Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Ale nastawienie życiowe “miarodajnych sfer kierowniczych ludzkości” nie pozwoliło im dostrzec tego, co się oddawna przygotowywało. Jeszcze na wiosnę i w początkach lata 1914 roku można było słyszeć oświadczenia “mężów stanu”, że dzięki wysiłkom rządów, według przewidywań ludzkich pokój w Europie jest zapewniony. “Dygnitarze” ci zupełnie nie zdawali sobie sprawy z tego, że słowa ich i czyny nie miały już nic wspólnego z biegiem rzeczywistych wydarzeń. A jednak uchodzili oni za “praktyków”. Za “fantastę” natomiast uważany był człowiek, który, jak autor niniejszej pracy, wbrew opinji “mężów stanu” wyrobił sobie w ciągu ostatnich dziesięcioleci odmienne zapatrywania i wypowiadał je jeszcze na wiele miesięcy przed katastrofą wojenną wśród szczupłego grona słuchaczy w Wiedniu. (Szersze audytorjum byłoby go niezawodnie wyśmiało). O grożącem niebezpieczeństwie mówił on mniej więcej tak: Panujące obecnie tendencje życiowe będą coraz bardziej wzmagały się na siłach, aż wreszcie same siebie zniszczą. Kto wzrokiem duchowym przenika życie społeczne, dostrzega, jak wszędzie powstają skłonności do tworzenia się strasznych wrzodów społecznych. Budzi się w nim wielka troska o kulturę ludzkości. Jest to rzecz okropna, działająca tak przygnębiająco, że nawet gdybyśmy potrafili stłumić w sobie wszelki entuzjazm do poznawania zjawisk życiowych drogą wiedzy duchowej, musielibyśmy uderzyć na alarm, wskazując całemu światu środki lecznicze. O ile organizm społeczny rozwijać się będzie dalej tak, jak dotychczas, wywiąże się stan chorobliwy kultury, podobny do tworzenia się raka w organizmie ludzkim. Tymczasem pogląd na świat kół panujących wytworzył ma tem podłożu życia – którego one nie mogły i nie chciały dostrzec – impulsy, prowadzące do niewłaściwych zarządzeń, zamiast takich, któreby ugruntowały zaufanie wśród różnych ugrupowań ludzkich. Kto mniema, że wśród bezpośrednich przyczyn obecnej katastrofy wojennej, społeczne konieczności życiowe nie odegrały żadnej roli, zastanowić się winien nad tem, co wynikłoby z politycznych impulsów państw, które parły ku wojnie, gdyby ich “mężowie stanu” byli uwzględnili te konieczności społeczne w zakresie swej woli. Niechże rozważy także, czego dałoby się uniknąć, gdyby w swym czasie te osobistości były skierowały swą wolę na inny cel, niż na gromadzenie materjału palnego, który musiał wreszcie doprowadzić do eksplozji. Jeżeli ową chorobę raka, która w ciągu ostatnich dziesięcioleci toczyła stosunki pomiędzy państwami, uważać będziemy za konsekwencję społecznej postawy sfer kierowniczych ludzkości, zrozumiemy, jak pewien myśliciel, ożywiony ogólno-ludzkiemi zainteresowaniami duchowemi, obserwując przejawy woli tych sfer, już w r. 1888 mógł powiedzieć: “Cel ten – to uczynić całą ludzkość w jej ostatecznym rozwoju społecznością braterską, gdzie ludzie, powodując się jedynie najszlachetniejszemi pobudkami, kroczyliby wspólnie naprzód. Kto śledzi dzieje, chociażby tylko na mapie Europy, może dojść do przeświadczenia, że w naszej najbliższej przyszłości musi dojść do ogólnego mordowania się wzajem narodów. Jedynie myśl o konieczności odnalezienia drogi do prawdziwych wartości życia ludzkiego, pozwoli zachować wiarę w godność człowieka. A myśli tej niepodobna pogodzić z niesłychanemi zbrojeniami u nas i u naszych sąsiadów. Wierzę w nią jednak i musi ona nam przyświecać, o ile nie uznamy za coś lepszego zakończenia życia ludzkiego zbiorowem samobójstwem, skutkiem powziętego wspólnie postanowienia w oficjalnie wyznaczonym dniu”. (Tak pisał Hermann Grimm w r. 1888 w swej książce: “Aus den letzten fünf Jahren”, str. 46). Czemże innem były “zbrojenia wojenne”, jeśli nie dążeniem do utrzymania nadal państw jako ustrojów jednolitych, mimo, że, wobec współczesnego rozwoju, forma ta stała się zaprzeczeniem istoty zdrowego współżycia narodów? A takie zdrowe współżycie można osiągnąć jedynie w organizmie społecznym, który ukształtuje się zgodnie z nowoczesnemi koniecznościami życiowemi