Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Jęknęła, ale ten argument ją chyba usadził. „No, może trochę rzadziej"... — zacząłem j ą pocieszać, ale wtedy wy zatrąbiliście, tak że nauki o wcieleniu będę jej musiał udzielić następnym razem. — Słowo zasiane Skończyli męski podwieczorek — wędliny razem z plackiem — i wyszli przed plebanię. Wacław chętnie wypuściłby się na wieś. Prawie półroczny pobyt w Kołomorzu sprawił, że czuł się tu jak u siebie. Znał każdą dróżkę, kapliczkę przydrożną, lasy, jezioro. Rozpoznawał ludzi, a oni jego. Poszedłby zobaczyć, czy łazienka Burkietowej, jak go ostrzegał Cybula, „nie zmieniła jej tożsamości". Złapał się na tym, że tęskni nawet za Motylew-skim. Zapytał Piotra mimochodem, jak tam u Skwarków: nie chciał zdradzać, dlaczego akurat nimi się interesuje. — Wszystko w porządku, co dopiero dwa tygodnie temu pani Helena urodziła syna—zakomunikował Piotr. — Cały ojciec. Tatuś chodzi po wsi dumny jak paw. Tak kochającego małżeństwa tylko sobie życzyć. Maj, więc oni z wózkiem prawie codziennie. Piękny widok. Zboża rosną, Skwarkowie roznoszą miłość po Kołomorzu. No i pani Dagmara też na ostatnich nogach. U mnie we wsi wyż demograficzny. Chłopy się biorą do roboty. Tylko powołań nie mam — Piotr rozłożył ręce w geście bezradności. — Gdyby tak w kurii brali pod uwagę, ile urodzin w parafii, to byśmy byli wzorcem. Aha — Cybula machnął ręką—tylko że mi złodziej grasuje. Nie ma dwóch zdań, że tamte pieniążki to on ci świsnął. Mi ostatnio zniknął mój ukochany kodak. Koniec z kluczykiem pod doniczką. Zobaczcie, jaki zameczek sobie zafundowałem... Wskazał w kierunku werandy. Wszyscy kiwnęli z uznaniem, ale na wiarę, bo nikt nie poszedł się temu przyjrzeć. 151 — Ostatnio ogłosiłem w kościele, że jak ten lis jeszcze ra się zbliży do mojego kurnika, to uderzę w dzwony i liczę, 2 parafianie mi go upolują — uśmiechnął się chytrze. — Mam na dzieję, że to dojdzie do tego gagatka. Waeł&wprzytaknął. Może me jest z nim tak źle. Lepszy złodziej niż skleroza. Rzucił znaczące spojrzenie Mackiewiczowi, Trzeba jechać. Odwiedzi wszystkich następnym razem. Dziś spieszył się, by o dwudziestej odprawić majowe u Braci Męczenników. Umówił się na nocną Polaków rozmowę za miesiąc, gdy przyjedzie po Leszka. — No to, Piotrku, przekazuję ci to kruche naczynie. Chcę, żeby za dwa tygodnie ważyło dziesięć kilo więcej i było odstre- sowane. Miał po to jechać do Księżówki w Zakopanem, ale to jest ksiądz bardzo oryginalny... Leszek słuchał słów Wacka z uśmiechem i zakłopotaniem. Nie był pewien, czy proboszcz z Kołomorza zna się na dowcipach. Co prawda, podobnie jak Wacek, nakazał mówić sobie per ty, więc pewnie i dowcip ma ten sam. „Wszyscy księża są braćmi. Jeśli się nie godzisz na to, będę ci mówił per synu" — oznajmił mu na wstępie. Mackiewicz załadował do bagażnika dwie palety świeżych jaj i połeć szynki na chrzciny Marysi. Kasia się ucieszy. Chemia kupowana w markecie całkiem już im zbrzydła.. Szybko się pożegnali i czerwone audi na klaksonie wyjechało sprzed plebanii. Zostali sami. Piotr, który od biedy mógłby zagrać Ursusa w Quo vadis, i Leszek nadający się do roli Adama Małysza na diecie. — Mamy trzy godziny do majowego — stwierdził Cybula. — Może przejdziemy się po moich włościach? Czternaście wio sek, dwa kościoły i jedna kaplica. Dusz trzy tysiące. Magnat ze mnie, co? Piotr gwizdnął i podbiegło do nich uosobienie nierasowości. — To Aron, pies o biblijnym rodowodzie, chociaż w genach mu się coś pomieszało. Pies ponoć zawsze się upodobnia do swego właściciela czy 152 na odwrót, ale w tym wypadku ta reguła się nie sprawdzała. Jedynie biała plama pod gardzielą Arona przypominająca koloratkę była znakiem wspólnoty pana i jego psa. Weszli w aleję wierzb, między którymi kwitły krzaki głogu. Z jednej strony zieleniło się zboże, z drugiej ciągnęło się pastwisko. W odległości kilometra horyzont pokrywał las. — To mówisz, że miasto cię zmęczyło... — rozpoczął ksiądz Piotr. — Ja? — przestraszył się Leszek. — No, to znaczy, Wacek tak twierdzi. I słusznie. Tylko wa riatów miasto nie męczy. Leszek odetchnął. Już się bał, że Piotr został o wszystkim poinformowany i przystępuje do operacji bez znieczulenia