Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Że zagraniczni studenci korumpują nie tylko polskich studentów, lecz i kadrę dydaktyczną, to znaczy kupują za zielone projekty, rysunki, dyplomy, zaliczenia, wszystko. Że... zresztą, co ja będę powtarzał... no, ogólnie, że syf. Później, jak mu wręczali wymówionko, to usłyszał, że jest "ptakiem, co własne gniazdo kala". Na to on, że radiotelegrafista, który z tonącego okrętu śle sygnały SOS, to też ptak, co własne gniazdo kala. • - Umie się odszczeknąć - rzekł Karśnicki. - I to jak! Miesiąc wcześniej była u nich telewizja, podsuwano dydaktykom mikrofonik pod nos z pytankiem: "Co by pan powiedział pierwszemu sekretarzowi KC KPZR, towarzyszowi Breżnie-wowi, gdyby mógł pan z nim osobiście rozmawiać?". Każdy truł gładko: "Życzyłbym mu dalszych, wielkich sukcesów...", "Podziękowałbym mu za...", "Poprosiłbym go o nie ustawanie w wysiłkach na rzecz światowego..." i tak dalej. Jego też zapytali, co by powiedział, jakby Breżniew przed nim stanął. "Powiedziałbym: oddaj Lwów!" - rzekł ten chłopczyk. - Dlaczego mówisz o nim: chłopczyk? - spytał "Książę". - Tak mi się zaczęło, przepraszam. Pan użył wyrazu profesorek... - Też przepraszam, Drozd... Co można zrobić, aby odzyskał etat? Może kanałem Związków? - On nie należy do Związków, zresztą Związki palcem nie kiwną, wie pan... - No to co można zrobić? - Chyba nic nie można zrobić, od POP do ministerstwa wszyscy są przeciwko niemu. - Każdego można kupić! A już za zielone... - Zbyt dużo zielonych by to kosztowało, zbyt wielu draniom trzeba byłoby dać. - Więc dasz! Mamy dolców jak lodu, uruchom to już dziś. - Dziś nie mamy dolców, ani jednego dolca. - Co ty pleciesz? - Wczoraj "Petro" wypłacił cały nasz sezam, "Turek" i "Lolo" pozbyli się nawet drobnych, od innych "waletów" pożyczał ich własne, była jakaś nagła sprawa. - Jaka sprawa, komu wypłacił?! - Tego nie wiem, myślałem, że to na pański rozkaz... Szef podszedł do telefonu. To był właśnie ten moment, kiedy śmierć w jego patrzałkach robiła każdego miękkim - tobie nic nie groziło, a cykoria oblepiała cię w gęsią skórkę. Heldbaum się zjawił, przywitał i usiadł, a "Książę" jak gdyby nigdy nic: - Panie Heldbaum, czy jest coś, o czym nie wiem, coś, co pan zataił przede mną? Ten staruch był jak radar, wyczuł pismo nosem, dlatego nic nie kręcił, powiedział: - Jest, panie Karśnicki. - To niech mi pan o tym złoży raport, z uzasadnieniem, tak bym pojął, bo pojąć to wybaczyć, a nie pojąć, to nie wybaczyć. - Dobrze, wasza książęca wysokość... - Bez tych żartów, Heldbaum, żarty się skończyły! - Dobrze, szefie. "Petro" miał drżący głos, pierwszy raz miał taki głos od czasu rozmów w kajakowym hangarze nad Wisłą; czuł kalendarz i krzyżyk. - Otóż... jak panu wiadomo, w tym kraju są dwie oficjalnie uznawane waluty, złotówka i dolar, czyli śmieć i pieniądz. Mówię, że oficjalnie, bo w końcu mamy dużo sklepów, w których można kupować tylko za dolary. Cinkciarstwo, rzecz prawem zabroniona, nie jest represjonowane. Powód? Jest kilka powodów. Najpierw fakt, iż czarny kurs zielonego to nieodzowny barometr ekonomiczny, pozwala orientować się w funkcjonowaniu rynku, bez tej ściągawki ich ślepota byłaby jeszcze większa. Po drugie przyszedł czas, by płacić odsetki od zmarnowanych pożyczek. Z tym jest kłopot, bo cały ten system gospodarczy to taniec w kajdanach, szansy nie widać. I wreszcie występująca czasami konieczność interwencyjnych zakupów, gdy trzeba płacić gotówką natychmiast, z dnia na dzień. Taka konieczność wystąpiła trzy dni temu, musieli zapłacić Duńczykom. Zużyli na to forsę z dolarowych kont A, lecz bank nie może przestać wypłacać posiadaczom wkładów, więc część brakujących rezerw uzupełniono zakupem u nas. Tu nie można się sprzeciwić, bo cinkciarz jest ich dolarową strażą pożarną, dlatego jest tolerowany i kontrolowany. Musimy się temu poddać, albo musimy odejść. Finansowo nie tracimy na tym, bo... - A prestiżowo, panie Heldbaum? - Prestiżowo?... To nie jest sprawa prestiżu, lecz taktyki, guma gdzieś się ugnie po to, by gdzieś indziej się wybrzuszyć. Musimy coś akceptować, chcąc iść do przodu. - Do przodu pod cudzą komendą! - Do przodu pod własną dalekowzrocznością, a przy cudzej pomocy