Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Stella miała brwi i górną wargę wilgotne od potu, czuła, jak pot spływa jej strumyczkiem między piersiami i moczy pachy. - Ten podły człowiek, ten drapieżnik - machnęła ręką w kierunku oskarżonego - zwabił Ricky’ego McKinleya do swojego samochodu, zawiózł go do taniego motelu i okrutnie zgwałcił. Następnie pobił go niemal na śmierć, wypełnił jego usta i nos kremem do golenia w sprayu i zmusił do kucnięcia w kącie pod stołem. Czy to wystarczyło? - Uniosła brew. - Oskarżony zaspokoił swoje perwersyjne potrzeby. Czego jeszcze mógł chcieć? Przerwała i wzruszyła ramionami, jakby czekała, aż ktoś jej odpowie. - Nie! - krzyknęła nagle; drżała pod wpływem silnych emocji. - To nie wystarczyło. - Mówiła coraz szybciej, nabierając rozpędu. - Zaniósł okrwawione i skatowane ciało Ricky’ego do bagażnika swojego samochodu. Potem zawiózł go na pustkowie i oblał mu twarz kwasem solnym. Kwasem, który wyżera ciało do kości. Nie obchodziło go, że okaleczył Ricky’ego. Nie obchodziło go, że ciało chłopca zostanie później zidentyfikowane jedynie na podstawie rejestru dentystycznego, a jego twarzy nie będzie mogła rozpoznać nawet kobieta, która go urodziła. Oskarżony chciał tylko uniknąć aresztowania, upewnić się, że to nieszczęsne dziecko nigdy go nie zidentyfikuje i nie sprawi, że będzie musiał ponieść konsekwencje swojego działania. Żeby zyskać poczucie bezpieczeństwa - mówiła - Gregory Pelham musiał oślepić ośmioletnie dziecko. Przeszła z powrotem do stołu prawników i spojrzała do tyłu; dwa rzędy dalej siedziała Judy McKinley, matka ofiary. Ramiona kobiety drżały, a po twarzy płynęły jej łzy. Stella wyciągnęła rękę i dotknęła ramienia Judy, odwracając się jednocześnie do przysięgłych. - Panie i panowie, los tego człowieka spoczywa teraz w waszych rękach, tak jak los jego przyszłych ofiar. - Wpatrywała się kolejno w twarze sędziów, jakby zobowiązując ich do pamiętania i czyniąc każdego z nich odpowiedzialnym. - Kiedy rozważycie przytłaczające dowody przedstawione przez oskarżenie - mówiła powoli i wyraźnie - dojdziecie do przekonania, że w tej sprawie można wydać jeden tylko wyrok. Jak aniołowie zemsty musicie osadzić tego człowieka za kratami, bo tam jest jego miejsce, i pozwolić, by dusza tamtego biednego dziecka znalazła wreszcie pokój. Sędziowie przysięgli obradowali dwie godziny. Kiedy urzędnik sądowy zawiadomił Stellę, że werdykt został już uzgodniony, pośpieszyła do sali rozpraw, a z nią razem Ben Growman, Larry Kominsky i Brenda Anderson - wszyscy pełni niepokoju. Kominsky nie wyglądał na swoje trzydzieści dwa lata. Absolwent West Point, porzucił karierę wojskową, by zostać prawnikiem. Razem ze Stellą należał do najlepszych prokuratorów w Dallas, a jego drobna budowa i świeża twarz sprawiały zwodnicze wrażenie niewinności i naiwności. Brenda Anderson ubrana była w tradycyjną sukienkę z dzianiny, sięgającą parę cali poniżej kolan. Szyję miała długą i majestatyczną, a włosy wiązała w ciasny węzeł na karku. Powściągliwa w towarzystwie, choć wylewna w kontaktach indywidualnych, szła teraz obok Stelli ze spuszczoną głową. - Wygraliśmy. - Kominsky patrzył w sufit, jakby sam Bóg zesłał mu właśnie to słowo. - Nie było ich tylko dwie godziny. Miałaś znakomity pomysł, Stello, z tą blizną. Teraz nie ma sposobu, żeby uniewinnili sukinsyna. - Zamknij się, do cholery! - Growman szarpał spinki od koszuli. Przerwał i spojrzał Kominskiemu w oczy, sycząc przez zęby: - Nie masz ani uncji rozumu? Nie zdajesz sobie sprawy, na co ona musiała się zdobyć, żeby się tak obnażyć przed kamerami? Prawnik spojrzał na Stellę i zbladł. Włosy miała nadal ściągnięte do tyłu, a dłoń trzymała na policzku, żeby zasłonić bliznę. - Przepraszam, w porządku. Nie pomyślałem - powiedział. - Proszę, Stello, wybacz mi, ale... wiesz, to było wspaniałe. Najbardziej mi się podobało to „wyobraźcie sobie, jeśli potraficie”. Człowieku, co za majstersztyk! Szkoda, że nie widziałaś twarzy sędziów. - Dziękuję, Larry. - Stella otwierała już drzwi do sali rozpraw. - Miejmy nadzieję, że to podziałało. Trójka prawników usiadła