Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
– Zaczekajcie. Patrzcie na Toma. – Church podbiegi do towarzysza, który rzucił się na ziemię i starał wyczołgać z przejścia. Widać było, że walczy ze swoim ciałem; twarz wykrzywiał mu grymas wysiłku, a z uszu i nosa znów ciekła krew. – To coś chce go zatrzymać! – Może to podwójny blef – ostrzegł Veitch. – Pamiętasz, co się stało w Glastonbury? – dodała Ruth. – Tam inaczej płynie czas. Może się okazać, że kiedy wyjdziemy, minie już termin. Church podbiegł do skrzynki i wyjął z niej miecz, który zadrżał, dotknąwszy jego skóry. – Myślę, że nie mamy wyboru. Wciągnijmy go do środka. Złapał Toma za jedno ramię, Veitch za drugie, po czym zaczęli nieść go w głąb rozpadliny. Ze środka wydobywał się świszczący powiew, a wraz z nim tajemniczy aromat, od którego przechodziły im po plecach ciarki strachu. Spojrzeli jeden na drugiego, starając się dodać sobie uwagi, a potem bez stówa ruszyli w ciemność. Church oczekiwał letniego krajobrazu, tak jak pod wzgórzem w Glastonbury. Zamiast tego znaleźli się pod nocnym niebem, w górzystej okolicy, pośród głazów oraz ciernistych, wychłostanych wiatrem drzew i kęp kolcolistu. Uderzył w nich przenikliwy wiatr, a niebo raz po raz przecinały błyskawice, choć nie było deszczu. Dla bezpieczeństwa zbili się w gromadę, rozglądając się wokoło, niepewni, w którym kierunku się udać. – Cholera! Nie to samo co w Glastonbury – niepewnym głosem odezwał się Veitch. – Zaświaty mogą wyglądać bardzo różnie. Mają wiele twarzy. – Tom podniósł się na nogi i rozejrzał z bladym uśmiechem na twarzy. Wydawał się odmieniony, rozluźniony. – Wszystko jest tutaj płynne. Za każdym progiem inny świat. – Jak się czujesz? – zapytał Church. – Tak jak oczekiwałem. Mój Caraprix nie czuje się najlepiej w tej części Zaświatów – właśnie dlatego chciał mnie zatrzymać u wejścia. Teraz zapadł w odrętwienie, które potrwa, dopóki nie wyjdziemy. – Dokąd idziemy? – zapytała Ruth. Zbocza gór wokół nich ginęły w ciemności i nie było widać, co kryje się dalej. Tom wypatrywał czegoś w ciemności, po czym wskazał na jakiś punkt tuż ponad wielkim głazem, który częściowo osłaniał ich od wiatru. W oddali dostrzegli tam migotliwe światło. – Miałem nadzieję, że znajdziemy tu kogoś, kto umknął Urokowi Życzeń – powiedział Tom. – Tylko tutaj mogłoby się to udać. Chodźcie. – Ruszył w dół zboczem góry, utrzymując równowagę na zdradliwych, śliskich kamieniach i skalach. Zanim zdążyli pójść za nim, Laura nagle zaczęła się osuwać na ziemię; Church rzucił się ku niej, zanim uderzyła o twardą skalę, i otoczył ją ramionami. Jej oddech był płytki, a pod przymkniętymi powiekami widać był białka wywróconych oczu. Shavi dotknął jej szyi, żeby zbadać puls. – Musimy ją jak najszybciej zanieść do lekarza – powiedział ponurym głosem. Church rozglądał się gorączkowo, mając nadzieję, że kto inny weźmie na siebie odpowiedzialność. Irytowała go jego własna nieudolność jako przywódcy. – Musimy zanieść ją z powrotem do Melrose! Znaleźć tam lekarza! – To daleka droga – Veitch odparł z powątpiewaniem w glosie. Tom podszedł do Churcha z niezwykłym jak na siebie wyrazem zatroskania na twarzy. – Musimy iść dalej, to nasza jedyna nadzieja. Inaczej ona umrze. – Nie! – Church chwycił Laurę mocniej i ruszył w kierunku przejścia między światami. Tom delikatnie złapał go za łokieć. – Uwierz mi. Ja wiem, że ona umrze, jeśli zabierzesz ją z powrotem. – W jego glosie zabrzmiała niepokojąca pewność. Church poczuł ogarniającą go nagle falę rozpaczy. – Jeśli kłamiesz i ona umrze, to ja cię zabiję – powiedział cicho. Veitch pomógł Churchowi nieść Laurę. Wszyscy mieli nadzieję, że dostrzeżone wcześniej światło znajduje się bliżej, niż im się wydawało, i modlili się, żeby podjęta przez Churcha decyzja okazała się słuszna, a nocna wędrówka nie zakończyła w kolejnej zastawionej przez Toma pułapce. Przez cały czas ponad ich głowami przybierała na sile dziwna, elektryczna burza bez deszczu. Okazało się, że z daleka patrzyli na pochodnię, która płonęła przed drzwiami wspaniałego gmachu przypominającego średniowieczne opactwo. Kamienna budowla była częściowo ukryta w skalistym zboczu góry. Ponad kruchtą górowała przysadzista, trzypiętrowa wieża zwieńczona piorunochronem i chorągiewką w kształcie smoka