Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Albowiem nie ma nic piękniejszego nad śpiew ptaków w leśnej gęstwinie lub nad brzegiem jeziora. Jest to także przestępstwo przeciwko człowiekowi, albowiem odbieracie w ten sposób ludziom możliwość wspaniałego wypoczynku, jakim jest słuchanie ptasich głosów. Winnetou będzie dziś ramieniem sprawiedliwości, którą okaże wam przyroda. Ptaki nie umieją mówić, ale Winnetou w ich imieniu rozprawi się z wami. I zabierze skalpy. — Nie! Nie! — wrzasnęli ptasznicy. Byłem zdecydowany zaprotestować przeciwko obcięciu włosów obydwu ptasznikom. Bo choć przestępstwa, jakie popełnili, wydawały mi się wielkie, ale zawsze przeciwstawiałem się poglądom, że „gwałt niech się gwałtem odciska”. Mieliśmy prawo ich ścigać, dokonali bowiem zamachu na cudzą własność i niszczyli przyrodę, ale nikt nie upoważnił nas do sądzenia tych ludzi, a tym bardziej egzekwowania od nich kary w postaci obcięcia im włosów. Winnetou wyjął z pochwy swój nóż myśliwski. — Obetnę wam po kosmyku — rzekł. Powstrzymałem go: — Niech mój brat tego nie czyni. Nie będziemy wprowadzali praw puszczy. Dopóki nie osądzą ich ludzie do tego celu powołani, nawet włos nie powinien im spaść z głowy. Winnetou zawahał się: — A co mój brat, Szara Sowa, proponuje? Chyba nie zamierza puścić wolno bladych twarzy, zwanych ptasznikami? — Jako „skalpy” zabierzemy im dowody osobiste. Potem przekażemy je na posterunek milicji w Złotym Rogu. Tam zgłoszą się po nie blade twarze i złożą przed milicją zeznania o swoich uczynkach. Wspomną też, kto rozkazał im przeciąć liny kotwiczne w jachtach na bindudze. — Zgoda — przytaknął Winnetou i schował nóż. Obydwaj ptasznicy — uszczęśliwieni, że nie obcięto im włosów — pośpiesznie oddali swoje dowody osobiste. Gorzej było z Karampukami. Rosły Karampuk podał Winnetou legitymację szkolną. — Czy taki skalp wystarczy? — zapytał. — A ja nie mam w ogóle skalpu — powiedział inny Karampuk. W rezultacie Winnetou machnął ręką i zachował tylko dowody obydwu ptaszników. — Pamiętajcie — ostrzegł ich — jeśli któryś z was ośmieli się jeszcze kiedyś wejść do tutejszych lasów i natknie się na mnie, to spotkanie skończy się znacznie gorzej niż dzisiaj. Teraz ja zabrałem głos. Ale nie bawiłem się w moralizowanie: — Skradliście silnik i rzeczy Winnetou. Odzyskamy je. Przestrzegam jednak, że jeśli o tym, co się tu stało, powiadomicie waszego przywódcę, spotka was dodatkowa kara. Niech się nikt nie waży pojawić nad jeziorem Kikuł. Trzy Karampuki oświadczyły zgodnie: — My, proszę panów, zaraz jutro ruszamy z powrotem do Warszawy. Bo my jesteśmy z Warszawy, z Woli. Już wcześniej myślałyśmy, jak stąd uciec. Jeść tu nie było co, ciągle głodowałyśmy. Oni kazali nam chwytać ptaki w sidła, a sami gdzieś łazili. I jeszcze z nas dziś szydzili, że jesteśmy straszydła. Pan Winnetou zrobił bardzo dobrze, że zabrał im skalpy. Podniosłem z ziemi nasze koce, wziąłem za rękę milady i ruszyłem do gajówki. Za mną poszli Winnetou i Krwawa Mary. Zbliżała się północ. Noc była ciepła, ale zauważyłem, że mimo to Sosnowa Igiełka trzęsie się z zimna. Nazbierałem więc trochę suchego chrustu i na podwórzu gajówki rozpaliłem mały ogienek. Krwawa Mary przyrządziła kolację z przyniesionego przez nas suchego prowiantu. Gdy skończyliśmy jeść, Winnetou wstał i zarzucił na ramię swoją strzelbę. — Szara Sowa i obydwie skwaw położą się spać — rzekł — Winnetou podkradnie się do obozu ptaszników i będzie obserwował ich poczynania. Być może któryś z nich zechce nas oszukać i pójdzie ostrzec Pinokia. A wtedy Winnetou ruszy jego śladem i trafi do miejsca, gdzie ukryto silnik i rzeczy Winnetou. Jutro rano ma tu przyjechać jakiś człowiek z Warszawy. Jest to zapewne handlarz ptakami, czyli straszliwy pedlar [27]. Winnetou chciałby zanotować numer blaszanego konia należącego do pedlara. — A my co mamy robić? — spytała Krwawa Mary. — Teraz spać. A jutro rano Szara Sowa zaprowadzi was na „Moby Dicka”. Podniesiecie żagle i popłyniecie nad jezioro Kikuł. Zatrzymacie się w miejscu, które nosi nazwę Ośla Łąka i jest największym obozowiskiem bladych twarzy. To tam zapewne poszedł Pinokio, aby sprzedać silnik i moje rzeczy. Tam też w swoim czasie spotkacie Winnetou. I bezszelestnie zniknął w ciemnościach lipcowej nocy. A ja dołożyłem do ognia resztę chrustu i rozłożyłem na ziemi koce dla Krwawej Mary i Sosnowej Igiełki. Obydwie zasnęły, a ja siedząc przy ogniu czuwałem, rozmyślając o swojej znajomości z Winnetou i przygodach, jakie mnie jeszcze czekały. ROZDZIAŁ PIĘTNASTY [top] POŻEGNANIE PIĘKNEGO ANTONIA • JEZIORO KIKUŁ • DONKEY'S MEADOW, CZYLI OŚLA ŁĄKA • CZY KRWAWA MARY ZOSTANIE LADY? • I ZNOWU ANTONIO • JAK WYPOCZYWA SIĘ NA OŚLEJ ŁĄCE? • DZIWNY BRODACZ I NAUKI YOGÓW • WIELKI BÓBR I PUŁAPKA NA PINOKIA Następnego dnia, po długim marszu przez las, dopiero około południa dotarliśmy do „Moby Dicka”. Obok jachtu cumowała motorówka z ośrodka wczasowego — jeszcze wczoraj ściągnięta ze skał „piekiełka” i naprawiona