Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Tayassi! -Bierz tego, a ja wezmê tamtego. W czo³a! Apacz mówi¹c to przesun¹³ rêkê z lewej strony do prawej. -Niech pan powie, co za tajemnice macie z Winnetou? -zapyta³ Davy. -Nic szczególnego. Powiedzia³em Winnetou w narzeczu Apaczów, aby mi pomóg³ zademonstrowaæ strza³ biodrowy. -No, znam to ju¿. Mnie siê, niestety, nie udaje, choæ nieraz ju¿ æwiczy³em. Wracaj¹c do pañskiego przyk³adu zaznaczê, ¿e trzeba wi- dzieæ wywiadowców zanim siê do nich strzela. -Naturalnie. -W ciemnoœciach nocy, w g¹szczu? -Tak. -Ale przecie¿ nie wysun¹ siê tak, aby ich dostrze¿ono! -Hm, mo¿e jednak ich widzê. -Do piorunów! S³ysza³em wprawdzie, ¿e niektórzy westmani potrafi¹ w ciemnoœciach dojrzeæ oczy skradaj¹cego siê wroga, Tak... Na przyk³ad nasz Gruby Jemmy twierdzi, ¿e posiada ten dar, ale nie mia³ sposobnoœci tego dowieœæ. -Je¿eli tylko o to chodzi, to niebawem mo¿e siê nadarzyæ taka sposobnoœæ. -Bardzo siê cieszê. Uwa¿a³em to za rzecz niemo¿liw¹. Shatterhand znów obejrza³ skraj lasu, skin¹³ z zadowoleniem g³ow¹ i odpar³: -Czy nie widzia³ pan w nocy w morzu b³yszcz¹cych œlepi wilka morskiego? -Nie. -Te œlepia s¹ dok³adnie widoczne. Rozsiewaj¹ fosforyczny blask, chocia¿ nie w tym samym stopniu. Im wzrok jest bardziej natê¿ony, tym bardziej widoczne s¹ oczy. Gdyby na przyk³ad tu, w zagajniku, znajdo- wa³ siê wywiadowca, który nas podpatruje, ja i Winnetou zauwa¿ylibyœ- my jego oczy. -To by³oby nadzwyczajne! -przyzna³ Davy. -Co powiesz o tym, mój stary Jemmy? -Myœlê, ¿e bynajmniej nie jestem œlepy -odpar³ Grubas. -Na szczêœcie nie grozi nam taka wizyta. ¯a³osna to sytuacja, jeœli trzeba koniecznie u¿yæ strza³u biodrowego. Prawda, sir? -Tak -potwierdzi³ Old Shatterhand. -Spójrz tam, panie Frank! A wiêc przyjmijmy, ¿e tam znajduje siê wrogi wywiadowca, którego oczy b³yszcz¹ wœród listowia. Muszê go zabiæ, inaczej sam zginê. Ale jeœli przy³o¿ê broñ do policzka, wróg zobaczy, ¿e zamierzam strzelaæ i natych- miast siê wycofa. Byæ mo¿e skierowa³ lufê na mnie i wypali prêdzej ni¿ ja. Muszê temu zapobiec stosuj¹c strza³ biodrowy. Siedzê przy tym spokoj- nie i bezstrosko, jak teraz. Chwytam za strzelbê i podnoszê nieco, jak gdybym chcia³ j¹ ogl¹daæ lub siê ni¹ bawiæ. Opuszczam -tak jak to teraz robiê -g³owê, niby spogl¹dam na dó³, ale oczy schowane w cieniu kapelusza wbijam w cel w³aœnie tak, jak to robimy teraz z Winnetou. Praw¹ rêk¹ przyciska siê mocno kolbê do bioder, a lufê do kolan, siêga siê lew¹ rêk¹ na prawo i k³adzie j¹ na zamku strzelby, która dziêki temu zyskuje pewne po³o¿enie. Potem przyk³ada siê wskazuj¹cy palec prawej rêki do kurka, celuje tak, aby kula trafi³a w czo³o wywiadowcy, co nie jest rzecz¹ ³atw¹ i opuszcza siê... tak! B³ysn¹³ strza³ i w tej samej chwili wypali³a strzelba Apacza. Obaj szybko zerwali siê na nogi. Winnetou odrzuci³ strzelbê, chwyci³ nó¿, skoczy³ jak pantera przez staw i znikn¹³ w g¹szczu. -Uhwai k'unun! Uhwai pa-ave! Uhwai umpare! -Zgasiæ ogniska! Nie ruszaæ siê! Nie rozmawiaæ! -zawo³a³ Old Shatterhand do Szoszo- nów. Jednoczeœnie str¹ci³ butem p³on¹ce polana do rzeki, po czym pomkn¹³ za Apaczem. Szoszoni, a tak¿e i biali, zerwali siê na równe nogi. Przytomni czerwonoskórzy wojownicy natychmiast wykonali rozkaz Old Shatter- handa i zatopili ogniska. Egipskie ciemnoœci zaleg³y obóz, choæ minê³o cztery czy piêæ sekund od chwili wystrza³ów. Nakazu milczenia przestrzegali równie¿ wszyscy, z wyj¹tkiem jedne- go cz³owieka, mianowicie Murzyna, który siedzia³ w wodzie