Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Ruszczycowi wcale nie przeszkadzało, że złącza były nieprawidłowe, a taboret słaby. Pokazał, że niewidomy może pracować także jako stolarz* (MŻ "Współpraca moja... op. cit.). Pierwsza praktyka wakacyjna Już od paru lat myśl o rozbudowie i unowocześnieniu warsztatów nie opuszczała Ruszczyca. W zimie 1954 roku uzyskał na to oficjalną zgodę Zarządu. Zdawał sobie jednak sprawę, że musi zebrać większą sumę doświadczeń związanych z niestosowaną dotąd w Polsce politechniczną metodą szkolenia niewidomych. Sprawdzianem słuszności jego przemyśleń miała być trzytygodniowa praktyka letnia dla wychodzących w świat uczniów Iii klasy zawodowej. Pokierowanie eksperymentalnym kursem zlecił instruktorowi ze spółdzielni zabawkarskiej w Częstochowie, zaprosił też paru instruktorów: z Kielc i z analogicznych spółdzielni w Łomiankach i na Targówku. Przedmiotem produkcji miały być przede wszystkim zabawki, lecz przewidziany był również montaż cyrkli. Ruszczyc zamówił potrzebne przyrządy i surowce. Zdawało się, że wszystko jest doskonale przygotowane. Praca uczniów rozpoczęła się od wyrobu stelaży z drutu dla specjalnego rodzaju zabawek. Do pomocy miały służyć drewniane klocki, na których formowano szkielet przyszłej zabawki. Gotowe wzory wykonał sam instruktor. Zadanie to przerastało jednak możliwości niewidomych. Gdy na zebraniu z kursantami Ruszczyc zapytał, co jest przyczyną niepowodzeń, czy ich brak wyobraźni, czy zła organizacja całości, otrzymał od uczniów odpowiedź, że ich zdaniem, ta praca jest dla niewidomych za trudna. Pan Henryk wycofał się wtedy z dalszych prób w tym zakresie. Zaczął się montaż cyrkli, który okazał się najciekawszą i najbardziej kształcącą fazą szkolenia. Ruszczyc nie zadowalał się cyrklami, marzył przecież o zabawkarstwie jako nowym zawodzie dla niewidomych. Ponawiał więc próby pracy w spółdzielniach zabawkarskich, lecz nadal bez skutku. Udanym momentem praktyki było wznowienie współzawodnictwa niewidomych z widzącymi. Kursantom udawało się czasem zyskiwać nad nimi przewagę, co stwarzało dobry nastrój i poprawiało samopoczucie. Podsumowując wyniki tego ciekawego eksperymentu przyznać trzeba, że nie zakończył się on ani całkowitym sukcesem, ani porażką, zawiodła głównie organizacja. Kilku instruktorów wcale nie przyjechało, nie wykonano też na czas zamówionych przyrządów. W niektóre dni brakowało surowca i młodzież nie miała co robić. Ruszczyc nie ukrywał niedociągnięć. Prosił uczestników praktyki o przesłanie mu na ten temat szczerych wypowiedzi po powrocie do domu. Praktykanci nie zawiedli i dzięki temu posiadamy spory zbiór ciekawych relacji. W czasie tej pierwszej praktyki pan Henryk nie uzyskał oczekiwanych efektów w dziedzinie politechnizacji lub racjonalizatorstwa. Osiągnął za to koleżeńskie zżycie się zespołu, rozszerzenie horyzontów myślowych dzięki spotkaniom i dobrze zaplanowanym wycieczkom. Młodzież zwiedziła między innymi Instytut Wzornictwa Przemysłowego z wystawą ceramiki dziecięcej i zabawek wykonywanych przez dzieci. Ruszczyc, jak to się często zdarzało, wziął na siebie zbyt wiele, nie licząc się ze słabym zdrowiem i brakiem odpowiednich współpracowników. Jednak ta pierwsza praktyka wyryła się głęboko w świadomości młodzieży. Rozumieli, że jest to wspólne wypracowywanie nowej ważnej sprawy. Eksperyment stał się pierwowzorem coraz bardziej udanych praktyk w latach następnych. Zwykle podczas wakacji odbywały się aż dwa turnusy. Popołudniowe wyjazdy do teatru i na koncerty podnosiły poziom kulturalny uczestników. Młodzież wciągała się do akordu i pracy w wyższym wymiarze godzin, a zarobione pieniądze były zastrzykiem gotówki na pierwsze tygodnie samodzielności. Rozwój dziewiarstwa maszynowego Chcąc opisać historię powstania tego działu, musimy się cofnąć do roku szkolnego 1947-48. Ruszczyc poświęcił wtedy wiele uwagi zorganizowaniu obu warsztatów włókienniczych: tkactwa i dziewiarstwa. Nie były to w dziejach Towarzystwa pierwsze próby. Jeszcze przed drugą wojną światową zakupiono kilka maszyn dziewiarskich i jedne krosna tkackie. Maszyny dziewiarskie uległy zniszczeniu podczas Powstania Warszawskiego, toteż nie zdążono wyjść poza fazę pierwszych eksperymentów. Nieco lepiej przedstawiała się sprawa z tkactwem