Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

OkrążąNieudacz- nika, otoczą go troską i czułością, zaniosą na rękach do wyjścia... Można śmiało założyć, że moje usługi nie będą im potrzebne. Patrzę na Urmana - chyba nie żartuje. - Już pracuję dla człowieka, którego nazwiska nie znam. - Możliwe, że ten tajemniczy mister X wiele panu obiecał. Ale czy udzielił panu choćby najmniejszej pomocy? Kręcę głową. - Jeśli rzeczywiście jest pan Strzelcem, to mógł się pan przeko- nać, że zwykłe metody nie zdają egzaminu. Kilka kolejnych prób niczego nie zmieni. Potem Labirynt zostanie odizolowany i proble- mem zajmą się właściciele tego centrum rozrywki. Ostatnie słowo wymawia z pewną pogardą. - Ktokolwiek pana wynajął, nie zrobił tego ze względu na pań-| skie talenty nurka. - Tylko ze względu na co? - Trochę mnie to peszy. - Znacznie prościej byłoby kupić nurków Labiryntu. Albo wy- nająć grupę. Poznanie waszyeh prawdziwych nazwisk to rzeczywi- ście trudna sprawa. Ale spotkanie i propozycja pracy jest całkiem możliwa. W końcu z tego właśnie żyjecie. Pańskiego tajemniczego pracodawcę przyciągnęło coś ważniejszego niż umiejętność wycho- dzenia z wirtualnego świata. Wydawałoby się, że mam wszelkie podstawy, by spuchnąć z du- my. Ale zamiast tego zaczynam czuć strach. - Sądzę - kontynuuje w zadumie Urman - że on miał rację. Pływak to zadanie dla pana. Najważniejsze zadanie pańskiego ży- cia. A ja mogę panu pomóc sobie z nim poradzić. Wątpię, czy mógłby mi zaproponować Medal Bezkarności. Ta- kie rzeczy nie są na sprzedaż. Ale stawka jest wysoka i nagroda może być bardzo, bardzo duża. Po co mi Medal, jeśli do końca moich dni nie będę mógł się zajmować w wirtualności nielegalnymi sprawkami? - Podpisał pan umowę? - pyta Urman. -Nie. - Ustne porozumienie? -Nie. - No to czym się pan przejmuje? Milczę. Nie wiem dlaczego trzymam się propozycji Człowieka Bez Twarzy. Siłą zmusił mnie do spotkania. Wysłał do Labiryntu, nie wyjaśniając absolutnie niczego. A jego obietnica może być rów- nie dobrze blefem. - Muszę się zastanowić. - Dobrze - zgadza się Urman. - Mamy niemal gwarantowane pięć godzin... złoży pan kolejną wizytę w Labiryncie? Kiwam głową. - Ja podejmę własne działania - mówi Urman. - Na pewno się pan o nich dowie. 1 zdoła podjąć decyzję. - Mętnie to brzmi, Friedrich. Z jakiego właściwie powodu je- stem dla pana cenny? - Wkrótce pan zrozumie, drogi Iwanie carewiczu. Przy okazji, jakiej narodowości jest Pływak? Jak pan sądzi? - Rosjanin - odpowiadam odruchowo. Urman kpiąco kiwa głową. - Możliwe, możliwe... Do widzenia, nurku. Niech pan pomyśli i podejmie decyzję. W tej samej chwili drzwi otwierają się na oścież i pojawiają się strażnicy. Tym razem bez obnażonych mieczy. - Odprowadzą pana do mostu - oznajmia Urman. 10 Albo mnie nie śledzą, albo robią to zbyt umiejętnie, by Vika podniosła alarm. Wspinam się na mur i odprowadzany spoj- rzeniami ochroniarzy, wchodzę na most z włosa. Ciekawe, ile metrów uda mi się przejść bez wychodzenia z Głę- bi? Jeden krok, drugi - nić drży pod nogami, czuję zawroty głowy. Sto metrów niżej, pomiędzy skałami, wiją się błękitne wstążeczki rzek, migoczą pomarańczowym żarem jeziora lawy. - Hej, nurku, chwiejesz się! - słyszę drwiący głos z tyłu. Już się nie chwieję - spadam. Pewnie tak właśnie spadają grzeszni muzułmanie próbujący do- stać się do swojego raju, do czułych Gurii i gór Rahat-łukum... Nogi się ześlizgują, lecę, czepiając się nici. która bezwzględnie kaleczy mi palce. Zimne powietrze uderza w twarz, chłoszcze, za- praszając do krótkiej podróży, skały wirują w dole, rosnąc i jeząc się igłami szczytów. Gdy dotknę kamieni, serwer Al Kabaru zaraportu- je, że zostałem poddany śmiertelnym przeciążeniom - i wtedy za- działa program wyjścia. Ale nie jestem ciekaw, jakim bólem odmaluje tę śmierć moja wyobraźnia. „Głębio, Głębio, nie jestem twój..." Na ekranach krew. Normalka. Ściągnąłem hełm, przechyliłem się przez stół, wyszarpnąłem' z gniazda kable telefonu. - Przerwanie połączenia - mówi Vika. - Brak sygnału tonowe- go. Sprawdź połączenie! - Wszystko w porządku - mamroczę, wciskając kabel na miej- sce. - Reset. - Serio? -Tak. Na monitorze - błękit i spadający człowieczek