły na Emilkę, że w istocie niepodobna było ani przypuszczać, ażeby mówił nieprawdę