Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Na stadionie zjawiły się dziewczęta, te od biegów, od nart i zaczęły wydreptywać jedno stadionowe okrążenie po drugim. Aż wyszedł z tego tytuł w gazecie: „Rekord Polski w Kartuzach!” Tak właśnie napisał „Głos Wybrzeża”. Jeden z tych rekordów ustanowiła Kasia na trzy kilometry w kategorii młodziczek, drugi – o rok od niej młodsza Hania Pionk w kategorii dziewcząt. I znów, w parę miesięcy później, napiszą: „Kartuzy gościły reprezentantów chodu sportowego”. Brzmiało to dumnie, a znaczyło tyle, iż Kasia wraz z koleżankami zapakowały cały swój, jakże ubożuchny, sprzęt sportowy do podręcznej torby i przemieściły się o kilka ulic, na stadion miejski, by mieć kolejne zawody pomiędzy sobą. Stąd i liczne, z początku zwłaszcza, rekordy tych pionierek chodu sportowego dziewcząt w kraju. Dziewcząt początkowo, nieco później młodziczek. Rekordy juniorek i seniorek z tego grona zdarzą się już tylko Kasi. Pozostałe dziewczęta okażą się mniej wytrwałe. A zatem coroczny Puchar Obrońców Poczty Polskiej w Gdańsku. Przycupnęły obok chodziarzy. Coś im z pańskiego chodziarskiego stołu kapnęło. Chód jeden, potem drugi. I tak ta machina piechurek nabierała z wolna, bo z wolna, ale jednak rozpędu. Kryteria uliczne rozgrywane po całej Polsce. Obrodziły jednego roku jak grzyby po deszczu. Kasia jeździ niemal na każde z nich. Przeważnie zresztą wygrywa. Dystans jest dla niej niezbyt ważny – trzy albo pięć kilometrów. I nawierzchnia jest bez znaczenia – żużel czy też asfalt ulicy. Młodością wygrywa. Samą dziewczęcością. Sport jest zabawą. A że z tego wyniknie mistrzostwo Polski w chodzie na pięć kilometrów? Pierwsze w dziejach Kartuz mistrzostwo Polski zdobyte w ich barwach klubowych... „A jeżeli chodzi o koleżankę – tak wyraziła się sportowa redakcja – Figurowską, to lekko przesadziliście. Jesteśmy dla niej z pełnym uznaniem, ale chyba ustępuje jeszcze nieco wicemistrzom świata, mistrzom świata czy Europy?” 53 W ten oto sposób odpowie grupie uczniów klasy ósmej Szkoły Podstawowej nr 1 w Kartuzach sportowa gazeta na zgłoszenie przez nią ich koleżanki z klasy do plebiscytu na dziesięciu najlepszych sportowców w Polsce. I rację swą redakcja miała. Gdzieżby taka czysta amatorka miała się znaleźć pośród samych zawodowców... Ale kartuziankom entuzjazmu nadal nie brakuje... „Zwracamy się z apelem do wszystkich dziewcząt zainteresowanych lekkoatletyką! – napisały do gazety, korzystając z faktu, że właśnie nastał nam miłościwie Międzynarodowy Rok Kobiet. – Stańcie z nami do sportowej rywalizacji. Nie obawiajcie się nadmiernego wysiłku, ani innych trudności. W naszej konkurencji rezultaty można osiągnąć szybko! Spróbujcie! Nie dajcie się chłopakom!” Nic, że utrzymane to było w stylistyce propagandy sukcesu. Nic, że pachniało szturmowszczyzną. Nic, że od tego mogło im tylko przybyć w kraju groźnych rywalek. Liczył się wigor lat niepowtarzalnych, bo dziewczęcych. Pod koniec sezonu gazeta publikuje wyniki – na trzy, pięć i dziesięć kilometrów. We wszystkich klasyfikacjach Kasia jest pierwsza. I ustanawia rekordy kraju. Mała postanowiła urosnąć. Na razie jej się to udaje. Rekordy! Co zawody, to lepszy wynik. Jeśli się znalazł na trasie ktoś, kto starał się ją prześcignąć, nie było siły, padał kolejny rekord. Komisja chodów nie była daleko, bo w Gdańsku. Pan Kirkor przyjeżdżał. Na jego oczach wszystko to się działo. A że był poprzedzany sławą surowego sędziego... – Mnie nikt nigdy nie dyskwalifikował – powie Kasia. – Nieraz mamy wręcz pretensje, że za mało się eliminuje z trasy chodu zawodniczek. Są takie, które cały dystans potrafią przetruchtać i nic im się za to nie dzieje. Był więc czas, gdy rekord padał za rekordem. I czas, gdy – na mistrzostwach Polski w Katowicach w roku 1981 – wywalczyła srebro w chodzie na pięć kilometrów. Złoto przypadło wtedy Agnieszce Wyszyńskiej z wałbrzyskiego Górnika, chodziarce z siedmioletnim stażem biegaczki średniego dystansu. Aby ścigać się na dziesięć kilometrów pojedzie Kasia do Kalisza, skąd znów przywiezie srebro. W rok później – brąz, jeszcze za Rokitowską z AZS Katowice, dla odmiany byłą maratonką. Zabawna sprawa wyniknie z klasyfikacją katowickiego „Sportu” w plebiscycie „Złotych Kolców”. Stale szósta, siódma do spółki, to z kulomiotką Chewińską, to znów ze skoczkinią wzwyż Krawczukówną, któregoś razu nie dostrzeże siebie w ogóle na tej liście. Mimo kolejnych rekordów, medali i zwycięstw. Furda z tym! Nie o to chodzi. Szkoda tylko, że dziewcząt sprzed lat już przy niej nie ma. Została Kasia osamotniona w walce o stały sportowy awans. Tamte mogą już żyć tylko wspomnieniem meczu międzypaństwowego Polska-Szwecja rozegranego na stadionie miejskim w Kartuzach, w którym barw Polski broniły one jedne, dziewczęta z niemianowanej kaszubskiej stolicy