Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Tam – skryta w swojej komnacie, odmawiając jedzenia i picia – siedziała dzień jeden i drugi, rozmyślając w jaki sposób mogłaby uratować ukochanego. Aż w końcu wymyśliła. * * * Skoro noc mrokiem otuliła ziemię, a z sypialnej komnaty czarownika jęło dobiegać głośne chrapanie, Niezapominajka boso, by nie zdradził jej odgłos kroków, zakradła się do komnaty, w której ojciec miał bibliotekę i czarnoksięską pracownię zarazem. Dopisało jej szczęście, bo poszukiwana księga akurat znajdowała się na wierzchu. Zdjęła ją więc z pulpitu i co rychlej pobiegła do stajni. Przy słabym świetle przenośnej lampy przewracała kartkę po kartce, aż wreszcie trafiła na odpowiednią stronę. Z powagą i namaszczeniem, głośno i wyraźnie wypowiedziała słowa odpowiedniego zaklęcia i natychmiast końska skóra opadła, a przed dziewczyną stanął Wojtek w swej naturalnej postaci. Nie zdążył się jednak zbliżyć do dziewczyny, aby jej serdecznie podziękować za ratunek, gdy osadził go w miejscu groźny głos: – Ach! To tak?! Ty wyrodna córko! Jak śmiałaś uczynić coś podobnego?! Jak śmiałaś?! Czarnoksiężnik stał w progu stajni i ryczał wściekle, aż w kącikach ust pokazała się piana. – Tylko nie myśl sobie, żeś go zdołała uratować! Wnet dostanę i rozprawię się z nim raz na zawsze! – Czyż nie mówiłem ci, abyś dał spokój mojej córce?! Nie chciałeś słuchać?! No to pożegnaj się z życiem!!! – zwrócił się do chłopaka. Lecz ów nie miał zamiaru czekać na najgorsze. Wyszeptał zaklęcie, jakoś dziwnie zmalał i... przemienił się w lisa, próbując przemknąć pod nogami prześladowcy i szukać ratunku na drodze. Ale widocznie mistrz czarnej magii przygotowany był na coś podobnego, bowiem natychmiast przywdział wilczą skórę i popędził za lisem. Rudzielec czując na karku oddech goniącego i słysząc kłapanie jego strasznych zębów, usiłujących schwycić go za skórę, co prędzej znów przemienił postać, stając się niewielkim pozłocistym pierścionkiem. Z zawrotną prędkością staczał się po stromiźnie zamkowego wzgórza, by na koniec z pluskiem pogrążyć się w nurcie niewielkiej rzeczki, przepływającej w pobliżu. Pech chciał, iż akurat pewna ryba, otworzywszy pyszczek połknęła go. Chociaż ratując życie, zdołał umknąć czarnoksiężnikowi, znalazł się w bardzo nieprzyjemnym miejscu, jakim są rybie wnętrzności. Na razie jednak nie myślał, aby stamtąd się wydostać, odpoczywając po ucieczce i z wolna wyzbywając się strachu. Czarodziej natomiast, widząc iż Wojtek umknął i próżno go ścigać, z wilka znów stał się człowiekiem i wygrażając pięścią powrócił do zamku. – Jeszcze cię dostanę! Jeszcze cię dostanę! – mruczał pod nosem. Nie dane było chłopakowi odpocząć zbyt długo. Oto bowiem rybacy, którzy akurat zapuścili się na wody rzeczułki, przypadkiem schwycili rybę, we wnętrzu której tkwił Wojtek. * * * – Kup coś z naszego połowu, dziewczyno! – zaczepił przechadzającą się tam akurat Niezapominajkę. – Kup rybę! Świeżutką smaczną, wyborną. O! Popatrz, jakie wszystkie są tłuściutkie! – Doskonale! Ojciec tak lubi ryby! Zrobię mu przyjemność. A którąż to radzicie kupić? - zapytała na koniec rybaków. – Myślimy, że owa będzie najlepsza – i