Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
A jak się czuje twoja żona, panie? – Dużo lepiej – zapewnił go Obern. – Chętnie sam to zobaczę podczas następnej wizyty. W tej chwili jestem bardzo zajęty, ale na pewno przyjdę za tydzień. – Powitamy cię z radością, panie. – Na pewno do tej pory Jesionna będzie znacznie zdrowsza, pomyślał. Nie chciał się zastanawiać, jak później będzie wyjaśniał królowi nieoczekiwane wyzdrowienie Jesionny, ale coś mu przyszło do głowy. Jesionna wypiła zawartość kubka. – Dziwne, ale lek nie jest taki gorzki jak przedtem. Mistrz Lorgan musiał dać świeższe zioła. – A może zaczął wreszcie myć moździerz i tłuczek – wtrącił złośliwie Rohan. – W Nowym Voldzie Dagdya tłukła w moździerzu gorzkie jagody, a po nich cukier, którym słodziło się owsiankę. Inne kobiety zawsze się na to skarżyły, ja też. Jesionna zachichotała. – Nie winie cię za to! – powiedziała i podniosła oczy na Oberna. – Myślisz, że moglibyśmy czasami wyjeżdżać z zamku? Tak dawno nie byłam na świeżym powietrzu. Plan, który Obern zaczął układać w myśli, kiedy ochłonął z gniewu, wymagał tylko wprowadzenia w życie. Rozważył go pod każdym względem i uznał za dobry. Jeżeli mu się to nie uda wiedział, co będzie musiał zrobić. A jeśli przy tym ucierpi, to trudno, zapłaci tę cenę za bezpieczeństwo żony. Kiedy skończy z nikczemnym królem, Florian nigdy już nie skrzywdzi Jesionny. Obern miał nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze i że zrobi to jeszcze dzisiaj. Tymczasem ubrał się w najlepszy strój, ten, który nosił na swoim weselu – włożył ciemnozielony kubrak na ozdobioną koronkami białą koszulę i przypiął do czapki broszę w kształcie okrętu. – Na razie musi ci wystarczyć siedzenie przy oknie, droga pani – rzekł. – Mistrz Lorgan powinien dziś cię zbadać. Posłałem liścik, żeby mu o tym przypomnieć. Jeżeli oświadczy, że pozwala, obiecuję, że jutro opuścimy zamek. – Czy ja też będę mógł pojechać z wami? – Rohan stanął przy ojcu, patrząc na niego błagalnie. – Oczywiście, ale tymczasem poszukaj Lathroma i powiedz mu, że pozwoliłem ci pojechać na wycieczkę po okolicy. Powinno ci to sprawić przyjemność, tak długo byłeś tu zamknięty. Rohan krzyknął z radości i pobiegł do drzwi tak szybko, że zapomniał o pożegnaniu. Obern chciał zawrócić syna, ale Jesionna go powstrzymała. – Pozwól mu pobyć samemu. Proszę, nie karć go. Obern pocałował jaw rękę. – Pójdę mu przypomnieć, że musi zabrać opończę na wypadek, gdyby zaczęło padać. Obern opuścił komnaty Jesionny, które zaczęły tracić woń choroby i lekarstw. Poszedł prosto do Wielkiej Sali. Wiedział, że Lathrom dobrze zaopiekuje się Rohanem i że jeśli teraz zacznie realizować swój plan, nie będzie miał odwrotu. Oboje, Jesionna i Rohan, są bezpieczni i nie przeszkodzą mu w niczym. Już nigdy nie nadarzy mu się lepsza sposobność. Kiedy zbliżył się do wielkich drzwi sali, usłyszał szczęk broni. To dobrze. Trwała właśnie nauka szermierki pod kierownictwem fechtmistrza Sederna. Wszedł do środka. Fechtmistrz ustawił swoich uczniów parami i teraz chodził między nimi, poprawiając postawę jednego, pracę nóg innego. Florian zauważył Oberna i podniósł ramię na powitanie. – Witaj, bracie – powiedział, a jego nosowa wymowa przywiodła Obernowi na myśl nadąsane dziecko. – Jak się czuje twoja pani? – Niedobrze, Wasza Królewska Mość – odparł Obern, udając smutek, którego wcale nie czuł. – Boje się, że niebawem umrze. Przyszedłem tutaj, żeby rozproszyć czarne myśli, przestać choć na chwilę martwić się o zdrowie żony. – Tutaj znajdziesz zapomnienie. Chcesz zmierzyć się na miecze z kimś z obecnych? – Czemu nie? Ale wyszedłem z wprawy. Nie mógłbym poprosić żadnego z twoich towarzyszy o pobłażliwość. Florian zarżał jak koń, co u niego oznaczało śmiech. Zupełnie jakby Obern w ogóle nie wspomniał o złym stanie zdrowia Jesionny. – Mówi się, że Morscy Wędrowcy rodzą się z mieczami w dłoniach! Chyba jesteś zbyt skromny. – Jestem pewien, że moje umiejętności są niczym w porównaniu z twoimi, panie. Podobno jesteś najlepszym szermierzem w Rendelu. Było to bezczelne kłamstwo, ale Obern nie czuł oporów przed udawaniem w tym zamku. Wstrzymał oddech, bo wszystko zależało od następnych słów Floriana. Dotknął palcem swego miecza, dzieła Rinbella; jako bliski krewny króla miał prawo nosić broń w jego obecności. – Jestem niezły – odparł Florian – ale chciałbym wypróbować swoje umiejętności z kimś spoza mojego dworu, kto nic nie zyska, pozwalając mi wygrać. Właśnie z kimś takim jak ty. Zechcesz stoczyć ze mną walkę, bracie? Oficjalny pojedynek? Ten, kto pierwszy trafi trzy razy, ten zwycięży. Obern nie mógł powstrzymać uśmiechu. – To na pewno poprawiłoby mi nastrój, Wasza Królewska Mość. Ale żaden z nas nie jest przygotowany do oficjalnego pojedynku. – Och, przecież masz swój miecz. Zdejmij kubrak, weź maskę i pikowaną kamizelkę. Znajdź taką, która na ciebie pasuje, a ja pójdę do moich komnat i ubiorę się tak, żeby cały dwór mógł na mnie patrzeć. Wezmę też mój ulubiony miecz, którego szkoda mi na codzienne ćwiczenia. Zaczniemy od razu po moim powrocie, dobrze? – Niech tak będzie, Wasza Królewska Mość. Przypieczętujesz to uściskiem dłoni? – Oczywiście. Obern napluł na dłoń i wyciągnął ją do króla. Po krótkim wahaniu Florian zrobił to samo. Przypieczętowawszy w ten sposób umowę, król rozkazał, żeby położono maty i przyniesiono podwyższenia dla widzów