Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
- Zdaje się, że ktoś zadał sobie sporo trudu, żeby usunąć ślady czerwonej farby, zrzuconej przez Straż Wybrzeża. - Popatrzył na wierzchołek góry długim, beznamiętnym spojrzeniem, po czym odwrócił się do Pitta. - Po co ktoś miałby ręcznie zeskrobywać pozostałości farby, skoro z łatwością mógłby zatrzeć wszystkie ślady za pomocą ładunków wybuchowych? - Nie umiem powiedzieć - odparł Pitt. - Może bali się, że góra pęknie albo nie mieli materiałów wybuchowych, kto to wie? Ale założę się o miesięczną pensję, że te mądrale nie tylko skrobały lód. Musieli znaleźć sposób na dostanie się do wraka. - Pozostaje nam jedynie odszukać lampkę z napisem: Wejście stwierdził Hunnewell złośliwie. Nie przywykł, by ktoś ubiegał go w wyciąganiu wniosków, a wyraz jego twarzy świadczył o tym, że również tego nie lubił. - Kawałek naruszonego lodu będzie bardziej pożądany. - Domyślam się - powiedział Hunnewell - że chodzi panu o przykrycie kamuflujące wejście do jakiegoś lodowego tunelu. - Podobna myśl przemknęła mi przez głowę. Doktor popatrzył na Pitta przez górną część okularów. - No, to zabierajmy się do roboty. Jeżeli będziemy tak dłużej stali i teoretyzowali, to moje jądra będą mogły służyć jako modelowy przykład odmrożenia. To miało być łatwe przedsięwzięcie, jednak realizacja okazała się trudniejsza, niż Pitt przypuszczał. Zdarzył się bowiem niemożliwy do przewidzenia wypadek. Idącemu po zboczu Hunnewellowi pośliznęła się stopa i zaczął bezradnie zjeżdżać w dół po stromiźnie wpadającej do lodowatego oceanu. Upadł na twarz; palce rąk niczym szpony usiłowały wbić się w lód, a rysujące twardą powierzchnię paznokcie wykrzywione były aż do bólu. Przez chwilę zsuwał się wolniej, lecz wciąż o wiele za szybko. Upadek był tak nagły, że zanim zdążył pomyśleć o zawołaniu o pomoc, kostkami stóp ocierał się już o krawędź dziesięciometrowego urwiska. Pitt, w momencie gdy usłyszał krzyk, pracowicie układał stos z porozrzucanych brył lodu. Odwrócił się i spostrzegł będącego w śmiertelnym niebezpieczeństwie Hunnewella. Przez chwilę, nie dłuższą niż mgnienie oka, pomyślał, że gdyby Hunnewell wpadł do lodowatej wody, nie byłoby dla niego ratunku. Jednym ruchem zerwał kurtkę i wystrzelił ku zboczu w akrobatycznym skoku, unosząc w powietrzu skierowane do góry nogi. Dla ogarniętego paniką umysłu Hunnewella karkołomna ewolucja Pitta była aktem czystego szaleństwa. - O Boże, nie, nie! - krzyknął. Nic więcej jednak nie mógł zrobić, niż tylko przyglądać się Pittowi, zmierzającemu do niego niczym rozpędzony bobslej. Pomyślał, że być może miałby szansę, gdyby major został na górze. Teraz wydawało się prawie pewne, że razem zginą w przerażająco zimnej, słonej wodzie. Dwadzieścia pięć minut, słowa kapitana Koskiego kołatały mu w głowie; dwadzieścia pięć minut - tyle życia zostawało człowiekowi w wodzie o temperaturze czterech stopni. A oni i tak nie wydostaliby się na strome zbocza góry lodowej, chociażby mieli na to cały czas świata. Gdyby Pitt poświęcił tylko chwilę i zastanowił się nad tym, bez wątpienia przyznałby Hunnewellowi rację; sunąc ślizgiem po lodzie, z nogami nad głową, niewątpliwie wyglądał jak wariat. Kiedy zaledwie długość nogi dzieliła go od zderzenia z Hunnewellem, błyskawicznie opuścił stopy i uderzając z impetem w lód, jęknął z bólu. Nieustępliwie orząc piętami powierzchnię zmarzliny, wreszcie zatrzymał się z nadwerężonymi mięśniami. Jak gdyby kierowany instynktem, w tym samym momencie podał Hunnewellowi rękaw kurtki. Przerażonego naukowca nie trzeba było zachęcać. Uchwycił nylonowy materiał z siłą, jakiej nie powstydziłoby się imadło i zawisł na rękawie, drżąc na całym ciele. Niemal minutę czekał, by rytm jego niestarego jeszcze serca zwolnił do kilku uderzeń ponad normę. Rozglądając się ze strachem na boki, spostrzegł to, czego nie poczuło zdrętwiałe ciało; krawędź lodowego zbocza sięgała mu zaledwie do pasa, nogi wisiały nad przepaścią. - Jeśli będzie pan gotów - powiedział Pitt łagodnym głosem, w którym jednak wyraźnie pobrzmiewała nuta zdenerwowania niech pan spróbuje podciągnąć się do mnie. Hunnewell przecząco pokręcił głową. - Nie dam rady - jęknął chrapliwie. - Mogę się tylko trzymać rękawa