Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Kiedy dojeżdżam do obozowiska, stwierdzam z ulgą, że nie ucierpiało ono zupełnie. Ale bardzo podniecony Puntarenas prowadzi mnie na miejsce wydobycia. Katastrofa. Zbocze nie wytrzymało i całe obsunęło się do naszej dziury. Dziesiątki metrów sześciennych ziemi zasypało miejsce, gdzie kopaliśmy. To niewiarygodne szczęście, że trzęsienie ziemi miało miejsce akurat w tym czasie, kiedy kopalnia była zamknięta. Kilka dni wcześniej obsunięcie terenu z pewnością pogrzebałoby co najmniej dziesięciu moich ludzi. Mimo wszystko to ciężki cios, teraz już nie ma mowy o ręcznym wydobyciu. Biorąc pod uwagę, jak mało jest tu wody, trzeba by tygodni pracy pompy ssącej, żeby oczyścić dziurę, a nadal istnieje niebezpieczeństwo, że pozostała część zbocza niespodziewanie się obsunie. *** Jedyne, co mogę teraz zrobić, to czekać na maszyny. Przez radio, które działa o tyle, o ile, zawiadamiam Hermana o całkowitym wstrzymaniu wydobycia do czasu nadejścia sprzętu. Odpowiada, że ma nadzieję niedługo otrzymać tymczasowe miesięczne zezwolenie na mechaniczną eksploatację, ale praktycznie nadal nie widać żadnego postępu. Żeby zabić nudę, każę kopać w różnych miejscach, żeby sprawdzić bogactwo mojej posiadłości w głębszych warstwach. Wyniki są wszędzie pomyślne, czasem znajdujemy nawet złoto na powierzchni. Ta kopalnia na to naprawdę coś fantastycznego, żeby tylko ci idioci w Malessie zostawili mnie w spokoju, przynajmniej do czasu, aż nawiążę kontakt z ewentualnymi kontrahentami w Europie, zainteresowanymi pracą na wielką skalę na Osa; żeby tylko mi wszystkiego nie popsuli. Tak czy inaczej, czuję się w Quebrada del Frances u siebie i mam zamiar urządzić się tu wygodnie, nie zważając na ich machlojki. Nadal trwa budowa jadalni, co napawa mnie wielką dumą, bo jest to największy budynek na półwyspie, rodzaj pomnika odpowiadający mojej manii wielkości: jego spiczasty dach wznosi się na wysokość siedmiu metrów. Lars, który zapewne obawiał się o wychowanie swego syna, stającego się pod wpływem moich ludzi prawdziwym bandytą, opuścił nas i mam cały dom do osobistego użytku. Kazałem sobie zbudować łóżko o szerokości trzech i pół metra, ale czuję się w nim nieco samotny. Celibat był dobry w okresie walki, przez pierwsze miesiące, ale teraz, kiedy zamierzam urządzić się w tych górach, nie mam już zamiaru żyć jak asceta. Poza tym, wobec tej ciągłej niepewności, prawdziwego miecza Damoklesa, nie wiem, jak długo potrwa ta przygoda, i chciałbym korzystać z niej do maksimum nie odmawiając sobie żadnej przyjemności: mam zamiar pomału założyć w tych górach harem. *** Puntarenas i jego żona pochodzą z Osa i znają tu wielu ludzi. Rozsyłam ich jako posłańców, głoszących wszędzie, że Don Juan Carlos chce się ożenić i gotów jest rozpatrzyć wszelkie propozycje pod warunkiem, że propozycje te są ładnymi dziewicami i że nie mają więcej niż piętnaście lat. Parę razy widziałem, jak koło obozowiska przechodziła dobrze zbudowana dziewczyna o urodzie zupełnie nadzwyczajnej jak na półwysep. Jest to bardzo milutka Metyska. Puntarenas, który ją znał, poszedł do jej dziadka, z którym dziewczyna mieszka, żeby ogłosić mu dobrą nowinę: - Don Juan Carlos interesuje się waszą wnuczką. W kilka dni później stary przyprowadza mi wnuczkę do obozu. Zanim ją pozostawi, chce usprawiedliwić się moralnie omawiając warunki transakcji. Starego interesuje możliwość takiego związku: cieszę się w okolicy szacunkiem i ludzie wiedzą, że moja kopalnia jest bardzo bogata; zostać teściem osoby tak ważnej, jak ja, to dla niego społeczny awans. - Nie mogę niczego obiecać - mówię mu. - Muszę najpierw ją wypróbować, żeby sprawdzić, czy jest godna zostać jedną z moich żon. Jeśli mi się spodoba, zostanie ze mną. - O, na pewno będzie pan zadowolony. Jest bardzo dobrze wychowana i nigdy nie miała mężczyzny. Mam nadzieję. Jest to zresztą warunek sine qua non, bo na Osa kazirodztwo jest rzeczą normalną, a ja nie chciałbym zostać następcą tego gadatliwego starucha. Każe mi obiecać, że gdyby przypadkiem mi się nie spodobała, nie wyrzucę jej na ulicę jak jakąś kurwę, tylko mu ją przyprowadzę z powrotem. Pomijając uniżoność starego, te targi nie mają w sobie nic zdrożnego: dziewczyna nie jest traktowana jak krowa przyprowadzona do rzeźni, zdaje sobie sprawę z transakcji i przyszła z własnej woli. Nie mam w sobie nic z donżuana, ale jej normalna przyszłość to stać się z biegiem lat grubą Ticą pracującą cały dzień, mającą za męża tępego chłopa robiącego jej dziecko każdego roku: moja propozycja stanowi dla niej jedyną okazję, żeby uniknąć takiego losu. Tego samego wieczora stary odchodzi do domu, po całym dniu nieustannego gadania. Nie chcę działać zbyt szybko z Xionarą. Nie potrzebuję kurwy, dziewczyny, która będzie na mnie czekać w łóżku z nogami rozłożonymi pod przymusem. Moja ogolona głowa nie budzi spontanicznej miłości, i chcę, żeby dziewczyna najpierw przyzwyczaiła się do mnie. Dobrze wie, w co się wdała, ale jednocześnie trochę się boi, bo dotąd była czysta. Pierwszą noc spędza w domu Puntarenasa i jego senory, mianowanej na tę okazję przyzwoitką, a następnego dnia wszyscy razem jedziemy do Golfito na zakupy: daję Xionarze trochę biżuterii i parę drobiazgów, które interesują dziewczynę w jej wieku. Nawet w hotelu śpi w osobnym pokoju i dopiero parę dni po powrocie obozu dzielimy wspólne łóżko, na jej prośbę. Sprowadziłem z Puerto Jimenez pielęgniarkę, która wyjaśnia jej zasady zapobiegania ciąży i stosowania pigułki: nie chcę obarczać się dziewczyną w ciąży i nie mam zamiaru zaludniać półwyspu. Xionara daje mi chwilę wytchnienia: w ciągu dnia powierzam ją opiece senory, która uczy ją dbać o moje rzeczy, służyć mi i odgadywać moje życzenia; wieczorem przychodzi do mnie