podali jedną z nich. Zawinęła dziewczyna wielką tłustą rybę w liście łopianu, aby się jej nie wyślizgiwała z ręki i czym prędzej pobiegła do kuchni. Jakie wielkie było zdumienie Niezapominajki, gdy we wnętrznościach wodnego stworzenia znalazła niewielki, ale za to bardzo ładny pierścionek. – O! Jakież to mam szczęście! – zawołała i natychmiast założyła go na serdeczny palec. Gdy podawała ojcu ślicznie pachnącą, na złocisty kolor przyrumienioną porcję, ów z ukosa spojrzał na pierścionek i zasapał gniewnie. Już, już miał wybuchnąć wściekłością, ale się opanował i zrezygnowanym głosem rzekł: – Na nic, wszystko na nic. Nie uchronię cię przed nim niestety. – Przed kim, ojczulku? – zapytała zdziwiona dziewczyna. – No, przed Wojtkiem – Adalbertusem – odparł. – Nie rozumiem? – Pod postacią pierścionka, który masz na palcu nie kto inny się ukrywa, a on właśnie. Nie ma co wierzgać przeciw losowi, który najwyraźniej chce was połączyć. Zatem mnie nie pozostaje już nic prócz tego, jak zgodzić się na wasze małżeństwo! Skończywszy mówić, pstryknął palcami, wyszeptał kilka niezrozumiałych słów, a natychmiast pierścionek zsunął się z palca dziewczyny, stoczył się na podłogę i w tejże samej chwili Wojtek wrócił do swej naturalnej postaci. Przypadli oboje młodzi do nóg starego czarodzieja, dziękując za to, iż zezwolił, aby stali się mężem i żoną ale ów tylko machnął ręką i z westchnieniem powiedział: – Nie mnie dziękujcie, lecz losowi. Obyście tylko dobrze i zgodnie żyli ze sobą! – Będziemy, będziemy, ojczulku! – zawołała Niezapominajka. – Ciebie zaś Adalbertusie pragnę uczynić moim następcą – ciągnął ojciec Niezapominajki. – Przekażę ci całą moją czarnoksięską wiedzę, wszelkie magiczne przedmioty i skarby, którem przez całe życie zgromadził. Nie jesteś głupi, tak iż z czasem możesz stać się większym mistrzem ode mnie. Cóż ty na to? Nie zdążył jednak Wojtek ust otworzyć, bo dziewczyna z pasją w głosie zakrzyknęła: – O, co to, to nie! Żadnych czarów. Dość już tego! Mam trochę grosza po mamusi nieboszczce, tyle akurat, aby nam starczyło na kupno kawałka pola. Wybudujemy dom i zajmiemy się uczciwą pracą. Nie trzeba nam będzie wiele – ot tyle, aby żyć godnie i godziwie. A skarby? Cóż nam po skarbach? Najlepiej ojcze uczynisz, jeśli je obrócisz na coś pożytecznego. – O, nigdy! Przenigdy! – oburzył się czarodziej. – A zatem zrób z nimi co ci się podoba – dziewczyna wzruszyła ramionami. – Myślę, Wojtuś, że ci już magia bokiem wyszła i że nie zapragniesz do niej powrócić? - zapytała narzeczonego. – Masz rację, mój kwiatuszku. Masz rację. – Zatem żegnaj ojcze. Odchodzimy – ozwała się dziewczyna. – Jeśli kiedyś porzucisz czary, wiedz, iż w naszym domu zawsze się dla ciebie kąt znajdzie i łyżka strawy. * * * Z jakąż radością stara matka przywitała młodych. Jak się cieszyła na wieść o ich rychłym ślubie! – Nareszcie, syneczku. Nareszcie zmądrzałeś! I cóż ci z tej nauki przyszło? Przyznajże mi rację, iż myśleniem nikt się jeszcze nie najadł! – O, co to, to nie! Umieć wiele, wiedzieć wiele, toż to szczęście! Mądremu lżej i łatwiej żyć, niż ciemnemu prostakowi. Co innego jednak znaczy posiąść wiedzę, a co innego mądrze ją spożytkować