Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Wiedział, że jest to jego ostatnia szansa, której mimo lęku i poczucia winy nie wolno mu zmarnować. Uwielbiał Emmę - nie znał dotychczas nikogo tak miłego i tkliwego jak ona. Zasmucały go puste domy i kradzione godziny, zimno i brzydota otoczenia. Pragnął zapewnić jej luksusowe warunki. Niekiedy śnił na jawie, że Dottie wielkodusznie opuszcza ten świat - może wskutek udaru słonecznego, zwykła bowiem co roku nadzorować pieczenie barana podczas zabawy urządzanej przez Izbę Handlową; cały dzień w palącym, lipcowym słońcu. Gdyby tak się stało, mógłby wreszcie postąpić wobec Emmy uczciwie: zabrać ją od męża, który o nią nie dbał, dać jej przyzwoity dom, piękne stroje, wykwintną kuchnię, a może nawet i dziecko. Nigdy nie przyszło mu do głowy, że Emma może wcale tego wszystkiego nie chce. Jak się okazało, to małe przeoczenie z jego strony nie miało żadnego znaczenia, gdyż Dottie przeżyła go aż o dwadzieścia dziewięć lat, dokładnie tyle, ile trwało ich małżeństwo. Emma dowiedziała się o śmierci Sama, kiedy była znowu w ciąży z Flapem i od dziewięciu miesięcy mieszkała z rodziną w Kearney w Nebrasce. Flap otrzymał propozycję objęcia tam katedry języka angielskiego w małym stanowym college.u i po długich wahaniach wyraził zgodę. Emma i chłopcy byli za pozostaniem w Des Moines, ale przeważyło zdanie Flapa; prawdę mówiąc, gdyby głosowali za wyjazdem, Flap chciałby zostać, takie przekorne nastroje panowały wówczas w ich rodzinie. Sam sposępniał, gdy usłyszał o przeprowadzce. Długo siedział na materacu, wpatrując się z rozpaczą w swoje olbrzymie stopy. Nie zapewni Emmie luksusu. Dopiero teraz zdradził jej pielęgnowane skrycie marzenia: Dottie umiera, oni dwoje się pobierają... Spojrzał żałośnie na Emmę ciekaw, czy ta cudowna kobieta wybuchnie śmiechem na myśl o małżeństwie z kimś takim jak on. Emma nie śmiała się, choć nigdy by za Sama nie wyszła. Nie pojmował, biedaczysko, że już dał jej bardzo wiele. Ten potężny mężczyzna zawsze był traktowany jak chłopiec do bicia. I był nim rzeczywiście, a w stosunku do Emmy okazywał się czasem niezdarą; niemniej była z nim szczęśliwa. - Oczywiście, kochanie, wyszłabym za ciebie w jednej chwili - powiedziała w nadziei, że nigdy nie będzie musiała spełnić obietnicy, gdyż Dottie pisane jest długie życie. Sam popatrzył na stopy nieco weselej. W dniu, w którym się żegnali, jego wielkie ciało trzęsło się z żalu. - Nie wiem, co robić - powtarzał. - Cóż, może zajmiesz się golfem - radziła Emma tuląc go, całując i próbując żartować, ponieważ nienawidził golfa. Któregoś dnia wyznał jej to wstydliwie. Chodził na kurs gry w golfa, choć czuł, że się ośmiesza, tylko dlatego, że tak wypadało. Emma również nie wiedziała, co robić. To Angela, która zachowała w pamięci uprzejmość pani Horton i nie miała akurat innego rozmówcy, zatelefonowała do Kearney i powiedziała Emmie o śmierci Sama. - Niemożliwe, pan Burns! - mimo szoku Emma dbała o pozory. - Tak, odszedł - potwierdziła Angela. - Miał atak serca w czasie lekcji golfa. Naturalnie nie powinien był grać w taki upał... Całymi dniami Emma przesiadywała przy kuchennym stole, żując serwetki lub drąc je na wąskie paski. Nowa, serwetkowa mania. Ulegała jej zarówno dlatego, że Sam umarł, jak i dlatego, że umarł nieszczęśliwy. Przeze mnie, myślała. Bo nie miała już sił na tę miłość. Zaczęła lękać się ukrywania, kłamstw, pustych domów, a jeszcze bardziej zbyt głębokiego zaangażowania Sama. Gdyby związała się z nim mocniej, zapragnąłby porzucić Dottie, co byłoby przykre i chyba niewykonalne; nie walczyła zatem o pozostanie w Des Moines. Uznała, że ona i Sam spili już cały miód, a Kearney - to naturalne wyjście. Gdyby umarł w łóżku albo zginął w wypadku, cierpiałaby może mniej, płakała nie tak gorzko, ponieważ Sam ani nie rozumiał, ani nie kochał życia. Pięćdziesiąt kilka lat uważał się za błazna; błazna, którego błazenady od dawna przestały bawić, założywszy, że kiedykolwiek bawiły. Prześladowała ją myśl, że umarł na polu golfowym. Może opacznie zrozumiał jej radę? Nie należał do ludzi, którzy potrafią uchwycić ironię. Może sądził, że ona naprawdę chce, by podszkolił się w golfie, albo, co gorsza, że mówiła tak powodowana lekceważeniem? Atak serca był w tym kontekście czymś zbyt okrutnym