Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Nic takiego nie ma, pomyślał, kiedy skończył. Dwoje starych ludzi, niemających wrogów, nieposiadających żadnych schowanych pieniędzy, zostało brutalnie napadniętych, poddanych torturom. Sąsiedzi nie słyszeli nic. Dopiero kiedy napastnicy już się oddalili, zorientowali się, że okno w kuchni zostało wybite, i usłyszeli wołania staruszki o pomoc. Ryd-berg na razie żadnych śladów na miejscu zbrodni nie znalazł. To wszystko. Starzy ludzie mieszkający w położonych na uboczu zagrodach zawsze są narażeni na napady rabunkowe. Bywają wiązani, bici, niekiedy mordowani. Ale tutaj mamy do czynienia z czymś innym, myślał Kurt Wallander. Ta pętla na szyi opowiada ponurą historię o stawianiu oporu i o nienawiści, może też o zemście. W tym zajściu było coś, co odróżniało je od innych. A teraz pozostawało tylko mieć nadzieję. Liczne patrole policyjne przepytywały przez cały dzień mieszkańców Le-narp. Może ktoś coś widział? Często napady na starych ludzi mieszkających samotnie poprzedzane są przez przestępców rozpoznaniem terenu. Może więc Rydberg mimo wszystko znajdzie jakieś wskazówki na miejscu przestępstwa? Kurt Wallander spojrzał na zegarek. Kiedy telefonował po raz ostatni do szpitala? Czterdzieści pięć minut temu? Godzinę? Postanowił zaczekać, aż skończy ten nieszczęsny komunikat dla prasy. Włożył na uszy słuchawki swojego małego magnetofonu i włączył kasetę z Jussi Bjórling. Trzeszczące dźwięki nagrania z lat trzydziestych nie zdołały zagłuszyć świetnej muzyki Rigoletta. Komunikat dla prasy zawierał osiem linijek tekstu. Kurt Wallander poszedł do jednej z sekretarek, poprosił ją, by przepisała to na maszynie i skopiowała w odpowiedniej liczbie egzemplarzy. Przy okazji przeczytał ankietę, która miała być rozesłana do mieszkańców Lenarp i okolicy. Czy widziano coś niezwykłego? Coś, co można by łączyć z brutalnym napadem? Nie miał wielkiego zaufania do takich ankiet, raczej nie wierzył, by na podstawie odpowiedzi dało się sformułować jakieś wnioski. Wiedział natomiast, że telefony będą dzwonić nieprzerwanie i że dwóch policjantów będzie musiało przez cały dzień wysłuchiwać informacji pozbawionych znaczenia. Mimo wszystko trzeba to zrobić, myślał. Mimo wszystko musimy się dowiedzieć, czy nikt niczego nie widział. Wrócił do swojego pokoju i ponownie zadzwonił do szpitala. Tam jednak nic nie uległo zmianie. Stara kobieta wciąż walczyła o życie. Właśnie odłożył słuchawkę, gdy do pokoju wszedł Nas-lund. - Miałem rację - powiedział. - Rację? - Adwokat Mansona był wściekły. Kurt Wallander wzruszył ramionami. - Przeżyjemy to. Naslund potarł czoło i zapytał, jak się sprawy mają. - Na razie nic. Ruszyliśmy ze śledztwem, to wszystko. - Widziałem, że przyszedł protokół z medycyny sądowej. Wallander zmarszczył brwi. - Dlaczego ja go nie dostałem? - Leży u Hanssona. - Do diabła, przecież nie powinien tam leżeć! Kurt Wallander wstał i wyszedł na korytarz. Zawsze to samo, myślał. Papier nigdy nie trafia tam, gdzie powinien. Mimo że coraz staranniej notowano wszystko z datami i godzinami, to i tak ważne papiery miały zwyczaj trafiać nie tam, gdzie trzeba. Hansson rozmawiał przez telefon, kiedy Wallander zapukał i wszedł. Spostrzegł, że biurko Hanssona zasłane jest źle ukrywanymi kuponami wyścigowymi i programami gonitw w całym kraju. W siedzibie policji było tajemnicą poliszynela, że Hansson większość czasu pracy spędza na dzwonieniu do różnych trenerów koni wyścigowych w kraju i wybłagi-waniu informacji, które konie należy obstawiać. Wieczory natomiast poświęcał na wymyślanie przebiegłych systemów typowania, które miałyby mu gwarantować wielkie wygrane. Krążyły też pogłoski, że w kilku przypadkach rzeczywiście zgarnął sporą sumę. Nic pewnego jednak nikt nie wiedział. A Hansson raczej nie prowadził życia na szerokiej stopie. Kiedy Kurt Wallander wszedł, Hansson zasłonił słuchawkę ręką. - Protokół z medycyny sądowej - powiedział Wallander. - Masz go? Hansson starał się schować program wyścigów w Jagersro. - Właśnie miałem ci go przynieść. - Numer cztery w siódmej gonitwie to pewny zwycięzca - powiedział Kurt Wallander, biorąc z biurka plastikową teczkę