Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

— Zo­bacz. Już go niosą.Bra­cia opu­ścili nosze na zie­mię przed opa­tem, który zba­dał udrę­czone dziecko. Nie po­trafił ukryć od­razy.— To jest Mi­cah, syn kupca sol­nego al Rha­miego. — I z tymi sło­wami zdjęła go groza.— Ale prze­cież minął już mie­siąc od czasu, jak el Ha­bib zna­leźli ka­ra­wanę! — pro­te­sto­wał jeden z braci. — Nikt nie byłby w sta­nie tak długo prze­żyć na pu­styni.— Mó­wił, że opie­ko­wał się nim anioł — po­wie­dział al As­sad. — Mó­wił, że wi­dział mury Raju.Opat spoj­rzał na niego spod zmarsz­czo­nych brwi. — Stary ma rację — oznajmił jeden z braci. — Kiedy go tutaj nie­śli­śmy, rów­nież coś mamrotał. O tym, że wi­dział złote sztandary po­wie­wa­jące z wie­życ Raju, że anioł po­kazał mu sze­roki świat, a także, że Pan na­kazał mu, aby przywiódł Wy­bra­nych na po­wrót do Prawdy.Cień prze­mknął przez obli­cze opata. Za­nie­po­koiły go te słowa.— Może rze­czy­wi­ście wi­dział anioła — zasu­ge­rował któ­ryś z mni­chów.— Nie bądź głupi — zde­ner­wo­wał się opat.— On żyje — przy­po­mniał mu al As­sad. — Cho­ciaż nie miał naj­mniejszych szans, by prze­żyć.— Był z ban­dy­tami.— Ban­dyci ucie­kli przez Sahel. El Ha­bib zna­leźli ich ślady.— A więc z kimś in­nym.— Z aniołem. Nie wie­rzysz w anioły, bra­cie?— Oczywi­ście, że wie­rzę — po­śpiesznie od­parł opat. — Po pro­stu nie sądzę, że ob­ja­wiają się sy­nom kup­ców sol­nych. Przez niego przema­wia pu­stynne sza­leń­stwo. Za­po­mni o wszystkim, kiedy doj­dzie do sie­bie. — Opat ro­zej­rzał się do­okoła. I nie był za­do­wo­lony z tego, co zo­ba­czył. Wszyscy miesz­kańcy Świątyni ze­brali się wo­kół chłopca, a na zbyt wielu twa­rzach ujrzał pra­gnie­nie wiary. — Achmed, za­wołaj do mnie Mu­stafa el Ha­biba. Nie. Cze­kaj. Ri­dyah, ty zna­lazłeś chłopca. Ty pój­dziesz do wio­ski.— Ale dla­czego?Opatowi przy­szło do głowy for­malne za­strzeżenie. Wy­da­wało się zna­ko­mi­tym spo­so­bem wyj­ścia z kło­po­tów, któ­rych chło­pak już zdą­żył przy­spo­rzyć.— Nie mo­żemy się tutaj nim opie­ko­wać. Nie zo­stał wy­świę­cony. A za­nim bę­dziemy mo­gli go wy­świę­cić, musi po­czuć się lepiej.Al As­sad po­pa­trzył złym okiem na swego przełożo­nego. Po­tem, prze­peł­niony gniewem, który tłu­mił jego ból i znu­żenie, wy­ru­szył do wio­ski El Aqu­ila.Ata­man ple­mie­nia el Ha­bib był nie bar­dziej za­do­wo­lony z wie­ści, jakie przy­niósł, niźli wcześniej opat.— A więc zna­lazłeś dzie­ciaka na pu­styni? Co chcesz, że­bym z nim zro­bił? To nie moja sprawa.— Do­tknięci nie­szczę­ściem są naszą wspólną sprawą — po­uczył go al As­sad. — Na ten temat wła­śnie opat chciałby z tobą oso­bi­ście po­roz­ma­wiać.Opat roz­po­czął roz­mowę od po­dob­nej uwagi, sta­no­wią­cej re­plikę na iden­tyczne za­strzeżenie. Po­tem za­cy­tował ja­kieś pi­smo. Mu­staf od­po­wie­dział frag­mentem, do któ­rego wcześniej od­wołał się al As­sad. Opat z tru­dem utrzymał nerwy na wo­dzy.— Nie jest wy­świę­cony.— Wy­święćcie go. Na tym po­lega wa­sza rola.— Nie mo­żemy tego zro­bić, póki nie od­zyska pełni władz umy­sło­wych.— Dla mnie on nic nie zna­czy. A wy jesz­cze mniej.Dużo złych uczuć zale­gało mię­dzy nimi. Nie mi­nęły jesz­cze dwa dni, od­kąd Mu­staf zwrócił się do opata z prośbą o po­zwolenie na za­czerpnię­cie wody ze źró­dła Świątyni. Opat od­mó­wił.Al As­sad na­to­miast wcześniej chy­trze po­pro­wa­dził wo­dza drogą wio­dącą przez ogrody Świątyni, gdzie bujne kwiecie na ga­zo­nach gło­siło chwałę Boga. Mu­staf nie był więc w szczegól­nie od­po­wiednim na­stroju na oka­zy­wa­nie miło­sier­dzia.Opat na­to­miast zna­lazł się w po­trza­sku. Za­sada czy­nie­nia dobra sta­no­wiła naj­wyż­sze prawo Świątyni. Nie ośmieliłby się zlek­ce­wa­żyć jej na oczach swych braci, zwłaszcza, jeśli chciał nadal pia­sto­wać swój urząd. Z dru­giej jed­nak strony, by­najmniej nie miał za­miaru po­zwalać chłopcu na mamrota­nie he­re­tyc­kich sza­leństw w miej­scu, gdzie mo­gły wzburzyć myśli jego owieczek.— Mój drogi przyja­cielu, wiele gorz­kich słów padło mię­dzy nami, kiedy dys­ku­to­wali­śmy ostatnio. Być może zbyt po­chopnie pod­jąłem de­cyzję.Na obli­czu Mu­stafa po­jawił się dra­pieżny uśmiech.— Może.— Dwadzie­ścia be­czek wody? — za­pro­po­no­wał opat.Mu­staf ru­szył w kie­runku drzwi.Al As­sad ze smutkiem po­kręcił głową. Będą się tar­go­wać jak kupcy, pod­czas gdy chło­pak leży umiera­jący. Z nie­sma­kiem opu­ścił po­mieszcze­nie, uda­jąc się do swojej celi.Nie mi­nęła go­dzina, jak spo­czął wreszcie w obję­ciach Mrocznej Pani. * * *Mi­cah obu­dził się nagle, w pełni zmy­słów, świadom, że mi­nęło wiele czasu