Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

POSŁOWIE Dawno temu, w odległej Galaktyce - w bibliotece w szkole średniej - znalazłam Gwiazdy są nasze Andre Norton i od tej pory moje życie nie było już takie jak dawniej. Andre pokazała mi w tej książce drogę do gwiazd. Dzięki niej odkryłam Świat Czarownic. Teraz mam zaszczyt zaistnieć w tym świecie - w jedyny w swoim rodzaju sposób. Dlaczego dzięki takiemu właśnie opowiadaniu? Ponieważ po tygodniu pocenia się, nie będąc w stanie powiązać w logiczną całość dwóch słów, zrozumiałam, że nie dam rady napisać opowiadania Andre Norton słowami Andre Norton i najwyższy czas napisać SWOJE opowiadanie swoimi słowami, tyle że z akcją rozgrywającą się w jej świecie. " Kamienie Shamonu " są próbą odpowiedzi na pytanie, jak sama bym się czuła, gdybym znalazła się nagle w Świecie Czarownic. Przerażona - oto jak. I tak właśnie czuła się Varela, nieustraszona wywiadowczyni Agencji Energii, złapana w potrzask po złej stronie Bramy. Jestem dumna, że zaistniała ona w tej książce. Ad astra. ANN MILLER Diana L. Paxson Bohaterowie Po tym, jak Czarownice z Estcarpu zużyły całą swoją Moc, by zakończyć wojnę z Karstenem, wszystko wydawało się pogrążone w chaosie, zarówno ziemie, jak i ludzkie życie. Miałem świadomość tego niemalże od narodzin, jako że moja matka pochodziła z Karstenu. Przeszła przez góry po ataku Starej Rasy, a mój ojciec, będący jednym ze Strażników Granicy, pomógł jej znaleźć schronienie. Mieli dwoje dzieci, które zmarły przed moim przyjściem na świat. Matka nadała mi imię pierwszego z nich - Aelvan - i jeśli troszczyła się o mnie bardziej niż należało to robić wobec przyszłego wojownika, kierowała nią, jak przypuszczam, strata doznana wcześniej. Jednak, prawdę mówiąc, nie przysłużyła mi się tym za bardzo, bo osiągnąwszy wiek męski nie byłem wystarczająco sprawny, co o mało nie sprowadziło na mnie zguby. Wojny Estcarpu znałem tylko z opowieści niani, bo jeszcze karmiono mnie piersią, gdy wezwanie Kyllana dotarło do Domu Dhulmat, a potem również do wygnańców mieszkających w odległych zakątkach kraju. Moi rodzice, jak wielu innych, pokonali Zakazane Góry i znaleźli się w Escore. I chociaż ich życie wisiało na włosku, podobnie jak wszystkich krewnych, którzy stanęli po stronie Światła przeciwko Przebudzonemu Złu, nie byłem w stanie wyobrazić sobie, jak bardzo się bali, bo dorastałem bezpiecznie w Dolinie Zielonych Przestworzy, gdzie jej mieszkańcy wybudowali fortecę. Kiedy w końcu osiągnąłem wiek, w którym można nosić miecz i tarczę, ziemie wokół nas pogrążone były w ciszy. Nastał czas rolników, nie wojowników. Mój ojciec zaczął uprawiać rolę i myślał jedynie o tym, by zbudować raz jeszcze Dom Medwy. Wyrosłem na chłopca wysokiego i silnego, tak jak inne dzieci w dolinie. Ale siła ciała nie dawała mi zadowolenia, bo moje dłonie stały się zgrubiałe od sochy, podczas gdy mój nowy miecz wisiał na ścianie nie splamiony krwią przeciwnika, a jedyne bitwy, w jakich brałem udział, rozgrywały się w marzeniach. Miałem siedemnaście lat i dopiero zaczynałem robić użytek ze swej siły i wzrostu, kiedy mój ojciec wyprawił córce swej siostry wesele w naszym nowym dworze. Po raz pierwszy miałem wtedy okazję zobaczyć Medroca z Gallornu, gładkiego jak Krogan wyślizgujący się z potoku i jadącego z tak dumnie podniesioną głową, jakby to on był panem młodym, a nie jego starszy brat. - Niezły ten jabłecznik, Aelvanie! Jesteś pewien, że twój ojciec nie zauważył jego zniknięcia? - Auster wytarł grzbietem dłoni usta i poklepał mnie po ramieniu. W szczeniących latach w dolinie byliśmy sobie bliscy niczym bracia i chociaż do jego rodzinnej posiadłości miałem teraz dzień drogi, wciąż łączyły nas więzy przyjaźni. Jednak, odkąd go przerosłem, nie siłowaliśmy się już. Ostrożnie usunąłem jego rękę z mego rękawa, uśmiechnąłem się i poklepałem beczułkę. - Na pewno nie! - wskazałem głową na wysoki stół, przy którym mój ojciec i kilku innych panów nadawało blasku swym opowieściom o wojnach kolderskich. W każdym razie mieli wystarczająco dużo jabłecznika, by pozostali zajęci przez dłuższy czas. - Matka mogłaby coś spostrzec - podjąłem - ale krząta się z innymi kobietami przy pannie młodej. Ukryłem beczułkę, kiedy wnosiliśmy zapasy. Auster toczył ze swoim bratem walkę o róg do picia, dopóki nie znalazłem temu ostatniemu kubka i dwaj młodzieńcy z Lynxholme uśmiechnęli się szeroko i nadstawili naczynia, bym mógł je napełnić. - W Gallornie piliśmy piwo... - powiedział Medroc. W odpowiedzi uśmiechnąłem się, pamiętając, że pełnię obowiązki gospodarza, chociaż nie byłem pewien, czy moje opanowanie nie pryśnie, jeśli jeszcze raz usłyszę, co robili w Gallornie. Medroc zdążył mi już dać do zrozumienia, że zaszczyca nas swoją obecnością tylko dlatego, że zabrakło miejsc przy stole wojowników. - Tak jak teraz? - spytał Auster. - I zawsze upijasz się tak małą ilością? - Czyżbyś sugerował, że nie mogę utrzymać swego kielicha? -Blada skóra Medroca zaczerwieniła się nagle. Ludzie mówią, że jego matka poślubiła swego ciotecznego brata. U ich syna drobne kości i bladość Starej Rasy stały się jeszcze bardziej wyraziste