Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Nasza obecność musi na niego wpływać. - Być może to mu odpowiada - stwierdził Wallander. - Nie wiem. Może pan ma rację. Wykurzyliśmy go dwa razy w ciągu doby. Czuje, że ziemia pali mu się pod nogami. Jego precyzyjnie dopracowane plany zaczynają brać w łeb. Nie wiemy, jakich spodziewać się reakcji. Kjell Albinsson siedział sam w kącie pokoju. Wallander nie wiedział, jakie dostał polecenia od Thurnberga. Zauważył nagle, że Albinsson chce coś powiedzieć. Skinął głową w jego stronę. Pocztowiec wstał i podszedł do stołu. - Nie wiem, czy to ma jakieś znaczenie - zaczął niepewnie. - Ale doszły mnie słuchy, że kiedyś widziano Larstama na przystani. Latem zeszłego roku. Możliwe więc, że ma łódź. Wallander uderzył dłonią w stół. - Ile w tym jest prawdy? - Widział go jeden listonosz. Był pewien. - Widział go wsiadającego do łodzi? - Nie. Ale twierdził, że miał w ręku kanister z benzyną. - Możemy więc wykluczyć żaglówkę - powiedział poli cjant z Malmó. Natychmiast podniosły się głosy protestu. - Łodzie żaglowe mają silniki - wyjaśnił Martinsson. - Nie możemy niczego wykluczać. Nawet tego, że ma hydroplan. Tym razem ostatnie słowa Martinssona wzbudziły protesty. Wallander je uciszył. - Na łodzi można, rzecz jasna, mieć kryjówkę. Pytanie, czy mamy iść tym tropem. Zwrócił się do Albinssona. - Jest pan pewien, że dobrze pamięta? -Tak. Wallander spojrzał na Thurnberga, który kiwnął głową. - Pchnijcie na przystań policjantów w cywilu - polecił Wallander. - Dyskretnie, sprawnie i bez pytań. Przy najmniejszym podejrzeniu, że Larstam tam jest, mają się wycofać. Potem zdecydujemy, co dalej. - Musi tam być dużo ludzi - zauważyła Ann-Britt Hóglund. - Przy takiej pogodzie. Martinsson i policjant z Malmó udali się na przystań. Wallander zaprosił Albinssona do stołu. - Może pamięta pan coś jeszcze - powiedział. - Przed chwilą przypomniała się panu przystań. Jeśli ma pan więcej takich przystani, to proszę nam teraz powiedzieć. - Jestem całkiem skołowany - wyznał tamten. - Zastanawiałem się. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, jak mało o nim wiem. Widać było, że Albinsson jest szczery. Wrócił do swojego kąta. Wallander spojrzał na zegarek. Wpół do dwunastej. Nie złapiemy go, pomyślał. Lada chwila dostaniemy wiadomość, że zamordowano kolejną osobę. Ann-Britt Hóglund skierowała rozmowę na sprawę ewentualnego motywu. Jaki jest motyw działania Larstama? Dlaczego dokonuje zbrodni? - To chyba jakiś rodzaj zemsty - odparł Wallander. - Zemsty za co? - spytała. - Za to, że go kiedyś wywalili z biura? To się nie trzyma kupy. Co z tym wspólnego ma młoda para? W dodatku nie przejął się zbytnio zwolnieniem z pracy. Przekwalifikował się na listonosza. - Ciekawe, dlaczego wybrał akurat ten zawód - zastanawiał się Wallander. - Od inżyniera do listonosza jest duży krok. Czy już wtedy zaczynał układać swoje straszliwe plany? Czy to przyszło dopiero później? - Tego nie wiemy. - Tak samo jak wielu innych rzeczy. Rozmowa zamarła. Wallander spojrzał na zegarek. Czekał na to, czego się lękał. Wstał i poszedł po kawę. Ann-Britt poszła za nim. - Motyw jest zupełnie inny - stwierdził, kiedy na stojąco pili kawę w stołówce. - Nawet jeśli u podstaw leży potrzeba zemsty. Larstam zabija ludzi, którym jest dobrze. Którzy są pełni radości. Nyberg wpadł na to w Nybrostrandzie. Co więcej, Albinsson to potwierdził. Ake Larstam nie lubi ludzi, którzy się śmieją. - Jest zatem bardziej obłąkany, niż się nam wydaje. Nie zabija się przecież ludzi dlatego, że są szczęśliwi. W jakim my żyjemy świecie? - Może jest tak, jak mówisz - powiedział Wallander. -Prawdziwe pytanie brzmi: w jakim właściwie żyjemy świecie. Ta myśl jest jednak zbyt straszna, żeby ją do siebie dopuścić. Być może to, czego się obawiamy, już nastąpiło. Ostateczny rozpad praworządnego społeczeństwa. Na jego miejsce przychodzi społeczeństwo, w którym coraz więcej ludzi czuje się niepotrzebnych lub wręcz niechcianych. W którym kompletnie wyzuta z logiki przemoc stała się nieodłączną częścią naszej codzienności. Narzekamy na rozwój. Czasami myślę, że sprawy zaszły dużo dalej, niż sobie zdajemy sprawę