Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Można było malować ściany na jasny kolor, szorować podłogi, lecz zapach smutku i odrzucenia czekających na śmierć pozostawał. — Pytał o mnie? A co mówił? — Pytał, dlaczego jego córka tak dawno u niego nie była. Yicki zignorowała delikatną przymówkę i postanowiła nie odpowiadać. Niby po co? Poza tym, co mogła odpowiedzieć? Pielęgniarka miała rację. Minęły miesiące od ostatniej wizyty u ojca, gdy wpatrywała się w obojętną twarz z nadzieją, że rozpozna własną córkę, że usłyszy, jak wymawia jej imię. — Jak on się czuje? — Dziś trochę lepiej. Zjadł całe śniadanie. Pospacerował trochę po korytarzu. — Naprawdę o mnie pytał? — Zatrzymała się przed drzwiami do pokoju ojca. — Nie dosłownie — przyznała pielęgniarka. — Ale popatrzył na mnie w ten charakterystyczny sposób, wie pani, tak ciepło, i wiedziałam wtedy, że myśli o pani. — Dziękuję — powiedziała Yicki. Sama nigdy nie użyłaby określenia „ciepły" w stosunku do ojca. — Jeżeli będzie pani czegoś potrzebować, jestem na końcu korytarza. Yicki popatrzyła na wyszorowaną do czysta podłogę, wzięła głęboki oddech i pchnęła drzwi do pokoju. Mężczyzna leżący na wąskim łóżku miał kredowożółtą twarz. — Pasujesz do ścian, tato — powiedziała, podchodząc do łóżka i patrząc na kruchą postać mężczyzny, zaledwie 0 Pięć lat starszego od jej męża. . f Spojrzał na nią wodnistymi orzechowymi oczyma, nieco tesniejszymi od jej własnych, i uśmiechnął się sztywno, tym sWoirn charakterystycznym uśmiechem, który pamiętała Grand Avcnue 145 z dzieciństwa. Była jednak pewna, że nie ma pojęcia, kim ona jest. Przestał ją poznawać jakiś rok temu. — Jak cię tu traktują, tatusiu? — Dobrze—padła natychmiastowa odpowiedź.—Bardzo dobrze. — Przepraszam, że tak długo u ciebie nie byłam. — Miałaś dużo pracy — odpowiedział, jakby ją rozumiał. — Tak. Pamiętasz, czym się zajmuję, tatusiu? — Miałaś bardzo dużo pracy — powtórzył, wpatrując się w śnieżny krajobraz wiszący na ścianie na wprost łóżka. — Jestem prawnikiem, tato. Tak jak ty. Pracuję w kancelarii Peterson, Manning, Carlysle na Mercer Street. Pewnie ich pamiętasz. — Oczywiście — powiedział, kiwając głową osadzoną na chudej szyi. Jabłko Adama wyglądało jak dziecięcy klocek, który utknął w tchawicy. Pochyliła się, przygładziła siwe pasma włosów sterczące na czubku łysiny i poprawiła kołnierzyk niebieskiej flanelowej piżamy. — W zeszłym roku zostałam wspólnikiem. Mówiłam d o tym? — Miałaś dużo pracy. — Nie muszę ci mówić, jakie szalone sprawy trafiają do tak wielkiej firmy prawniczej. Ale jest dobrze. Wygrałam wielką sprawę McCarthy'ego. Wszystkie gazety pisały o niej na pierwszych stronach. Urwała. Co ona wygaduje? Ojciec nie ma pojęcia, o czym ona mówi. Pewnie od lat nie miał gazety w rękach. — To bardzo dobrze — powiedział. — Dobrze dla ciebie. Tak, dobrze dla niej, pomyślała, przysuwając sobie krzesło stojące pod ścianą. To chyba najmilsza rzecz, jaką kiedykolwiek od niego usłyszała, chociaż nie miał pojęcia, o czym ona mówi. Cóż za ironia! Omal nie wybuchnęła śmiechem-Popatrzyła na gałęzie uderzające w okratowane okno. Byt październik i liście mieniły się różnymi odcieniami żółci. — Ciepło jak na tę porę roku — zauważyła. 146 — Tak — zgodził się z nią ojciec. — Powinni wyprowadzić cię na spacer. — Na spacer — powtórzył. — Tak, jest ciepło jak na tę porę roku. Naciągnęła mocniej na ramiona czerwony kardigan. Mimo wysokich temperatur i panującego w pokoju zaduchu zrobiło jej się zimno. — Opowiem ci teraz o wszystkim — oznajmiła z udaną wesołością. Uśmiechnął się zprzymusem, jak kiedyś, gdy nie udało jej się otrzymać szóstki w konkursie czytania, gdy zajęła drugie miejsce w konkursie dyskusyjnym w liceum, gdy dostała tylko osiemdziesiąt siedem punktów na egzaminie z angielskiego w college'u. Nic, co robiła, nie było dla niego dość dobre. Miała ochotę zetrzeć mu z twarzy ten okropny uśmiech. Nikt nie był dla niego dość dobry. Pewnie dlatego matka od niego odeszła. — Twoje wnuki świetnie sobie radzą — powiedziała głośno, usiłując odpędzić nieprzyjemne myśli. — Kirsten rośnie jak na drożdżach. Ma trzynaście lat, a jest już prawie o głowę wyższa ode mnie. Zaczekaj, pokażę ci jej fotografię. — Sięgnęła do wielkiej czarnej torby firmy Bottega, wyciągnęła z portfela lekko sfatygowane zdjęcie i pokazała ojcu. —Nie jest już takie nowe. Cholera, myślałam, że mam gdzieś nowsze. — Była pewna, że Kirsten dała jej swoje aktualne zdjęcie. Co z nim zrobiła? — Ale i na tym widać, jaka jest ładna. Teraz ma trochę szczuplejszą twarz i dłuższe włosy. Zapuszcza je aż do pasa. I świetnie radzi sobie w szkole. W zeszłym roku była pierwsza w klasie. Byłbyś z niej bardzo dumny. Miała jednak co do tego wątpliwości. „Osiemdziesiąt siedem?" — prychnął wówczas lekceważąco. — „Trudno być dumnym z takiego wyniku." — Nie ma jeszcze chłopca. No, ale jest jeszcze na to za młoda. — Odchyliła się na oparcie fotela. Ku swemu zaskoczeniu zebrało jej się nagle na płacz. Ona straciła Dziewictwo, gdy miała czternaście lat. Czy możliwe, by Kirsten też taka była? Żeby uprawiała seks? 147 Nie ma mowy, pomyślała, chociaż skąd mogła to wiedzieć? Nie wiedziałaby, że Kirsten miesiączkuje, gdyby służąca nie poskarżyła się, że ktoś wrzuca podpaski do sedesu