Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Była też piękna, podobnie jak jej matka, Amanda Robbins, wciąż olśniewająca, choć od dawna już nie występująca aktorka. Amanda, wysoka, szczupła blondynka, wyglądała cudownie, chociaż skończyła już pięćdziesiąt lat. Przed dwudziestu sześciu laty zrezygnowała z oszałamiającej kariery filmowej, żeby poślubić bardzo statecznego, szacownego i, według Jacka, piekielnie nudnego bankiera nazwiskiem Matthew Kingston. Mieli dwie śliczne córki, wielki dom w Bel Air i obracali się w najlepszym towarzystwie. Amanda należała do nielicznych mieszkanek Los Angeles, które omijały sklep Jacka, a w tych rzadkich sytuacjach, gdy ich drogi się krzyżowały, z rozbawieniem spostrzegał, że go nie cierpi. Wyglądało na to, że nienawidzi wszystkiego, co sobą reprezentował. Bynajmniej nie zdziwiłoby go, gdyby się dowiedział, że za wszelką cenę starała się wybić córce z głowy małżeństwo z Paulem Watsonem. Oboje z mężem uważali, że branża filmowa to nic dobrego, i byli pewni, że Paul okaże się mężczyzną równie frywolnym jak jego ojciec. Ale wcale się takim nie okazał. Był bowiem poważnym młodym człowiekiem i udowodnił, że jako mąż jest odpowiedzialny i godny zaufania. W końcu został przyjęty na łono rodziny, choć jego ojca wciąż traktowano z chłodną rezerwą. Jack miał w Los Angeles ustaloną reputację. Przystojny i bywały, słynął z tego, że sypiał z każdą napotkaną gwiazdeczką i modelką, nie odczuwając z tego powodu najmniejszych wyrzutów sumienia. Dla swoich kochanek zawsze był miły, nawet aż za miły. Inteligentny, hojny i lubiany, uchodził za duszę towarzystwa. Kobiety, z którymi się spotykał, uwielbiały go, a bywały wśród nich na tyle niemądre, by myśleć, że zdołają go „złapać", zatrzymać przy sobie na dłużej. Nie, Jack Watson był na to za sprytny. Pilnował, żeby znikały z jego życia, nim zdążą zagościć w nim na dłużej, nim zaczną zostawiać ubranie w jego szafie. Zawsze był z nimi boleśnie szczery, nigdy niczego nie obiecywał i nie dawał najmniejszych nadziei. Dostarczał im rozrywek, zabierając do miejsc, o jakich czytały lub marzyły, zapraszał na kolacje do najlepszych restauracji i nim zdały sobie sprawę, co się dzieje, porzucał je dla innej. Pozostawiał po sobie przyjemne, acz krótkotrwałe i pełne niedosytu wspomnienie o romansie z przystojnym, pociągającym mężczyzną. 10 Trudno się było na niego gniewać, a już na pewno gniewać się długo. Wszystko w Jacku było nieodparcie czarujące, nawet sposób, w jaki zrywał z kobietami. Od czasu do czasu umawiał się z mężatkami, ale zawsze prawił im komplementy na temat małżonków, których z nim zdradzały. Jack Watson był sympatycznym, rozrywkowym facetem, wspaniałym kochankiem i nieuleczalnym playboyem i nigdy, ani przez ułamek sekundy nie udawał, że jest kimś innym. Miał pięćdziesiąt dziewięć lat, ale wyglądał o kilkanaście lat młodziej. Kiedy pozwalał mu na to czas, chodził na siłownię oraz często pływał w oceanie. Wciąż miał dom w Malibu i kochał kobiety prawie tak bardzo jak swoje czerwone ferrari. Jedyną rzeczą, na której naprawdę mu zależało i którą zawsze traktował z największą powagą, były jego dzieci, Julie i Paul, wieczna światłość jego życia. Ich matka była tylko mglistym wspomnieniem, do którego wracał z wdzięcznością tym większą, że miała wystarczająco dużo zdrowego rozsądku, żeby od niego odejść. Od osiemnastu lat robił, co chciał, nawet wtedy, kiedy był z Dori. Był zepsuty, miał pieniądze, prowadził słynną firmę, kobiety nie mogły mu się oprzeć, a on dobrze o tym wiedział. Dziwne to, ale przy tym wszystkim za grosz nie był arogantem. Pociągający, zabawny i niemal zawsze szczęśliwy, uwielbiał miło spędzać czas. Kobiety często opisywały go słowem „cudowny". Lubiły go - z wzajemnością. - Dzień dobry, Jack. - Kierowniczka sklepu uśmiechnęła się do niego, gdy spieszył w stronę prywatnej windy. Jego gabinet, urządzony w stali i czarnej skórze, mieścił się na trzecim piętrze. Zaprojektowała go słynna włoska projektantka wnętrz, jeszcze jedna kobieta, z którą miał romans. Chciała zostawić dla niego męża architekta i troje dzieci, ale przekonał ją, że życie z Jackiem Watsonem doprowadziłoby ją do szaleństwa. I zanim ich przygoda dobiegła końca, całkowicie przyznała mu rację. Już sam sposób, w jaki poruszał się po swoim małym światku, był zarówno ekscytujący, jak i zatrważający. n Wiedział, że na górze będzie czekała na niego kawa, a potem lekki lunch. Zerknął na zegarek. Przynajmniej raz się spóźnił, i to aż pół godziny. Zrobił to celowo, ponieważ chciał popływać w oceanie; styczeń był ciepły, chociaż o wodzie powiedzieć się tego nie dało. Uwielbiał pływać, kochał swój dom na plaży, kochał swoją „Julie". I mimo licznych przygód z kobietami surowo przestrzegał dyscypliny pracy. To, że prowadził jedną z najlepiej prosperujących sieci sklepów w branży, nie było bynajmniej dziełem przypadku