Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Ambro|y patrzyB na Flor ze zdumieniem.  Ale przecie| nie za wszelk cen? A wic co[ popltaBam, przestraszyBa si Flora. Za jak cen, o czym on mówi?  Wyja[niBem pani, dlaczego Kamil nie mieszka w domu, tak jak pani chciaBa. Nie jeste[my jednak zgodni w spojrzeniu na t spraw, bo ja rozumiem lepiej postpowanie Kamila ni| mojego syna. No, ale có|... Flora pomy[laBa, |e musiaBa rozczarowa Ambro|ego, ale niestety dalej nie mogBa skupi uwagi na jego troskach. Pia Gizela cigle staBa przy wej[ciu. PatrzyBa teraz w gór, tam, gdzie przy wyBomie muru siedziaB wierkajcy wróbel. Ambro|y pochyliB si w stron Flory i spytaB, wyraznie zakBopotany:  Prosz, niech mi pani powie, czy w mieszkaniu pani kuzynki bywa ta Kamila dziewczyna?  Która dziewczyna Kamila?  Pia Gizela, oczywi[cie. Flora wpadBa w puBapk niewiadomych. Nie potrafiBa z niej wyj[.  Ambro|y, czy pan doprawdy nie wie, |e ona stoi za panem?  zapytaBa wolno. OdwróciB si i przez chwil patrzyB na Pi Gizel, która cigle nie spuszczaBa wzroku z wróbla. Pózniej przeniósB spojrzenie na Flor, oparB Bokie na blacie stolika i oparB brod na zaci[nitej w pi[ dBoni.  My[laBem, |e jednak jej nie ma, |e on j sobie wymy[liB. Nagle Pia Gizela zagwizdaBa. Wróbel umilkB, jeszcze przez chwil siedziaB, nerwowo poruszajc gBówk, wreszcie odleciaB midzy pdy wina rozpite na ssiedniej [cianie. I wtedy Pia Gizela odeszBa, zupeBnie tak, jakby tu przyszBa jedynie po to, |eby wyBczy wróbla. 112 Flora poBo|yBa rk u nasady szyi, bo znowu poczuBa dokuczliwe, znajome dBawienie.  Je|eli ma pan czas, wypiBabym chtnie jeszcze jedn herbat  powiedziaBa. Ambro|y zamówiB dla niej herbat, dla siebie wod mineraln, a kiedy panienka z dziecinn buzi odeszBa od nich, Flora zaczBa mówi. Niebo nad kawiarnianym ogródkiem byBo ju| zupeBnie ciemne, a na stolikach paliBy si [wiece, kiedy w koDcu podnie[li si i wyszli na Piwn. I nagle Flora zawoBaBa:  PaweB! ZabrzmiaBo to bardzo gBo[no w pustawej ulicy. Drobna posta w zbyt obszernych d|insach i wielkiej kraciastej koszuli wyrzuconej na spodnie, czmychnBa z Piwnej i zniknBa za rogiem domu przy Wskim Dunaju, ale ani na Wskim, ani na Szerokim nikogo nie byBo, kiedy tam dobiegli.  Chyba si mylisz, Floro, to nie byB on.  Nie myl si, to byB on. W chwili kiedy Flora i jego dziadek witali si w kawiarnianym ogródku, Kamil skoDczyB czyta Gombrowicza. WyjB spomidzy kartek portret Pii Gizeli i zastanawiaB si, gdzie go schowa, nie byB zdecydowany, któr z lektur zacznie uzupeBnia. Wreszcie wsunB go do skoroszytu, w którym robiB notatki z  Ferdydurke", i poszedB do pokoju dziadka, |eby zadzwoni do domu PawBa. Telefon przyjBa jego matka, ale nie miaBa |adnych wiadomo[ci o nim.  Denerwuje mnie Wie[ka, która zachowuje si tak, jakby nic si nie staBo  u|alaBa si. - Jej brat ginie, a ona lata po kole|ankach, wydzwania do nich i chichocze, albo siedzi z tymi gBupimi sBuchawkami na uszach i tylko zmienia kasety