Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Generator uzupełnił rok urodzenia rokiem śmierci, postępując sensownie, bo ktokolwiek mógł tu zajmować miejsce, obie te daty miał ustalone. Z braku innych danych generator dopi- sał rok, który był zarówno rokiem urodzenia jego, Tertona, jak i symulowanej rzeczywistości, a w konse- kwencji tego odnowił płytę, którą, wywnioskował, dopiero co położono, a więc pozbawił ją mchu, zacie- ków i tego wszystkiego, co jest miarą czasu, który mi- nął, „Miewam idiotyczne zachcianki" — pomyślał i na- gle zrozumiał, że był o krok od sprzeczności i błędu syntaktycznego. „Dobrze, że żyłem już w czasie, który jest reprezentowany przez tę symulowaną rzeczywis- tość — pomyślał. — Gdybym urodził się rok później, a więc w przyszłości względem tego czasu, nastąpi- łaby sprzeczność i koniec seansu. A tak umarłem jako niemowlę. Muszę bardziej uważać i nie generować idiotyzmów". Wejście do schronu było dokładnie tam, gdzie je zaplanował. Nacisnął przycisk i ciężkie pancerne drzwi rozsunęły się. Za nimi była oświetlona winda, czekająca na niego. Na ścianie windy zobaczył tylko dwa przyciski wskazujące „górę" i „dół". Nacisnął ten drugi i poczuł charakterystyczną zmianę ciężaru ciała jak we wszystkich windach ruszających z dużą szybkością. Jazda trwała chwilę, kilkadziesiąt sekund może. Winda stanęła, a gdy z niej wyszedł, był w okrągłym pomieszczeniu z wielkim ekranem zajmują- cym trzecią część ścian. Poza ekranem wewnątrz nie było niczego, bo niczego nie zaplanował. W ekranie widział miasto, wieżowce i drzewa na skraju cmenta- rza. Wieżowce były jakby bliżej i pomyślał, że musi to być charakterystyczne dla tej aparatury, której w szczegółach poza ściemniającymi przesłonami obiek- tywu nie precyzował. Generator wzory takiej apara- tury zaczerpnął zapewne wprost z centralnych mne- motronów. Popatrzył raz jeszcze na miasto, skupił się i wyo- braził sobie meteor nadlatujący gdzieś z głębi Kosmo- su. Była to bryła antymaterii o masie, którą poprzed- nio wyliczył. Jej szybkość sięgała kilkudziesięciu ki- lometrów na sekundę, a trajektoria poprzez atmosferę mierzyła gdzieś w horyzont, który widział poza wie- żowcami. Bryła docierała już do atmosfery. Wyobraził sobie to wszystko i przez moment nic się nie działo. Zdążył pomyśleć jeszcze, że być może popełnił jakąś sprzeczność, gdy nagle niebo rozcięło kilka oślepiają- cych wstęg od zenitu aż do samego horyzontu. Po- wstały niemal momentalnie i były tak jaskrawe, że blask Słońca wydawał się przy nich światłem świecy w słoneczne południe. Wstęgi rozdęły się, aż objęły atomowym ogniem całe niebo. Oślepiony blaskiem, po chwili dopiero dostrzegł, że wokół na ziemi, drze- wach, trawie zabłysły płomyki, jakby jednocześnie zapalono miliony świeczek. Mały płomyk leciał w po- wietrzu. Terton uświadomił sobie, że jest to ptak za- palony w locie. Patrzył jeszcze na ten lecący ognik, gdy nagle domy przełamały się u podstawy i runęły w jego kierunku nie tym powolnym osuwaniem się wy- sadzanych w powietrze budynków, lecz uderzone z tyłu potężną siłą leciały we fragmentach w jego stro- nę. Wszystko, czego dosięgały, wyrwane z ziemi pę- dziło ku niemu. Zobaczył jeszcze, jak rozpadł się mur cmentarza i ekran zgasł. Uświadomił sobie wtedy, że wszystko to trwało kilkadziesiąt sekund, mniej niż minutę. Wcześniej jeszcze poczuł, że podłoga usuwa mu się spod nóg. Z trudem zachował równowagę. Grunt drżał i słyszał głuchy dudniący łoskot. Był my- ślącym człowiekiem, który znał historię, lecz wtedy dopiero, patrząc na ten symulowany świat z atomo- wym ogniem, pojął, czego uniknęła ludzkość w tam- tym wieku, który skończył się przed jego urodze- niem. „Tego nie można było zacząć, by coś zagarnąć lub zdobyć, bo nic takiego po tym już nie istnieje, ale mógł to zacząć ktoś taki jak ja, którego świat kończy się i rozpada, a to, co może być nadchodzącym świa- tem, jest inne, obce i straszne. Wtedy każda szansa wstrzymania tego nadejścia wystarcza". Czekał jeszcze godzinę, aż huragan na górze usta- nie, i myślał o wielkości tych, którzy w dawnym pra- wdziwym świecie znaleźli drogi bez atomowego og- nia, o tych wszystkich bohaterach Ziemi, którzy tego dokonali. Potem odpalił ładunki prochowe i odsłonił otwór szybu prowadzący na zewnątrz