Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

 Co tu masz?  Zwiadectwo.  Dobre. Na pewno  powiedziaBa cicho. PoBo|yBam cenzurk na brzegu kuchennego stoBu. MusiaBam wej[ do kuchni, skoro babka zagradzaBa przej[cie w gBb domu.  Chcesz je[?  spytaBa, wchodzc za mn, i zaczBa si krzta koBo pieca. Potem, cigle Bagodna i [ciszona, dodaBa:  Ty tak|e miaBa[ dzisiaj sporo prze|y. Coraz bardziej byBam pewna, |e mama jest ci|ko chora, a babka przygotowuje mnie do zBych wiadomo[ci. GardBo [cisnBo mi si mocno, nie mogBam si odezwa. Babka zrobiBa kanapki, ale nie byBam w stanie niczego przeBkn. PopatrzyBam na ni. StaBa tu| obok z oczyma peBnymi Bez. To byBo nie do zniesienia. SignBam do kieszeni po buBk, ale przypomniaBam sobie, |e buBka zostaBa w kurtce, a kurtk porzuciBam w altanie mojego ogrodu. ChciaBam odda babce buBk, mo|e tym rozgniewaBabym j wreszcie, i mo|e by mnie uderzyBa. Wtedy na [wiecie znów zapanowaBby porzdek. ByBo bardzo nie w porzdku, |e ona patrzyBa na mnie i miaBa oczy peBne Bez. Nie chciaBam si przygotowywa na zBe wiadomo[ci. W ogóle nie potrzebowaBam |adnych wiadomo[ci. Ale nie miaBam buBki, wic wspomniaBam o koziku. PowiedziaBam, |e przepraszam za kozik, i oczekiwaBam, |e babka wpadnie w zBo[. Wtedy babka pogBaskaBa mnie po gBowie  i ona równie|  i powiedziaBa, |e dziewczynki nie powinny bawi si no|ami. Nie lubiBam jej, kiedy byBa taka Bagodna. BaBam si. Wszystko si zmieniBo. Wszystko staBo si nieprawdziwe od chwili, w której ogród mnie wpu[ciB i daB moc czarowania. 130 ' A mo|e wszystko staBo si nieprawdziwe jeszcze wcze[niej. Mo|e wtedy, kiedy Adam przyjB Tapertów pod dach Starszej Pani i podjB samodzieln decyzj, i zaraz potem u[wiadomiB sobie, |e nie musi by sierot. Mo|e wszystko zmieniBo si, kiedy zniósB sieroctwo?  Czy sieroty s potrzebne?  spytaBam. Babka nie zdziwiBa si.  Wszyscy s potrzebni.  Ja wiem, ale czy jest potrzebne, |eby niektórzy byli sierotami ? UsiadBa przy stole naprzeciw mnie. ChwyciBam kanapk i ugryzBam, |eby jej zrobi przyjemno[. {eby mi odpowiedziaBa. {eby mnie wpu[ciBa do mamy. Jedzenie byBo mdBe.  Lepiej, |eby sierot nie byBo. Ale skoro s... Mo|e wyzwalaj w ludziach dobro? Nie wiem  szepnBa.  To nie s potrzebne? Babka nie odpowiedziaBa. Zauwa|yBam, |e ma jasne oczy, ja[niejsze ni| ja, i nie zielone a szare, bardzo blade, z brzowymi paseczkami.  Ty jeste[ inna ni| ja  powiedziaBam. PotraktowaBa to jako dalsz cz[ pytania.  Ludzie nie mog by tacy sami. S sieroty i niesieroty, s czarni i biali, starzy i mBodzi. Wszyscy s inni. Ale tak samo wa|ni. PrzytaknBam.  To znaczy, |e trzeba dzwiga swój los  skonstatowaBam, czsto sByszaBam to zdanie.  Bardzo gBupie jest to, co powiedziaBa[  rozgniewaBa si babka, ale zaraz znów zBagodniaBa.  Ka|dy sam tworzy swoje |ycie. A przynajmniej powinien si stara.  Aha. To znaczy, |e mo|na si zmieni. Tylko |e jak kto[ odrzuci swój los, to da go innym. Mo|e po kawaBeczku? Nie rozumiaBa mnie. A ja rozmy[laBam sobie, obserwujc babk i kombinujc, czy zdoBam si prze[lizn obok niej i pobiec do mamy. Rozmy[laBam o tym, |e mo|e to nie postanowienie Adama wyzwoliBo te wszystkie wydarzenia